Gimnazjaliści Felix, Net i Nika przeżywają podczas wakacji niezwykłą podróż w czasie. Felix (Kamil Klier) jest młodym wynalazcą, Net (Maciej Stolarczyk) znakomicie zna się na komputerach, a Nika (Klaudia Łepkowska) ma zdolności paranormalne. Towarzyszy im Manfred (głos Cezarego Pazury), program sztucznej inteligencji stworzony przez Neta i jego tatę. Podczas swoich przygód młodzi bohaterowie napotykają wiele trudności i niebezpieczeństw, ale siła ich przyjaźni oraz nadzwyczajne umiejętności pomogą im wyjść cało z największych opresji.

O filmie

Gimnazjaliści Felix, Net i Nika przeżywają podczas wakacji niezwykłą podróż w czasie. Felix jest młodym wynalazcą, Net znakomicie zna się na komputerach, a Nika ma zdolności paranormalne. Towarzyszy im Manfred, program sztucznej inteligencji stworzony przez Neta i jego tatę. Podczas swoich przygód młodzi bohaterowie napotykają wiele trudności i niebezpieczeństw, ale siła ich przyjaźni i nadzwyczajne umiejętności pomagają im wyjść cało z największych opresji.

O produkcji

Nakręćmy to!

Kwestią czasu było więc, by powieściami zainteresowali się filmowcy. Cykl zaintrygował reżysera i scenarzystę Wiktora Skrzyneckiego, cenionego dokumentalistę, mającego znaczące doświadczenie w realizacji filmów dla młodzieży („Wszystko powiem Lilce!”, „Mysz”). – Na książki Kosika zwrócił mi uwagę ktoś z telewizji. Przeczytałem i szybko nabrałem pewności, że ten cykl stanowi materiał nie na jeden film, ale być może na całą serię. Te powieści, moim zdaniem, uruchomiają wyobraźnię, zachowując przy tym wiele zalet realistycznej prozy. Od czasów Bahdaja i Nienackiego nie było tak dobrych książek dla młodzieży – naprawdę inteligentnych. Myślę, że trzeba spróbować reaktywować polskie kino młodzieżowe, w które dystrybutorzy niezbyt wierzą. Proza Kosika daje ku temu okazję.

Jednak droga na ekran „Felixa...” była dość długa i nieco wyboista. Początkowo myślano o realizacji serialu telewizyjnego według „Felixa, Neta, Niki i Gangu Niewidzialnych Ludzi”. Skrzynecki i Kosik wspólnie pracowali nad scenariuszem. Planowano dwunastoodcinkowy serial (każdy rozdział był książki był właściwie oddzielną historią) w oparciu o pierwszy tom cyklu oraz film fabularny według drugiego tomu. Tekst trzech odcinków nagrodzono w Polsko-Włoskim Konkursie na Scenariusz Filmu dla Młodego Widza. Jednak Telewizja Polska naciskała na redukcję kosztów i praktycznie zawiesiła produkcję. Przez kolejne pięć lat szukano producenta i starano się skompletować zadowalający budżet. Ogromną rolę miały w filmie odegrać kosztowne efekty specjalne. Wreszcie udało się doprowadzić do realizacji. – Koszt musiał wynieść 6-7 milionów, więc długotrwałe zbieranie funduszy było czymś naturalnym – komentował reżyser. Przedpremierowe pokazy filmu „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” odbyły się podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, w ramach Panoramy Polskiego Kina.

Grali jak z nut

Kluczową sprawą było dobranie właściwej obsady. Castingi trwały ponad dwa lata, stawiło się około dwóch tysięcy kandydatów. Rezultaty usatysfakcjonowały twórców. Zdaniem reżysera, Maciek Stolarczyk, wykonawca niezwykle naturalny, jest już w pełni ukształtowanym i świadomym używanych środków wyrazu aktorem, a przy tym wielce pomysłowym artystą. – Pamiętam, że po jakichś trzech zadaniach przerwałem mu, bo byłem pewien wyboru. A Maciek pomyślał, że go tak szybko odrzuciłem... Natomiast dziewczynkę znalazłem dosłownie w ostatnim castingu. Miała niezwykle sugestywne spojrzenie.

Pomiędzy całą trójką zapanowała wkrótce filmowa „chemia”. – Prawdziwe napięcia, młodzieńcze sympatie i antypatie pięknie przenosiły się na plan i dodawały bohaterom autentyczności – zauważył Skrzynecki. – Podwójną rolę przybysza z czwartego wymiaru zagrał Adam Woronowicz. Był doskonale przygotowany. Już o szóstej rano, kiedy zaczynaliśmy pracę, miał liczne propozycje i przeważnie – rację. Gdy zagrał coś wspaniale, zawsze dodawał: doskonale to wymyśliłeś.

Kosik mówił: – Zarezerwowałem sobie prawo veta wobec ewentualnego wyboru aktora, który trudno byłoby mi zaakceptować. Ale wszyscy, którzy zostali wybrani, spodobali mi się. Musieliśmy tylko trochę przekonywać Wiktora – ja i kilku wielbicieli cyklu – by Nika, jak w powieści, była ruda. Klaudii tak się ten rudy kolor spodobał, że zostawiła go sobie na jakiś czas. Uparłem się też, że Nika ma chodzić w glanach, choć chciano ją ubrać w trampki. To też się udało.

Jak młodzi aktorzy wspominają pracę na planie? – Było kilka sytuacji, które momentami mogły wydłużyć czas pracy – opowiadał Kamil Klier (Felix). – Zdarzało się na przykład, że naszą trójkę, a czasami całą ekipę, po godzinie 17. łapały niepowstrzymane napady śmiechu, bez konkretnego powodu. I tak, w bardzo śmiesznym stylu, plan zdjęciowy, zamiast o 20., kończył się godzinę później. Dla Klaudii Łepkowskiej (Nika) największym wyzwaniem okazała się być scena, w której Nika przyznaje się przed chłopakami, że jest sierotą. – Jest to jedna z niewielu scen, w których postać Niki otwiera się przed widzem, kiedy poznaje on jej wrażliwość – tłumaczyła młoda aktorka. – Wymagała ona ode mnie dużej koncentracji i wielu godzin przygotowań, dlatego też zapadła głęboko w mojej pamięci.

Trójka młodych wykonawców przeczytała książki Kosika przed zdjęciami do filmu. – Otrzymałem wraz ze scenariuszem wszystkie (wtedy) sześć części, które z przyjemnością przeczytałem – relacjonował Kamil. Klaudia mówiła: – Pierwszy raz z twórczością Rafała Kosika zetknęłam się już w podstawówce, jednak z całą serią „Felix, Net i Nika” zapoznałam się bliżej dopiero przed castingami. Maciej Stolarczyk (Net) przyznał: – Nie znałem wcześniej powieści Rafała Kosika, słyszałem o nich od znajomych, ale osobiście poznałem je dopiero przed produkcją filmu.

Czy swoją przyszłość zawodową widzą w filmie? Kamil, który ma za sobą liczne występy w serialach, mówił: – Już od pewnego czasu nie wiążę swojej przyszłości z aktorstwem. Co nie oznacza, że moja przygoda z filmami jest zakończona, właściwie dopiero się zaczęła. Klaudia zdradzała: – Jeśli pomyślnie ukończę szkołę baletową, a to będzie za dwa lata, otrzymam dyplom tancerza. Taniec to moja ukochana dziedzina sztuki. Sadzę, że aktorstwo poniekąd wiąże się z tańcem. Dlatego mam do wyboru dwa kierunki studiów, które mnie bardzo inspirują. Powiem tylko tyle, że już zaczęłam intensywne przygotowania do egzaminów na studia. A Maciej, który, podobnie jak Kamil, ma już sporo doświadczeń aktorskich, zapowiadał tajemniczo: – Film raczej nie wpłynie na moje dalsze wybory, ponieważ podjąłem już decyzje.

Dość szczególną i bardzo ważną rolę Manfreda, czyli programu sztucznej inteligencji, stworzonego przez Neta i jego tatę, objął Cezary Pazura. – To było rzeczywiście nie lada wyzwanie! – potwierdzał. – Dużo prościej jest użyczyć głosu postaci np. w filmie animowanym niż programowi sztucznej inteligencji... Brzmi zupełnie abstrakcyjnie, prawda? Na szczęście moja wyobraźnia i tym razem mnie nie zawiodła i podołałem temu zadaniu. Na pytanie o osobowość Manfreda, aktor odpowiedział: – To program sztucznej inteligencji, więc raczej trudno mówić o osobowości. Starałem się jednak nadać mu jakiś kształt czy też... charakter. Mam nadzieję, że to się udało. Według Pazury, który sam jest reżyserem i producentem, kino młodzieżowe w Polsce ma dużą przyszłość. – Coraz więcej młodych ludzi chodzi do kina i przyznam szczerze, że wielu twórców filmowych cały czas o nich myśli i dla nich pracuje, po to, by młody widz po wyjściu z kina był zadowolony – podsumowywał.

Choć przykro, trzeba ciąć

Wierni fani twórczości Kosika i czytelnicy „Teoretycznie Możliwej Katastrofy” muszą być przygotowani na zmiany w fabule filmu nakręconego na podstawie książki. Skrzynecki i Kosik scenariusz pisali wspólnie. Pracując nad wersją kinową, zdecydowali o bolesnych, acz koniecznych skrótach. Początkowy wariant scenariusza był tak obszerny, że gotowy film musiałby trwać około dziewięciu godzin! Nie zobaczymy więc na ekranie chociażby Warszawy przyszłości; za to wprowadzono nowe, nieobecne w pierwowzorze literackim postaci. – Książka ma ponad 600 stron, więc wybrałem jeden wątek fabularny, a Rafał się ze mną zgodził. Takie były ograniczenia narracji filmowej i – nie ukrywajmy – techniczne wymogi. Ale pisząc tekst założyliśmy, że nie będziemy się mocno pod względem techniki ograniczać, bo to mogłoby się stać paraliżujące. Kosik wspominał: – Napisaliśmy kilka wersji scenariusza, ściśle je ze sobą wzajemnie konsultując. Trochę papieru wylądowało w koszu, ale myślę, że w końcu się udało. Starałem się uniknąć schematu, według którego bohaterowie muszą walczyć z bardzo czarnym charakterem. Jednak pisząc tekst, w imię wyrazistej dramaturgii, poszliśmy w tej sprawie na pewien, przyznam, dla mnie trochę bolesny, kompromis. Wiele poprawek wprowadzaliśmy na planie, a to głównie ze względu na dość skomplikowaną fabułę z podróżą w czasie. Jasne, że zależało nam, by narracja była maksymalnie logiczna i czytelna. Parę razy odwiedziłem ekipę, mieliśmy też gorącą linię telefoniczną. Ale podczas realizacji starałem się po prostu nie przeszkadzać. Praca całej ekipy wywarła na mnie spore wrażenie. To dziwne i jakoś wzruszające widzieć, jak własna wizja się materializuje. Zdarzyło się, że młodzi aktorzy poprosili o korektę dialogów. – Miało to miejsce podczas pracy nad specyficznym fragmentem filmu – opowiadał pisarz. – Bohaterowie znaleźli się w czasach II wojny światowej i musieli przechytrzyć esesmana, który znał polski, ale nie znał współczesnego języka młodzieżowego. Tak więc dzieciaki użyły komputerowego slangu. Młodzi aktorzy przerobili mój tekst, bo uważali, że oryginał brzmiał nieco sztucznie. Spisali się świetnie. Czuło się też nacisk fanów. Gdy na stronie www pisarza zamieszczono pierwsze zdjęcia z planu, w ciągu kilku dni pojawiło się ponad tysiąc komentarzy – często bardzo emocjonalnych! – dotyczących wyglądu filmowych bohaterów.

Podziemne kino

Zdjęcia trwały od 12 lipca do 1 września 2010 roku. Plenery to: Poznań (Zespół Szkół Ogólnokształcących nr. 1 im. K. Marcinkowskiego), Pniewo (Międzyrzecki Rejon Umocniony), Ustka, Czołpino, Radiówek, Konstancin Jeziorna, Wilków, Warszawa, Londyn. Duża część zdjęć miała miejsce w MRU, czyli Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym, zwanym też Umocnionym Łukiem Odry i Warty. Jest to potężny zespół niemieckich bunkrów z lat 1934–1944, który obecnie w całości znajduje się w granicach Polski. W skład systemu wchodzą jedne z największych podziemnych fortyfikacji świata, które ciągną się przez Skwierzynę, i Boryszyn, aż na południe Odry, z najciekawszym kompleksem podziemnym w Pniewie, udostępnianym dla zwiedzających. Na potrzeby filmu fortyfikacje te zagrały bazę w Milo. – Praca nie była łatwa, choć sceneria – wymarzona. Kłopoty sprawiał zwłaszcza transport naszego sprzętu pod ziemię. Trzeba było go spuszczać na specjalnych linach aż siedem pięter w dół – opowiadał reżyser. – Mieliśmy także zdjęcia w Radiówku, w dawnej bazie zagłuszania Wolnej Europy. Tu znajdował się nasz ważny dla dramaturgii pierścień. Tak naprawdę rzadko wychodziliśmy na powierzchnię. A nad morzem, gdzie toczy się większość akcji filmu, kręciliśmy praktycznie jeden dzień. I oczywiście – taki już los filmowca – trafiliśmy na całą gamę pogodową.

Pisarz parokrotnie odwiedził ekipę na planie. W swym blogu wspominał o problemach z pogodą, zwłaszcza w scenach plażowych (na szczęście pogoda zepsuła się dopiero po zakończeniu najważniejszej partii zdjęć) oraz opisywał pracochłonne kręcenie scen deszczowych, gdy deszcz nie padał. Sporo miejsca poświęcił czworonożnemu aktorowi drugoplanowemu. – Caban jednak zagrał w filmie – pisał. – Rólka drobna, ale ubogaca film, więc mam nadzieję, że nie wypadnie w montażu. Oczywiście zwierzę na planie to poważne utrudnienie. Nie wystarczy bowiem, że zrobi, co się od niego chce, ma to zrobić nie raz. Każda scena nagrywana jest kilka razy i z kilku ujęć. Pies powinien dokładnie powtórzyć swoją rolę tak samo za każdym razem. Wypadałoby użyć tresowanego psa, ale skąd wziąć nagle tresowanego psa rasy czarny terier rosyjski? Caban jednak dał radę, bo zwyczajnie jest mądrym i grzecznym psem. Okazało się, że do pokierowania nim wystarczą komendy i sztuczki, jakie powinien znać każdy dobrze ułożony pies. (…) Czytelnicy lubią Cabana, więc zrobiliśmy wiele, by prawdziwy Caban zagrał w filmie. Proponowano mnie i Kasi, żebyśmy się pojawili na moment w kadrze, my jednak woleliśmy obsadzić Cabana. Szczerze mówiąc, myślę, że Wiktor nie był tym zachwycony. Zwierzęta na planie często potrafią opóźnić pracę. Ciut się bronił przed jego udziałem, wreszcie zgodził się, pod warunkiem, że będziemy kręcić z samego rana. A ja pracuję w nocy i wstaję raczej późno. Caban jednak nie zawiódł. Szczerze mówiąc, tego dnia to aktorzy się bardziej mylili niż on. Podczas ostatniego dubla Caban już zaczął grać po sygnale: Akcja! Choć bohaterowie przeżywają swe przygody nad morzem, większość zdjęć powstała całkiem gdzie indziej. Upatrzony dom, który miał zagrać dom letniskowy, okazał się bardzo drogi. – W tej sytuacji skończyło się jak zwykle – pracowaliśmy pod Warszawą. Wykorzystaliśmy willę Wedla w Konstancinie. Wypadła naprawdę bardzo nadmorsko – opowiadał Skrzynecki.

Śmiech i plusk

Duża część zdjęć miała miejsce w Londynie. Niestety nie udało się nakręcić sceny rozbrajania bomby przez dzieciaki na słynnym kole obserwacyjnym – diabelskim młynie – London Eye (Londyńskie Oko). Pisarz obejrzał szczelnie zamykaną gondolę, odbywając przejażdżkę. Jednak zdecydowane weto postawiły tamtejsze służby specjalne. W tej sytuacji przerobiono szybko scenariusz i postanowiono sekwencję tę nakręcić na statku wycieczkowym płynącym po Tamizie. – Nie mogliśmy zrezygnować z tej sceny, bo poprzednie i następujące po niej były już nakręcone – tłumaczył Kosik. – Trzeba było bardzo szybko dokonać korekty tekstu i kręcić. Okna miały być zasłonięte, ponieważ bomba według scenariusza musiała być unieszkodliwiona w hermetycznie zamkniętym pomieszczeniu. – W pewnym momencie dobiegł mnie śmiech ekipy – wspominał reżyser. – Zdziwiłem się, ale wkrótce dowiedziałem się, co się stało. Otóż z jakichś niewyjaśnionych do dziś przyczyn jedno z okien wypadło i plusnęło do Tamizy. Pożegnaliśmy się z nim na zawsze, a powstały otwór musieliśmy jakoś sprytnie zamaskować. Była to w ogóle bardzo trudna sekwencja – w filmie miała trwać siedem minut – a to naprawdę bardzo długo. Mieliśmy na to tylko trzy godziny, a to naprawdę bardzo mało. Normalnie pewnie by się pracowało jakieś dwa dni. W dodatku uczestniczyło w niej wielu angielskich aktorów, a czasu brakowało. Wpadliśmy na pomysł, by zgromadzić Anglików w jednym miejscu i w ten sposób lepiej nad nimi zapanować. Resztę załatwiła postprodukcja. Było nerwowo – nie da się ukryć. Ale chyba dzięki temu udało się oddać tę nerwowość, która siłą rzeczy musi towarzyszyć rozbrajaniu bomby. Pracowano także w londyńskim metrze (tam też obowiązywały ostre obostrzenia dotyczące bezpieczeństwa) oraz na stacji metra wykorzystywanej tylko do kręcenia filmów – gdzie panowała o wiele większa swoboda. Anglicy proponowali nawet użycie specjalnego pociągu, ale to zbyt podrożyłoby koszty produkcji. Wykorzystano więc ujęcia autentycznych wagonów. Ku radości filmowców okazało się, że tunele metra zdumiewająco podobnie, niemal bliźniaczo, przypominały korytarze w MRU, co pozwoliło zachować ciągłość narracji. – Kręciliśmy także na ulicach Londynu, między innymi na Picadilly Circus i to była prawdziwa przyjemność – mówił Skrzynecki. – Wszyscy zachowywali się naturalnie i nikt nie zwracał uwagi na kamery. Jak wskazuje doświadczenie, w Polsce jest zgoła inaczej – ludzie nie potrafią się powstrzymać od wpatrywania w obiektyw i w takiej sytuacji trzeba zamknąć ulicę i wykorzystać statystów.

Lightcraft rządzi

Następnie rozpoczął się długotrwały proces postprodukcji. Liczba efektów komputerowych jest rekordowa, jeśli chodzi o polskie kino. Odpowiedzialna jest za nie firma Lightcraft. Firma ta, istniejąca od 1997 roku, produkuje reklamy (m.in. Skok Stefczyka, Ibuprom, Camerimage 2011), teledyski (Sabaton, Ania Dąbrowska, Smolik, Feel) oraz zajmuje się postprodukcją i efektami specjalnymi. Już wcześniej odnosiła znaczące sukcesy. Jej specjaliści pracowali między innymi przy filmach „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna, „Boisko bezdomnych” Kasi Adamik, a także przy produkcjach międzynarodowych, takich jak „97 Minutes” Rogera Christiana, „The Consul of Bordeaux”, „House” (2008) Robby'ego Hensona z Michaelem Madsenem, „Thr3e”. – Zaczęliśmy od tego, że pokazaliśmy w Lightcrafcie scenariusz i spytaliśmy, co z tego, co zaproponowaliśmy, da się zrobić. Odpowiedzieli – wszystko. I tak rzeczywiście było. Chociaż pewne partie filmu wyobrażałem sobie nieco inaczej – opowiadał reżyser. Na przykład kluczowy dla fabuły Pierścień Wunrung w rzeczywistości był makietą skonstruowaną z prowizorycznych, pomalowanych na zielono listew. Docelowy pierścień został w całości stworzony komputerowo. Trójgłowa Rosiczka goniąca Ekierkę (czyli nauczycielkę matematyki) została także wygenerowana komputerowo i wmontowana do filmu w postprodukcji. Rosiczka musiała się dynamicznie ruszać. – Dzieciaki grały do zielonej kulki na kiju. Ale wybraliśmy takich wykonawców, którzy – jak myślę – naprawdę mieli wyobraźnię. Przetestowałem ich pod tym względem podczas zdjęć próbnych. Jednym z bohaterów jest przecież zmaterializowany program komputerowy – tłumaczył reżyser.

Na planie był cały czas obecny przedstawiciel Lightcraftu, który podpowiadał ekipie, co można zrobić w sensie kompozycji przestrzennej. I konsultował, czy i na ile można ruszyć kamerę, by nie zepsuć planowanych efektów komputerowych. Scenografka też była w stałej łączności ze specami z firmy. Pytanie brzmiało: czy dekoracje trzeba koniecznie budować? Często okazywało się, że nie. – Podczas postprodukcji, która trwała ponad rok, raz, dwa razy w tygodniu odbywałem konsultacje z Lightcraftem. Nie mogłem częściej, bo po prostu przeszkadzałbym im w pracy, ale każdy ważny element dokładnie omawialiśmy. I myślę, że dało to niezłe rezultaty – podsumowywał reżyser.

Film odbędzie podróż po świecie. Zostanie pokazany m.in. w konkursie międzynarodowym na festiwalu filmowym CINEKID w Amsterdamie (13-26 października). Na pokaz zaproszono reżysera Wiktora Skrzyneckiego oraz odtwórczynię roli Niki Klaudię Łepkowską.

O twórcy

Wiktor Skrzynecki

Reżyser, scenarzysta i operator. Urodził się 28.05.1945 roku w Łodzi. Po ukończeniu studiów pracował jako operator w warszawskiej WFD. Od 1980 roku zrealizował wiele filmów oświatowych i dokumentalnych (m.in. „Była taka szkoła”, „ROPCiO”, „50 lat Warszawskiej Jesieni. Mam to zagrać maestro?”). Już jako reżyser związał się z Zespołem Filmowym „Perspektywa”, gdzie zadebiutował kinowym filmem fabularnym „Bez grzechu”. Współpracował także z Zespołem Filmowym „Dom”.

Obsada

Maciej Stolarczyk (Net Bielecki)

Wystąpił m.in. w filmie „Solidarność, Solidarność...” (2005), serialu „Magiczne drzewo” (2005) Andrzeja Maleszki, serialu „Codzienna 2 m.3” (2005–2007) i „Ranczo” (2007) oraz filmie „Hania” (2007) Janusza Kamińskiego. Pracował jako aktor dubbingowy przy filmach „Rodzinka Robinsonów” („Meet the Robinsons”, 2007) i „Złoty kompas” („The Golden Compass”, 2007).

Klaudia Łepkowska (Nika Mickiewicz)

Wyłoniona w castingu, debiutuje jako aktorka na dużym ekranie. Uczy się w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej w Warszawie.

Kamil Klier (Felix Polon)

Urodził się w 1995 roku we Wrocławiu. Zagrał w serialach „Gorący temat” (2002–2003), „Na dobre i na złe” (2003), „Świat według Kiepskich” (2004), „Tango z aniołem” (2005–2006), a także w „Lejdis” (2008).

Adam Woronowicz (rybak)

Urodził się 25.12.1973 roku w Białymstoku. W 1997 roku ukończył Akademię Teatralną w Warszawie i rozpoczął występy sceniczne. Zdobył liczne prestiżowe nagrody teatralne, między innymi „Feliksa Warszawskiego” w kategorii Najlepsza Drugoplanowa Rola Męska za rolę Philipa w „Kształcie rzeczy” Neila LaBute'a w warszawskim Teatrze Powszechnym (2003); nagrodę aktorską za tę samą rolę na III Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona” w Zabrzu (2003); nagrodę w dziedzinie aktorstwa za rolę Adriena w przedstawieniu „Powrót na pustynię” Bernarda-Marie Koltesa w Teatrze Powszechnym w Warszawie na III Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy (2004); nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za rolę w „Słomkowym kapeluszu” w Teatrze Powszechnym oraz w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego” w Teatrze TV (2005); nagrodę za rolę męską – Mężczyzny, w przedstawieniu „Między nami dobrze jest” w TR Warszawa, w XVI Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej (2010). Z wielkim uznaniem przyjęto jego filmowe występy, zwłaszcza w „Popiełuszce”, „Chrzcie” i „Ki”.

Pierwsza zasada: nie nudzić!

Powieściowy cykl Rafała Kosika o Feliksie, Necie i Nice to jeden z największych komercyjnych sukcesów ostatnich lat na polskim rynku wydawniczym. – Kosik świetnie rozłożył proporcje między akcją (która musi gnać na złamanie karku), edukacją (bo dzieci nie wolno ogłupiać) i humorem – pisał Robert Ziębiński o książkach tego autora na łamach „Newsweeka”. W swej pozytywnej opinii nie był odosobniony. Udało się sprzedać już ponad 450 tysięcy egzemplarzy książek z tego liczącego do tej pory dziewięć tomów cyklu.

Autor serii Rafał Kosik urodził się 8 października 1971 roku w Warszawie. Studiował architekturę, jednak po trzech latach przerwał naukę na Politechnice Warszawskiej, by w 1996 roku założyć własną firmę – agencję reklamową Powergraph. W 2004 zaczął przekształcać firmę w wydawnictwo, a trzy lata później zdecydował się zająć wyłącznie pisaniem. Powergraph wydaje także innych autorów z kręgu fantastyki (Robert M. Wegner, Joanna Skalska) i nie tylko (Szczepan Twardoch, Jakub Małecki), a Kosik, rad z tego, że sam sobie jest szefem, sprawuje kontrolę nad każdym etapem powstawania swych książek.

Pisarz zadebiutował opowiadaniem „Pokoje przechodnie” w miesięczniku „Nowa Fantastyka” (9/2001). Potem opublikował kilkadziesiąt opowiadań, głównie w takich pismach, jak „Nowa Fantastyka” i „Science Fiction” oraz internetowych „Fahrenheit” i „Esensja”. Jego pierwszą powieścią był „Mars” (2003), potem ukazały się „Vertical” (2006, nominacja do Nagrody Janusza A. Zajdla; powieść ta zwyciężyła w konkursie Nautilius 2006, wraz z „Czarnym pergaminem” Rafała Dębskiego) i „Kameleon” (2008, nagroda im. Janusza A. Zajdla), obie docenione przez znawców gatunku. Wspomniane wcześniej opowiadania Kosik wydał w zbiorze „Obywatel, który się zawiesił” (2011). Kolejny tom opowiadań, „Nowi ludzie”, ukazał się w 2012 roku. Pisarz jest także autorem rysunków satyrycznych (publikował m.in. w „Playboyu”).

Kosik stara się kreślić przekonujące wizje przyszłości, choć zdaje sobie sprawę, jak zawodne bywają prognozy. Największą popularność osiągnął podpisany przez niego cykl powieści science fiction dla młodzieży „Felix, Net i Nika”. Autor postawił na dynamiczną, intrygującą fabułę i wyraziste postaci bohaterów. Jak wielokrotnie podkreślał w wywiadach, pisze z wielkiej potrzeby opowiadania. Nie ucieka przed treściami edukacyjnymi, przedstawionymi w atrakcyjnej formie. Za swych mistrzów uważa Lema, Dicka i Kinga. Jak jego wielcy poprzednicy, pragnie łączyć gatunkowe reguły science fiction i horroru z obserwacjami na temat współczesnego świata. Swe książki kieruje do młodych ludzi, „bo oni jeszcze nie zatracili zdolności dziwienia się”. Odwoływał się więc w swych utworach do odkryć fizyki kwantowej, genetyki, kosmologii, informatyki czy socjologii. Twierdzi, że nie boi się konstruktywnej krytyki, która bardzo mu pomagała i pomaga, i że czas spędzony na częstokroć żmudnych poprawkach nie jest czasem straconym.

Powieści o przygodach trójki warszawskich gimnazjalistów zyskały sobie zarówno ogromną sympatię czytelników, jak i uznanie krytyki, co przecież nie zawsze idzie w parze. Powstały liczne fankluby i blogi. Entuzjastą cyklu był między innymi Wojciech Orliński, który na łamach „Gazety Wyborczej” porównywał dokonania Kosika do książek Lema i Edmunda Niziurskiego. Dwa pierwsze tomy serii otrzymały główną nagrodę literacką i tytuł Książki Roku 2005 Polskiej Sekcji IBBY – International Board on Books for Young People; tom trzeci również był do tej nagrody nominowany, tom czwarty zaś otrzymał nagrodę Małego Donga „Dziecięcy Bestseller Roku 2007”.

Za wielką zaletę prozy Kosika uznaje się jej mocne osadzenie w rodzimych realiach. Bohaterowie – uczniowie gimnazjum – mówią żywym, potocznym, naturalnym dla swego pokolenia językiem, a ich perypetie szkolne potraktowane są z humorem. Tej niezwykłej trójce zdarza się rozwiązywać niecodzienne zagadki, podróżować w czasie czy budować zadziwiające urządzenia. Wszyscy troje zderzają się także z gimnazjalną rzeczywistością: zmagają się ze szkolnym gangiem wyłudzającym pieniądze, stykają się z problemem narkotyków, czy biorą udział w wyborach do uczniowskiego samorządu.

W utworach Kosika dominuje szybko i pomysłowo skonstruowana akcja, ale nie można narzekać na brak refleksji. Krytycy podkreślają nienachalny dydaktyzm, odwołania do różnych dziedzin wiedzy, polskiej historii oraz pochwałę przyjaźni i odpowiedzialności. W nielicznych wolnych chwilach pisarz czyta, śledzi nowości kinowe, a czasem gotuje. Jest też wielkim wielbicielem motoryzacji.

Na pytanie Marka Doskocza z „Wirtualnej Polski” (7.12.2011), skąd czerpie inspirację, Kosik odpowiedział: – Z całego życia. Choć rzadko zdarza mi się opisać konkretne, zaobserwowane sytuacje, większość mojej twórczości (mimo że to fantastyka) w mniejszym lub większym stopniu odnosi się do naszego współczesnego świata. Pisarz to rodzaj medium rzeczywistości, przedstawiający ją może w sposób przerysowany, ale przez to chyba prawdziwszy, bo wskazujący to, co najważniejsze.

Kosik bywa pesymistą: – W przyszłości indywidualistom będzie znacznie trudniej wyłamywać się z szeregu, będą bowiem przez system traktowani jako elementy kłopotliwe, żeby nie powiedzieć: wadliwe – mówił w tym samym wywiadzie.

Poczytaj mi, tato

A o genezie słynnego cyklu opowiadał: – „Felixa” zacząłem pisać, gdy miałem już pewne doświadczenie w tworzeniu dorosłej fantastyki. Zauważyłem, że nie ma dobrych polskich powieści sf dla nastolatków. Prawdę mówiąc, w ogóle jest bardzo mało jakiejkolwiek inteligentnej polskiej literatury dla tej grupy wiekowej. Gdy mój syn miał kilka lat, wieczorami czytałem mu przed snem, by wyrobić w nim nawyk czytania. Po kilku latach… skończyły się nam książki. No to napisałem kolejne, żebym miał mu co czytać. Teraz oczywiście czyta samodzielnie. A oto jeszcze kilka szczegółów dotyczących powstania serii, które zdradził nam pisarz: – Moja żona Kasia czytała naszemu synowi książki mainstreamowe, ja – fantastykę. Pierwotnie miałem zamiar pisać książki dla małych dzieci, coś w stylu klasycznej już serii „Poczytaj mi, mamo”. Ale okazało się, że to, co stworzyłem, było adresowane raczej do młodszych nastolatków. I tego się już później trzymałem. Pierwszym czytelnikiem i recenzentem był nasz Jasiek. Potem zaczął czytać sam. Ta powieść powstała w sposób nieco inny niż pozostałe moje utwory. Naszkicowałem sobie wstępny plan. Razem z Kasią zastanawialiśmy się nad bohaterami i konstrukcją. Chcieliśmy stworzyć wiarygodną szkolną paczkę. Mamy luzaka Neta, rozsądniejszego Felixa, no i Nikę. Chcieliśmy zainteresować mocniej chłopaków, bo, jak wiadomo, dziewczyny o wiele więcej czytają. Język, którym się posługuję, w jakiejś części jest podsłuchany, ale głównie wytropiony na różnych blogach i po prostu wymyślony przeze mnie. Strzegę się mocno używania modnych słów, bo, moim zdaniem, może to sprawić, że tekst zbyt szybko się starzeje.

Jak dotąd, na bestsellerowy cykl składają się następujące powieści:

1. Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi (2004)

2. Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa (2005)

3. Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów (2006)

4. Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności (2007)

5. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek (2008)

6. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2. Mała Armia (2009)

7. Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka (2009)

8. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn (2011)

9. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero (2011)

Seria jest kontynuowana, bo Kosik nie narzeka na brak pomysłów. A jego credo głosi: pisarz powinien przede wszystkim pisać. Bohaterowie dojrzewają, ale – można powiedzieć – dość powoli. Pisarz zresztą wspominał, że początkowo myślał o tym, by akcję zawiesić w swoistym bezczasie i ulokować w nienazwanym kraju środkowoeuropejskim. Ale chyba słusznie z tych konceptów zrezygnował.

Do tej pory „Felix, Net i Nika” zostały opublikowane na Litwie, w Czechach i na Węgrzech, a prowadzone są rozmowy z wydawnictwami z innych krajów: Chin, Niemiec, Francji i Hiszpanii. Książki z tej serii powoli trafiają do lektur szkolnych – fragmenty znalazły się w podręcznikach Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego do klasy I gimnazjum oraz Nowej Ery do klasy V szkoły podstawowej; coraz więcej nauczycieli omawia je w ramach lektur uzupełniających.

Więcej informacji

Proszę czekać…