Czy aby na pewno? O studium aktu oskarżenia. 7
„Każda teoria może być zakwestionowana i podana w wątpliwość” powiedział Albert Einstein i choć mówił to w odniesieniu do badań naukowych, które prowadził, to bez problemu słowa te można odnieść do ludzkiej codzienności. Wydawać by się mogło, iż John Patrick Stanley pisząc swą sztukę był niczym zaczarowany słowami Einsteina. Rozwinął je, a miarą sukcesu „Wątpliwości” niechaj będą nagrody, jakie dramat ten otrzymał oraz liczba jego wystawień na Brodwayu. Czy przeniesienie na duży ekran to również wielki sukces? Przyjrzyjmy się temu z bliska.
Akcja dramatu rozgrywa się tuż po śmierci Johna F. Kennedy’ego w szkole katolickiej na nowojorskim Bronxie. Szkołą rządzi konserwatywna siostra Aloysius, a wychowania fizycznego uczy w niej miejski proboszcz o liberalnych i reformatorskich poglądach - ojciec Flynn. Siostra od początku przybycia nie pała sympatią do wyższego rangą w hierarchii kościoła nauczyciela. Tłumacząc się znajomością ludzi, uważa, że duchowny przywdział maskę świętoszka, w rzeczywistości będąc kimś zupełnie innym. O swej racji przekonuje się wraz z wyznaniem nowej nauczycielki historii – siostry James. Nowicjuszka zauważyła kilka niepokojących znaków, które mogłyby świadczyć o związku seksualnym księdza z czarnoskórym uczniem. Od tej pory siostra Aloysius dąży do przepędzenia księdza z parafii. W rzeczywistości nie chodzi jednak o odpowiedź na pytanie: „czy ksiądz jest pedofilem?”, bo tego nikt z nas nie wie i z pewnością się nie dowie. Prawdziwym tematem filmu okazuje się być studium psychologii człowieka, jak łatwo wobec niedokładnych informacji ulegamy oskarżeniom. I nie jest tutaj ważne, czy jest winny czy nie, bo w rzeczywistości tego rozstrzygnąć nie sposób.
Same postaci są tutaj niejednoznaczne i żadna z nich nie jest w stu procentach ani dobra ani zła. Stojąca na pieczy prawości i religijności niczym mamut siostra Aloysius ucieka się do podstępu, dzięki któremu wychodzi prawda o księdzu. Ale jaka to prawda – nie wiemy. Ostatecznie ksiądz odchodzi z parafii, a my nie wiemy z jakiego powodu. Czy z takiego, że bał się dalszych pomówień i utraty dobrego imienia, czy dlatego, że był winny. Sama siostra dyrektorka nie wie, czy postąpiła słusznie, o czym dowiadujemy się w scenie ostatniej. Głosem rozsądku, naiwnym, ale jednak, jest siostra James. Można ją uznać za jedyną pozytywną postać filmu, aczkolwiek „spowiedź z wątpliwości” może dla niektórych być bardzo podejrzana. Pokazuje się jednak ze strony osoby powściągliwej w ocenie, będącej za tym, aby każdą sprawę poznać od podszewki i mieć wiarę w ludzi. Każdy bowiem zostaje niewinny do momentu udowodnienia winy. Skomplikowaną postacią okazuje się być matka, która, jeśli prawdą są słowa siostry Aloysius, godzi się na nieszczęście syna, oby tylko przetrwać jeszcze jakiś czas.
Aktorzy wcielający się w powyższe role, pokazali swe największe atuty i można je uznać za aktorskie perełki. Meryl Streep to klasa sama w sobie. W pewnych momentach sam widz mógł się przerazić, a rozluźnienie napięcia wyrażał śmiechem. Philip Seymour Hoffman, aktor którego najzwyczajniej w świecie nie lubię, zmusił mnie do zmiany opinii na jego temat. Perłą w koronie zapewne jest Viola Davis, która miała w praktyce jedną scenę, ale była to scena najbardziej dramatyczna całej produkcji i wydaje się, że nikt tym słowom nie zaprzeczy. Ponoć sama Oprah Winfrey ubiegała się o tę rolę. Reżyser słusznie wybrał kogoś, kto grał głównie w filmach telewizyjnych i serialach. Pokazał tym samym, że aktorzy telewizyjni to nie jakieś podrzędne aktorzyny, ale ludzie, którzy mają potencjał owocujący w (tylko) nominację do nagrody Akademii. Miejmy nadzieję, że dane nam będzie oglądanie tej pani w wielu innych produkcjach kinowych, które wyświetlane będą również w Polsce. Jedna z użytkowniczek naszego portalu chciała informacji, czy aktorzy słusznie zabrali gażę. Nie wiem, ile dostali za role, ale jakakolwiek kwota by to nie była, warto ją zapłacić dla takiego aktorskiego efektu.
Sama historia jest ciekawa, ale jak już pisałem wcześniej, ma drugie dno, odnoszące się do ludzkiego zachowania i jego ocenom na podstawie powierzchownych informacji. Traktując „Wątpliwość” jako jakąś tam historię o księdzu pedofilu nie przystoi fanowi dramatów. Nie bagatelizuję tutaj problemu pedofilii, takich wynaturzeń tolerować nie można. Ten film traktować trzeba jednak nieco głębiej.
Nie ma specjalnych dłużyzn i czeka się do końca na rozstrzygnięcie. Jak sam tytuł wskazuje rozstrzygnięcia o winie nie będzie, zostanie wątpliwość. Kilka prztyczków należy się reżyserowi i scenarzyście – Shanleyowi. Po pierwsze dialogowe niedociągnięcia spowodowały, iż aktor nad kwestiami dominował, co z kolei powodowało brak całkowitego wykorzystania możliwości odtwórców ról. Drugi błąd, to zbyt sztywne trzymanie kamery, nad czym reżyser powinien czuwać. Po trzecie zbytnie nakierowanie na negatywność postaci księdza – tego być nie powinno, ale sądzę, iż zatracenie to raczej podyktowane jest odgórnie przez producentów. Jeśli jednak jest tak, że sam tego nie zauważył, to pokazał swoją niekompetencję. Duża wina tutaj montażysty, który równie sztywno sceny zmontował.
Scenografia momentami razi telewizyjnością i nie wiem, czy nie lepiej było czasem użyć metody wprost z teatru elżbietańskiego przyklejając kartkę „tu stoi lampa”. Rekwizyty czasem dość sztuczne, zbliżone wyglądem do tych z polskiego teatru telewizji poziomu „Świętoszka” z Michałem Żebrowskim w roli tytułowej. Poziom wysoki na teatr, słaby jak na film. A skoro o scenografii, to konieczne jest docenienie charakteryzacji. Podobała mi się zmienność pogody, która jak u Szekspira, mogła oznaczać stan ducha bohaterów lub zwiastować jakieś wydarzenia.
Plusy znacznie przewyższają minusy produkcji. Chociaż wersja sztuki pod pewnym względem została skomercjalizowana, to historia jest godna uwagi i skłania do refleksji nad samym sobą. Ukazuję część prawdy o nas samych. I chociaż błędy realizacyjne się pojawiły, to zasługuje on na miano dobrego. Z czystym sumieniem polecam.
Świetnie ukazana tytułowa wątpliwość, w jakiej zostaje postawiony również widz. Gra aktorska na najwyższym poziomie.