Gratka dla wszystkich, którzy są kinowymi poszukiwaczami bezpretensjonalnego luzu i czystej rozrywki! Sceptycy mogą odetchnąć z ulgą, a ci nieszczędzący emocji w końcu dać im upust na sali kinowej! 8
Cierpliwość, jak widać popłaca, a 10 lat to niewystarczająco długo, aby zapomnieć o dość osobliwym świecie Zombielandu. Niepowtarzalny klimat, chwytliwe poczucie humoru, wzbudzające sympatię, znakomicie wykreowane postaci i duża doza dystansu do świata są tym za co pokochaliśmy to uniwersum. Przez ten czas apetyt, wygłodniałych niczym wiecznie żywi fanów, sięgnął zenitu, a oczekiwania wobec sequela wzrastały do niego wprost proporcjonalnie, serwując nam falę obaw związanych z nadchodzącą i wyczekiwaną premierą. Werdykt brzmi: sceptycy mogą odetchnąć z ulgą, a ci nieszczędzący emocji w końcu dać im upust na sali kinowej!
Realia opowiadanej historii nieco się zmieniły, a nasz ukochany kwartet protagonistów- Tallahassee, Columbus, Little Rock i Wichita- wciąż podróżuje wspólnie po świecie opanowanym przez zombie i ma się w jak najlepszej formie. Motywem przewodnim stało się poszukiwanie przez nich własnego, "rodzinnego" kąta i nowy rozdział zaczynają od wprowadzki do Białego Domu. Spośród nich, jak można się zresztą domyślić, to Columbus jest największym entuzjastą ustatkowania się, a reszta w różnym stopniu wciąż rozmyśla o dzikich, mniejszych lub większych wojażach. Kiedy siostry postanowią potajemnie opuścić aktualną siedzibę, przygoda sama zapuka do ich drzwi. Tymczasem w okolicy czai się coraz więcej niebezpieczeństw, a liczba umarlaków gwałtownie się zwiększa i rośnie w siłę.
Przez całą dekadę twórcy zdążyli zasypać nas produkcjami o epidemiach zombie, poczynając od filmów grozy, po komediowe i niekiedy psychologiczne ich odsłony- jedne mniej inne bardziej odkrywcze i udane. Obawy, jak wypadnie na ich tle nadchodzący sequel były więc uzasadnione, a rozwiać je postanowił Ruben Fleischer, udowadniając, że sukces i hype wokół pierwszej części nie były jedynie czystym przypadkiem. "Zombieland 2: Kulki w łeb" to kontynuacja, która nie zawodzi i nie opiera się jedynie na miernym podążaniu śladami oryginału czy zwiększaniu przy tym tempa akcji, nie wnosząc do niej nic nowego. To świetnie skrojone kino, czerpiące garściami ze znanych nam już motywów, jednak pomimo wszystko świeże i pełne wigoru.
Wszystko to, za co pokochaliśmy jedynkę wróci do nas z podwójną siłą w charakterystycznej, choć niezmienionej formie. Tęskniliście za nader subtelnym, wyszukanym i wysublimowanym poczuciem humoru? Sarkazmu tu nie brak, a salwy śmiechu bez wątpienia towarzyszyć wam będą podczas całego seansu, a to za sprawą bohaterów, których szeregi powiększyły się na korzyść o garść nowych indywiduów, zgrabnie rozbudowując charakterystykę dotychczasowych, wręcz archetypicznych osobistości. Twórca postawił na sprawdzoną już chemię i dynamikę w relacjach międzyludzkich i w gruncie rzeczy to te interakcje nadal sprzedają się najlepiej, fundując nam kawał świetnej zabawy.
Najbardziej stereotypowa spośród wszelkich stereotypów, nienadwyrężająca swojego umysłowego potencjału, blondyneczka Madison wzbogaca tutaj każdą scenę ze swoim udziałem, a charyzmatyczna, piękna kokietka Nevada rozpala na ekranie prawdziwy ogień. Warto wspomnieć również o krótkim, lecz jakże znakomitym występie Luke'a Wilsona i Thomasa Middleditcha, wcielających się w pewnego rodzaju lustrzane odbicia Jesse'a Eisenberga i Woody'ego Harrelsona oraz postapokaliptycznej grupie hippisów. Zagęszczą oni akcję, w której i tak brak już niewykorzystanego potencjału. W tym momencie warto pochwalić więc twórcę za konstrukcję świetnie wyważonej osi fabularnej, wpływającej na wartkość i spójność całej historii. Dowiemy się, kto tym razem wygra konkurs na zombie-zabójstwo roku i jaki los spotka krzywą wieżę w Pizie. Nie zabraknie również smaczków dla wielbicieli Elvisa Presleya oraz uwaga...Billa Murray'a, dla którego warto zostać w kinie chwilkę dłużej (scena po napisach).
W tym jakże nieskomplikowanym świecie pełnym absurdów i groteski, odkryjemy ogrom rozkosznej autoironii, filmowych koneksji, popkulturowej siatki odniesień, czy takowej stereotypizacji. Nie zabraknie również morału, choć brak tu wzniosłych pouczeń czy niepotrzebnych metafor. "Zombieland 2: Kulki w łeb" to kino bezpardonowe, pełne latających kończyn, strzelanin i bluzgów, ale i wiary w ludzkość, co wydaję się bardzo naiwnym wnioskiem w kontekście całego, wyimaginowanego, karykaturalnego zombie-uniwersum. Gratka dla wszystkich, którzy są kinowymi poszukiwaczami bezpretensjonalnego luzu i czystej rozrywki!
Kulki w łeb O,O o jejku co to za okropny tytuł.