Efektowna, ale nudna wizja końca. 6
Siłą napędową kampanii reklamowej najnowszego dzieła Emmericha było przede wszystkim ogólne zainteresowanie przepowiednią Majów na rok 2012. Zainteresowanie to w dużym stopniu łączy się ze strachem, który jest jednym z silniejszych ludzkich uczuć. Do tego wszystkiego smaku narobiły naprawdę dobrze wyglądające zwiastuny. Zatem nic dziwnego, że spore rzesze ludzi ruszyły do kin. Wydawać by się mogło, że będzie to interesujący i napawający lękiem film. Niestety zamiast tego widz otrzymał nudny, przeładowany ckliwymi scenami obraz, w którym tylko scenografia i efekty robiły wrażenie.
Historia rozpoczyna się standardowo, przedstawione jest życie przeciętnej rodziny, oczywiście po rozwodzie. Ojciec stara się na swój sposób dbać o relacje z dziećmi, jednak te mają do niego pretensje i traktują go z dystansem. W pewnym momencie całe ich życie, podobnie jak wszystkich innych ludzi, się zmienia. Krótko mówiąc: nic nowego. Naukowcy odkrywają, że zwiększona aktywność słońca doprowadzi do kataklizmów na ziemi. I w tym momencie zaczyna się to, na co wszyscy czekali, koniec świata. I za to należy dać twórcom filmu dużego plusa, gdyż ich wizja apokalipsy jest powalająca. Efekty robią naprawdę oszałamiające wrażenie. Rozstępująca się ziemia, przewracające się budynki, zatapiane miasta - czysty chaos, czyli armagedon taki jakim powinien być. Niestety, sporo tych scen można było zobaczyć już w zwiastunach. Fakt, że na dużym ekranie lepiej działają na widza, to jednak w głębi duszy oczekiwało się czegoś więcej. A to nie jedyna rzecz, która może nie spełnić oczekiwań. Pomyśleć można, że skoro scen skupiających się głównie na efektach jest mało, to może scenariusz będzie ciekawy i zaskakujący. Jednak tu również widza spotyka zawód, film jest po prostu nudny. Jedyne napięcie czy emocje wywołane są przez tandetne triki filmowe, na zasadzie „uda się czy nie, dobiegnie czy nie dobiegnie”.
Kreacje aktorskie nie wybijają się ponad poziom całej produkcji, zresztą scenariusz by na to zbytnio nie pozwolił. Przeważają płytkie, mało interesujące postacie, którymi widz interesuje się tylko z powodu sytuacji w jakiej się znaleźli. Nie wywołują one uczucia empatii, pomimo że ewidentnie takie było ich zadanie. Może właśnie dlatego, że twórcy przesadzili, ładując w film masę prawie takich samych scen, w których bohaterzy wypłakują się rozmawiając z bliskimi. W końcu widz uodparnia się na to i dostaje znieczulicy. Rolą, która jakoś się wyróżnia, głównie dlatego, że rozbawia oglądających jest epizodyczna rola Woody'ego Harrelsona.
Podsumowując, w filmie zabrakło tego o czym była mowa na początku, a co powinno być w tym wypadku najważniejsze, a mianowicie strachu. Data 2012 miała wywoływać mały dreszczyk emocji nawet u sceptyków. W końcu w przepowiedni Majów jest coś niezwykłego, co przyciąga i wzbudza zainteresowanie, a po seansie będzie się ona kojarzyć raczej z nudą. Świetne efekty zostały tutaj przyćmione przez mało interesującą historie, która zresztą i tak była w dużym stopniu zapożyczona z innych produkcji o tematyce katastroficznej.
Piękne efekty specjalne. Ale czy to ma nadrobić fabułę?!