Ekranizacja klasycznej powieści kryminalnej Agathy Christie, wyreżyserowana przez pięciokrotnie nominowanego do Oscara Kennetha Branagha, z nim samym w roli słynnego detektywa Herculesa Poirot, rozwiązującego zagadkę morderstwa, którego ofiarą w legendarnym pociągu pada szanowany amerykański biznesmen.

Niestety nie można oceniać dzieła po okładce, bo często wnętrze jest zgoła różne od zaprezentowanej formy. Produkcja siada w momencie odczytu treści. 4

Morderstwo w Orient Expressie to jedna z najgłośniejszych premier tego roku. Mimo, że detektyw Poirot już pojawiał się wcześniej na ekranie, to wykorzystanie najnowszej technologii i absolutnie topowa obsada to wabik dla kinomanów. W obsadzie między innymi: Johnny Depp, Penélope Cruz, Willem Dafoe oraz Michelle Pfeiffer.

Morderstwo w Orient Expressie (2017) - Manuel Garcia-Rulfo, Daisy Ridley, Leslie Odom Jr.

Rok 1930. Pewnej nocy dochodzi do brutalnego morderstwa. Problem w tym, że popełnić tę zbrodnię mógł dosłownie każdy z jadących. Trzynaścioro pasażerów uwięzionych zostaje w pociągu, który staje się pułapką. Nikt nie wie co ich czeka. Jeden człowiek musi wskazać mordercę, jest nim oczywiście Hercules Poirot.

Ekranizacja, tak znanego i głośnego kryminału Agathy Christie, już na starcie wiąże się ze sporą dozą ryzyka. Kenneth Branagh podkreślał w wywiadach, że jest wielkim fanem pisarki i jej kryminałów. Chciał zrobić przyjemność wszystkim entuzjastom detektywistycznej intrygi pana Poirot. Nie da się odmówić twórcom przygotowania wizualnego całego przedsięwzięcia. Kostiumy są obłędne i oddają majestat tamtych czasów, są skutecznym detalem. Muzyka jest dobrana w bardzo podobny sposób do tej z Sherlocka Holmesa. Klimatyczna, z polotem w chwili przyspieszenia akcji. Jest to skuteczny zabieg, ponieważ akcja, nawet zaprzeszła w swojej prostocie jest ożywiona i serwowana na bazie nowej receptury. Panoramy, z uwzględnieniem pięknego modelu pociągu Orient Express są wspaniałe. Krainy, które poznajemy w rytmie kolejnych scen są idealnym uzupełnieniem barwnej palety. Niestety nie można oceniać dzieła po okładce, bo często wnętrze jest zgoła różne od zaprezentowanej formy. Tak jest i tym razem. Produkcja siada w momencie odczytu treści. Poprawność realizacyjna nie pociągnie całej lokomotywy oczekiwań. Morderstwo w Orient Expressie to niebywały przepych na ekranie i nic poza tym. Brakuje tu spoiwa wśród tak dużej grupy gwiazd. Postaci są uwiecznione zaledwie ołówkiem, coś na zasadzie szkicu. Nie doszukałem się ognia w całej zagadce. Poirot, mimo tego, że jest dobrze zagrany przez Kennetha, to jego kolejne myśli nie budzą empatii u widza. Wszystko jest takie bezosobowe, przyjmowane na zasadzie słodkiej opowiastki. Nie ma w tym krztyny kryminału. Z ekranu bije barwna historia i zasłona w postaci kolorowych bohaterów. Nawet to, co w wywiadach Branagh obwieścił swoim konikiem, czyli pociąg i sceny w nim przedstawione, są po prostu przeciętne. Dość powiedzieć, że ustawienie kamer w tych partiach jest okropne. Wszystko jest tam takie toporne, a to przecież ekskluzywny pociąg. Prezentacja wnętrza ogranicza się do kilku wstawek z serwetkami i winem.

Morderstwo w Orient Expressie (2017) - Daisy Ridley, Olivia Colman, Judi Dench

Po filmie pozostaje dziwne uczucie pustki. Seans sam w sobie był przyjemny, bo dostarczył odrobiny frajdy, przecież to Poirot. Problemem jest brak rekompensaty od twórców. Wspomniany Sherlock Holmes mimo, że nie jest kinem refleksyjnym, żadne to arcydzieło, ale frajdy mnóstwo. Konwencja bawi, a po pokazie wychodzimy czując w sobie odrobinę tego ekscentrycznego detektywa. Poirot też ma potencjał. Może nie jest tak nihilistyczny, ani nie ma pomocnika, który błyszczy pokorą i powagą, przy tym równoważąc jego wariactwa, ale za to jest świetnie opisany i często manierycznie daje większe pole do popisu. Czasem jakość wyraża się w opanowaniu i spokoju. Nie brak entuzjastów tej myśli.

Obiecywałem sobie wiele, bo uwielbiam soczysty kryminał. Poirot jest, sam w sobie, idealnym punktem do realizacji świetnego widowiska. Nie trzeba nawet sięgać po ekskluzywne dodatki, bo historia sama się obroni. Tak świetne zakończenie i sam motyw śledztwa to musi się udać za każdym razem. Morderstwo w Orient Expressie, w reżyserii Kennetha Branagha to film jedynie przeciętny, bo nie wykorzystał tego co płynie głównym nurtem. Produkcja skupiła się na szukaniu dopływów i zatraciła się w detalach.

0 z 3 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 15
pajki_filmaniak 7

mocne 7 doborowe nazwiska naturalnie świetnie role zagrane i zaskakujący koniec

Marac 7

Zacznę od tego, że nie czytałem książki ani nie oglądałem ekranizacji Lumeta.
Mnie się film bardzo podobał. Wolno się rozkręca co prawda, ale gdy intryga rusza z kopyta, robi się coraz ciekawiej. A końcówka po prostu zwala z nóg. Ostrożnie z czytaniem recenzji, jeśli wcześniej nie czytaliście/oglądaliście powieści/filmu Lumeta – żeby wam jakiś idiota nie zdradził zakończenia, bo stracicie 50% frajdy z seansu.
*
Po obejrzeniu ekranizacji Lumeta, obniżam ocenę z 8 na 7, chociaż nie po prostu dlatego, że uważam tamtą wersję za lepszą. Tamtą też oceniam na 7. Po prostu w obu niektóre rzeczy są lepsze a inne gorsze. Wersja Branagha bije poprzednią efektownością, zdjęciami, klimatem. Dużo lepsza jest też moim zdaniem końcówka, która mocniej wybrzmiewa. Bardziej podoba mi się też postać Poirot, chociaż nadal nie mam pojęcia, która wersja jest bliższa powieści. Poirot Lumeta jest po prostu irytujący i męczący a oglądanie ekstrawagancji Branagha sprawia więcej przyjemności.

Niestety nowa ekranizacja czasem przekracza cienką granicę pomiędzy efektownością a efekciarstwem. Jednak główną różnicą pomiędzy obiema wersjami jest sposób ukazania śledztwa i monologu Poirot wyjaśniającego zagadkę. I w tym – dość kluczowym – aspekcie wersja Lumeta wypada o niebo lepiej. Mamy tam pokazany pełny logiczny wywód, w dodatku okraszony retrospekcjami, podczas gdy w nowej wersji mamy chaos – co przeszkadzało mi już podczas seansu, gdy jeszcze nie wiedziałem o ile lepiej można to zrobić. I to jest główny powód obniżenia mojej oceny.

Którą więc wersję polecam? Nie potrafię kategorycznie odpowiedzieć na to pytanie. Obie mają zady i walety i obie są warte obejrzenia. Oczywiście ponieważ jest to kryminał, to ta obejrzana jako druga siłą rzeczy nie zrobi już takiego wrażenia na odbiorcy. Po namyśle wybrałbym chyba jednak wersję Branagha, z uwagi na naprawdę mocną – dużo lepszą niż u Lumeta – końcówkę. Na pewno nie jest to jednak kwestia oczywista, a w wielu recenzjach można też trafić na krytykę zakończenia w nowej wersji.

karojuu 5

Główną zaletą tego filmu jest intryga, a on sam dobrze wpasowuje się w klimat produkcji puszczanych niedzielnym popołudniem. Dosyć nijaka gra aktorska

PoppinTom 5

Tyle twarzy i brak fajerwerków, poprawność,ugładzenie i brak pazura. Jak ktoś lubi książki Agaty i starszą w. niech sobie odpuści. Zdjęcia na 5 i słabe efekty.s

Bejtmen 6

Film Lumeta jest po prostu lepszy. Branagh niestety lekko zawodzi, ale ma momenty. Na szczęście sama historia jest na tyle mocna, że to przyjemny seans.

Więcej informacji

Proszę czekać…