Czarna komedia, ale w jakże wielu kolorach. Elegancki i artystyczny komentarz historyczny, bardzo komunikatywny ze współczesnością. 8
Czarna komedia, która nie ma jednowymiarowego śmiechu, tylko z wielką elegancją i inteligentnym absurdem pokazuje czasy powojennej Polski przez pryzmat artysty, dla którego z jego ideałami i czyhającymi zza rogu słowami nie ma miejsca. Bez krzykliwej manifestacji urodziwy i precyzyjnie skonstruowany dzięki świetnemu operowaniu karykaturą obraz, jakże aktualnej relacji sztuki z polityką i samych skutków ubocznych dominacji tej drugiej, nad pierwszą.
Mamy rok 1953. Warszawa się odbudowuje, entuzjazm polityków jest przeogromny, jak i wyobrażenia obywateli. Jednak w tym świecie zamieszania różnych nastrojów, wolność nie jest egalitarna, a raczej powoduje wiele dysfunkcji i nadużyć ze strony państwa wobec obywateli. Grupą szczególnie interesującą, bo mogącą wykorzystać swoje umiejętności rezygnując z autonomii i zdecydować się na komfort lub kontestującą i przez to będącą elementem animalnym dla państwa i niebezpiecznym, są artyści. Reprezentantem tej drugiej postawy jest nasz główny bohater Pan T. Mieszka w hotelu dla literatów, wycofany, nieelastyczny ideowo, zdeterminowany w swoich poglądach, które poznajemy bezpośrednio w jego działaniach lub z odczytywanych pamiętnikach zza kadru. Nie chce publikować, chociaż niewątpliwie jest człowiekiem utalentowanym, ale nie wyobraża sobie, by jego słowa były zaprojektowanie ku chwale wartości państwa, które nie pokrywają się z jego lub byłyby publikowane w gazetkach turystycznych. Udziela korepetycji młodej dziewczynie, lecz na tym się jego relacja z nią nie kończy. Jednak ani przez chwilę nie zapomina, nawet w sytuacjach intymnych o poprawnej polszczyźnie i wiedzy. Jego nieugięta postawa zdecydowanie nie zyskuje sympatii ze strony polityków, więc nieustannie go nagabują, namawiają, inwigilują.
Tragedia głównego bohatera jako przedstawiciela pewnych osobowości z tamtych czasów jest tutaj rozpisana bez krzykliwości i prostego obnoszenia się ze sprzeciwem wobec systemu. Absurdalne odruchy tamtych czasów doskonale są tutaj właśnie zilustrowane absurdem. Umiejętnie przerysowane dzieło, gdzie reżyser przyjmuje w duecie z bohaterem zasadę: Świat cały czas się z nas śmieje, więc pośmiejmy się i my. Humor jest tutaj eksploatowany wagonami, ale nie po to, by infantylizować obraz, czy pościerać pazurki obserwacji, a dla podkreślenia czasów dezorientacji, ukłon w stronę Barei bardzo umiejętny. Nikt tutaj się nie śmieje, bo jest tak wesoło – nic innego nie zostało. W zestawie z ironią i cynizmem są świetnym i wiarygodnym narratorem.
Zostało… słowo. W Panu T. Pokazana jest bardzo umiejętnie siła twórczości i nieobojętność polityków na nią. Ignorancja mogłabym się skończyć dla nich tragicznie, więc najlepszą taktyką jest obiecywać wygodę i komfort życia za złamanie swojego kręgosłupa moralnego i pisanie czcionką partyjną. Nasz bohater się na to nie zgadza, jest antagonistą… bo głównym bohaterem jest system. Jednak nienapastliwym, tak samo jak film. Zgrabnie i mądrze napisane oraz w doskonałej formie inscenizacyjnej, umyślnie teatralnie chwilami przedstawione. Bo świat powojennej polski to teatrzyk… cyrk. Zrobiony z klasą artystyczny komentarz historyczny. Pan T…otalnie.
Obejrzeć można ? Szału nie ma ! Paweł Wilczak ma potencjał ;)