Najnowszy film studia Blumhouse Productions ściera kurz z klasycznych horrorów. 7
Kobieca trauma oraz niebezpieczny były chłopak. Tyle wystarcza, aby stworzyć przewrotny slasher i thriller psychologiczny w jednym. Najnowszy film studia Blumhouse Productions ściera kurz z klasycznych horrorów. Przedstawia wyborną mieszankę ekranowej grozy oraz szczerego, ludzkiego przerażenia, od nowa przepisując treść oryginału.
Blumhouse Productions coraz częściej adaptuje klasyczne horrory, wdrażając w nie emancypacyjną, ale też niestroniącą od ekranowej grozy narrację. Raz wychodzi to lepiej (Halloween), raz gorzej (Czarne święta). Niewidzialnego człowieka z pewnością można zaliczyć do pierwszej kategorii.
Twórcy nowego Niewidzialnego człowieka nie wzięli sobie za cel przepisania słowo w słowo treści oryginalnej książki Herberta George’a Wellsa, a przecież w ten właśnie sposób postąpili autorzy kinowego klasyka studia Universal Pictures z lat 30. ubiegłego wieku. Nowy Niewidzialny człowiek jest wariacją nad fantastyczno-naukową esencją pierwowzoru. Zamienia tylko kliszę naukowca i geniusza z początków XX wieku w przewrotnego socjopatę. Owszem, owoce jego działalności wywołują lęk, ale jest to lęk napędzany ingerowaniem w życie najbliższych, a nie czysta technofobia z pogranicza rewolucji przemysłowej. W tym aspekcie Niewidzialny człowiek odnajduje pierwiastek wspólny z Czarnym lustrem, ale też z innym serialem Netflix - Ty.
Historia łapie za gardło od pierwszej sceny. Cecilia Kass (Elisabeth Moss) pod osłoną nocy ucieka z bogatego domu. Wymyka się chyłkiem, delikatnie stąpając po każdym stopniu schodów. Tak, aby nie zbudzić śpiącego w nim socjopatycznego partnera. Charakter tej sekwencji zdradza właściwie wszystkie zabiegi formalne i fabularne Niewidzialnego człowieka. Podobnie jak w Cichym miejscu, także tutaj pierwsze skrzypce w budowaniu upiornego nastroju grozy gra dojmująca cisza. Twórcy pokazują tym samym, że we współczesnym horrorze nie trzeba już katować widza bombastycznym "diabolus in musica", aby otrzymać pożądany nastrój koszmaru.
Właśnie wspomniana cisza nadaje intymnego, subiektywnego charakteru ukazanym zdarzeniom. Jako widzowie, najpierw wierzymy w domniemaną paranoję, w którą prawdopodobnie popada główna bohaterka widowiska. Wydaje nam się, że kobieta nadal znajduje się pod psychiczną presją byłego partnera. W miarę trwania filmu twórcy poszerzają nam zakres wiedzy. Podobnie jak bohaterka, stopniowo zaczynamy zdawać sobie sprawę z obecności niewidzialnego bytu w życiu kobiety oraz jej najbliższych. Pomaga w tym bezbłędnie poprowadzona sekwencja w stylu filmów o ataku na dom, w której trakcie Cecilia broni się przed prześladowcą przedmiotami codziennego użytku. Dostaniemy w niej zgrabnie napisane spektrum obłędu oraz jeden z najlepszych jumpscarów kina grozy kilku ostatnich lat. Innym razem twórcy zatrzymują pracę kamery i każą nam dłużej wpatrywać się w pozornie pusty pokój. Cały zabieg przypomina kultowe motywy z Paranormal Activity. A przecież w obu horrorach chodzi niemalże o to samo - żeby zaprezentować widzom realistyczną przestrzeń i wprowadzić do niej nadnaturalnego demona. Tyle że w tym wypadku demon posiada bardzo ludzką twarz.
Subiektywizacja kinowego obrazu pobudza zmysły odbiorcy. Odczuwamy dyskomfort, kiedy żadna z postaci w filmie nie chce uwierzyć Cecilii w druzgocącą obecność niewidzialnego człowieka w jej życiu. Przecież my – jako widzowie – na własne oczy widzieliśmy tajemnicze ślady na dywanie oraz lewitujące przedmioty. W ten sposób frustracja i perspektywa głównej bohaterki - bezbłędnie zagranej przez Elisabeth Moss - oddziałuje również na widzów.
Szkoda zatem, że bardzo sensualne kino grozy, jakim bez wątpienia jest nowy Niewidzialny człowiek, zamienia się w pewnym momencie w srogie mordobicie. Gatunkowość kasetowego akcyjniaka nie współgra z wyciszonym środkiem i początkiem filmu. Równie zbędne okazują się zwroty fabularne, wieńczące seans. Przyznam jednak, że czynnie śledzę twórczość Leigha Whannella (nomen-omen bliskiego przyjaciela Jamesa Wana). Niewidzialny człowiek w jego reżyserii stanowi gigantyczny progres w stosunku do wcześniejszych filmów, z przeżutym Naznaczonym 3 na czele. Twórca trzyma rękę na pulsie. Dobrze rozstawia pionki na szachownicy i sięga po każdy efekt grozy z odpowiednim timingiem, tak aby ten wybrzmiał w pożądany sposób.
Motyw toksycznych związków oraz mężczyzn manipulujących kobietami coraz częściej znajduje swoje miejsce w masowym kinie. Niedawno na ekranach multipleksów gościły Ptaki nocy, w których Harley Quinn usuwała ze znajomych długoletniego kochanka - Jokera. W Niewidzialnym człowieku twórcy fundują widzom bardziej przerażający obraz relacji damsko-męskich. Przewrotna metafora ukazuje stan psychiczny kobiety wyzwolonej z toksycznego związku. Proces resocjalizacji potrwa tutaj dłużej, niż ktokolwiek mógł to przypuszczać. Bo chociaż mężczyzna - pozornie – już nie gości w życiu Cecilii, to wciąż znajduje swoje miejsce w jej głowie.
świetna muza klimat na poziomie to uwielbiam w horrorach