Pospolita rozgrywka szpiegowska z błyskotliwymi epizodami. Niewciągająca partia szachów politycznych. 4
Dosyć pospolitą szpiegowską rozgrywkę polityczną, ale i dosłowną partię szachową proponuje nam kino Ukryta gra. No właśnie mało tego „ukryte”. Jest to solidne zrobione kino, ale bardzo czytelne, nieprodukujące zbyt wiele napięcia w widzu poprzez klisze. Efektowne to kino, ale jak na skalę opowiadania o potencjalnym posiadaniu broni nuklearnej przez Rosjan i jej użycia jest naprawdę letnio.
Jesteśmy w 1962 roku. Agenci CIA werbują geniusza matematyki, który obecnie na emeryturze profesorskiej, niespecjalnie dbający o swoją codzienność, wygrywa z lekkością partyjki karciane w okolicznych barach. Amerykanie potrzebują go, by rozegrał mecz szachowy z zawodnikiem z Rosji Gawryłowem. Oczywiście partia szachów to tylko wierzchnia warstwa tego, co kryje się pod nią. W tym czasie, kiedy bohaterowie będą przesuwać swoje pionki na szachownicy, trwa rozgrywka na o wiele większą skalę. To walka między dwoma mocarstwami, od którego wyniku mogą zależeć losy całego świata.
Brzmi bardzo górnolotnie i na nieszczęście widza, tak też wielokrotnie emfatycznie jest opowiedziane. Wszystko w tym filmie jest dosyć czarno-białe, jak szachownica, a przesuwane statki na mapach poprzez strategów obu narodów jako metafora wypadają bardzo czołobitnie. Te swoiste political fiction nie dźwiga swojego pomysłu, gdyż mało plot twistów spełnia swoje zadanie, a bohaterowie są dosyć papierowi. Najlepiej wypada tutaj duet Billa Pullmana z Robertem Więckiewiczem, gdyż doskonale pokazuje dwóch bohaterów uwikłanych w polityczne rozgrywki, gdzie każdy z nich jest pewnym pionkiem. Jeden nie wiedział na jaką skalę prowadzi rozgrywkę, drugi jest szefem Pałacu Kultury, ale tylko teoretycznie. W praktyce Pałac Kultury to miejsce sowietów, niemy świadek historii i będący w środku wydarzeń, ale niemający większego znaczenia, jak i państwo Polskie w tym rozdaniu. To akurat celna obserwacja, a ich spotkania również dobrze rozrzedzają spiętą i napiętą często w sposób karykaturalny atmosferę, wrzucając w tle kawałek, niczym z Jamesa Bonda.
Pada kilka celnych zdań, a propos nadużywania słowa demokracja, krytyki amerykańskiej polityki i jednoznacznego robienia z Rosjan tych największych i najbardziej bezwzględnych katów. Jednak sprawa jest bardziej mętna i gęsta. To akurat pociągnięte w fabule, a nie tylko w kilku zdaniach mogłoby zadziałać bardzo świeżo na niejednoznaczność utworu i charyzmę postaci.
Pod względem wizualnym film naprawdę jest wymuskany i wypolerowany, bardzo zadbany. Mamy Pałac Kultury jako swoisty labirynt i twierdzę wydarzeń, kolorystyka scen również jest konsekwentna, gdzie mamy lekko, mgliste kadry. Jednak wielkiego wrażenia nie robią, a wręcz się wtrącają w jakąś próbę spójnego obrazu dodane fragmenty nagrań archiwalnych. Nie ma to jakoś uzasadnienia w fabule, a nic nie dorzuca do pieca emocji. Oczywiście analogia do niepewnej współczesności i przeszłości, która w polityce sympatyzuje często z przyszłością wybrzmiewa tu bardzo dosłownie, wręcz w formie reporterskiej dostajemy te informacje. Wielkie mocarstwa mogą wiele. Jednak tej tykającej bomby w filmie nie słychać.
Takie tam ble,ble,ble … Mało to ciekawe a oglądanie męczy !Ja jestem na nie ;)