Film oparty jest na prawdziwej historii przyjaźni Freda Rogersa i dziennikarza Toma Junoda. Kiedy znużony życiem dziennikarz (Matthew Rhys) poznaje Freda Rogersa, powoli porzuca swój sceptycyzm, ucząc się empatii, uprzejmości i przyzwoitości od najbardziej lubianego w Ameryce sąsiada.
Film przynudza, a do tego zasadniczo nie jest o Panie Rogersie ale o jakimś dziennikarzu i jego problemach z rodziną, a Rogers jest tutaj tylko dodatkiem, także nazywanie tego filmem biograficznym to lekkie nadużycie.
Może w rzeczywistości było to bardziej interesujące ? Bo film mnie jakoś szczególnie nie zainteresował ? Trochę przynudza i kiczowata ta sceneria ;)