Alexandre Aja i Sam Raimi powinni częściej realizować wspólne horrory. 6
Żywioł i natura uprzykrzą życie bohaterom Pełzającej śmierci. Chociaż koszmarnie przetłumaczony tytuł wskazuje na kino rodem z wyprzedaży, nie dajcie się zwieść kiepskiej decyzji dystrybutora. Alexandre Aja we współpracy z Samem Raimi stają na wysokości zadania, realizując thriller pełen napięcia oraz… wygłodniałych aligatorów.
Animal horror trafił do lamusa. Wszystko za sprawą niskobudżetowych filmów o rekinach, takich jak Sharknado albo Megashark vs. Megaoctobus, które w pewnym momencie masowo wtargnęły na ekrany domowych odbiorników. W tym większe obawy wpędził mnie pierwszy zwiastun Pełzającej śmierci. Raz, że reżyser widowiska – Alexandre Aja – swoje lata świetności na gatunkowym polu grozy ma już dawno za sobą. Dwa, że zrealizowana przez niego w 2010 roku Pirania była bezwstydnym pastiszem, bezlitośnie wyśmiewającym się z podgatunku horrorów o zagrożeniu skrytym pod taflą wody — dodatkowo przaśnym i trochę samoświadomym, żerującym na brutalności oraz niesmacznym szowinizmie.
Pełzająca śmierć to powrót Alexandre Aja jakiego wszyscy znamy z początków jego twórczości.
Widowisko przedstawia bardzo prostą fabułę: Haley (Kaya Scodelario) wraca do rodzinnej miejscowości, aby sprawdzić, co słychać u jej ojca. Ten nie odzywał się do niej od dłuższego czasu. Rodzina nie ma ze sobą dobrego kontaktu od momentu rozwodu rodziców. W tym samym momencie znaczną częścią Stanów Zjednoczonych ogarnia anomalia pogodowa. Ulewne deszcze w niemal sekundę zrywają wały przeciwpowodziowe i zalewają małe, stanowe miasteczka.
Dziewczyna dociera do rodzinnego domu w samym centrum załamania pogodowego. Tam zostaje uwięziona w piwnicy przez stado groźnych aligatorów oraz równie nieposkromioną siłę żywiołu.
Twórcy stawiają przed Haley kolejne zadania. Każdorazowo podkręcają stopień trudności ich wykonania.
Na tym polega siła Pełzającej śmierci. Alexandre Aja buduje hipnotyzujące napięcie, każąc bohaterom balansować na granicy życia i śmierci. Eksploatuje korzenie gatunku, tworząc z prostego domostwa survivalowy bastion i pole bitwy zarazem. Widz obserwuje zmagania Haley oraz jej pokiereszowanego ojca w coraz trudniejszych warunkach pogodowych, z coraz większą ilością krwiożerczych aligatorów w murach rodzinnej posiadłości. Poziom trudności w walce z zagrożeniem rośnie ze sceny na scenę. Równie śmiertelne, co paszcze gigantycznych gadów, okażą się hektolitry wody, zalewające odciętą od świata piwnicę.
Na tym problemy głównych bohaterów się nie kończą. Twórcy nie znają wobec nich litości. Bawią się nadziejami oraz uczuciami. Dotkliwie kiereszują ich ciała. Ból zadany Haley i jej ojcu wdziera się w strefę komfortu widza.
Równie znakomicie działa ukazanie zagrożenia ze strony drapieżnych zwierząt. Twórcy kryją aligatory pod wodą. Ani bohaterowie, ani widzowie nie wiedzą, kiedy gady zaatakują. Zagrożenie ze strony drapieżników podkreśla doskonale prowadzona kamera.
Alexandre Aja doskonale radzi sobie z prowadzeniem głównej bohaterki. Rękę do kobiecych postaci udowodnił już w swoim debiucie, Bladym strachu. Tutaj tylko dowodzi bezkompromisowej klasy. Haley kontrastuje z większością współczesnych heroin z dużego i małego ekranu. Przede wszystkim: twórcy pokazują, skąd bierze się wytrzymałość protagonistki oraz jej hart ducha. Początkowo nie jest może tak nieustępliwa, jak Ripley z Obcego albo Sarah Connor z Terminatora. Dopiero niebezpieczna sytuacja, w której się znajduje, pozwala jej stawić czoła metafizycznym zagrożeniom, takim jak natura oraz wrogi żywioł. Przełamuje tym samym psychiczne bariery dziewczyny.
Pełzająca śmierć to kolejny horror, współtworzony przez Sama Raimi, w którym istota niepokoju zostaje ukryta w fundamentach domu – podobnie sprawa wyglądała w Evil Dead, zapewniając twórcy bilet wstępu na salony światowych twórców kina grozy. Od pewnego czasu Raimi porzucił stanowisko reżysera na rzecz produkcji niskobudżetowych, kameralnych horrorów. Owocem jego współpracy twórczej był m.in. Nie oddychaj – slasher pozytywnie przyjęty przez widzów i krytyków. Podobnie jak w Pełzającej śmierci, także tam każdy jumpscar posiadał idealny czas podania (tak, że widz faktycznie podskakiwał na krześle). Obie historie posiadały również prosty punkt wyjścia, wokół którego zawiązywała się napięta fabuła.
Poczucie zagrożenia: jest. Troska o bohaterów: jest. Wyśmienite kreacje (z rolą Barry’ego Peppera, na którą czekałem całe życie): są. Pełzająca śmierć nieoczekiwanie stała się jedną z lepszych odsłon kina grozy w tegorocznym sezonie letnim. Dodatkowo nienachalnie podsuwała widzom problematykę globalnego ocieplenia oraz zmian klimatycznych na kuli ziemskiej. Owszem, z czasem kolejne zmagania bohaterów były nieco wymuszone. Na szczęście stawka okazała się dostatecznie wysoka, zaś napięcie utrzymane w taki sposób, że seans faktycznie niósł upragnione, mocne wrażenia.
Po seansie zastanowicie się dwa razy przed wejściem do piwnicy... albo do jeziora!
Interesujący scenariusz ,świetna sceneria i efekty .Jednym słowem dobra robota .Akcji nie brakuje ani na chwile .Dobrze się ogląda – polecam ;)