Thrash metalowe zakończenie nie pozostawia złudzeń – The Boy II wypada okropnie. 2
Twórczość Williama Brenta Bella układa się w cudaczną sinusoidę, wynosząc reżysera raz na szczyt gatunku kina grozy, innym razem nurkując z nim na samo dno. Fabuły jego filmów bywają odkrywcze i niekiedy uciekają od amerykańskiej sztampy klasycznych nawiedzeń i duchów w CGI. Kiedy indziej Bell po uszy wpada w kicz mainstreamowych horrorów. Niestety, w przypadku Brahms: The Boy II możemy mówić tylko o drugiej, tej znacznie gorszej opcji.
Lubię pierwszą odsłonę The Boya. Historia rozpoczyna się w nim niczym klasyka amerykańskiego gotyku – osamotniona kobieta trafia do arystokratycznej posiadłości, aby sprawować opiekę nad młodym szlachcicem. Na miejscu okazuje się, że zamiast żywego chłopca, będzie musiała zaopiekować się lalką. Reżyser William Brent Bell i scenarzystka Stacey Menear umiejętnie bawią się w filmie gatunkowymi założeniami. Snują swoją historię, sięgając po narzędzia utożsamiane z ghost stories. Dopiero przewrotne zakończenie sprawia, że The Boy ucieka w rejony kojarzone miłośnikom horrorów z podgatunku slasherów. W ścianach posiadłości znajdował się zamaskowany mężczyzna, który niejako odpowiadał za całą spirytystyczną aurę nawiedzeń w filmie. To właśnie zakończenie - oferujące kompletny i satysfakcjonujący, gatunkowy mix - sprawiło, że The Boy z pewnością wyróżnił się na zatłoczonym rynku współczesnych horrorów.
Spytacie: dlaczego tyle rozpisuję się o pierwszej odsłonie cyklu? Ponieważ jego kontynuacja bezlitośnie miażdży każdy superlatyw oryginału. Zaprzecza postawionym tam tezom, psuje zwrot fabularny oraz lokuje franczyzę w ciągnącym na ostatkach sił horrorze spirytystycznym – bez żadnej nadziei na multi-gatunkową swawolę. To chyba największy zarzut, jaki można postawić Brahms: The Boy II.
Wyraźnie widać, że gdzieś tutaj zabrakło pomysłu, w jaki sposób ugryźć kontynuację oryginalnego filmu. Może wina leży po stronie reżysera, którego twórcze wzloty i upadki nieustannie nękają rynek kina grozy? Może zawiniła niedoświadczona scenarzystka, w której filmografii znaleźć można tylko pierwszego The Boya i jego sequel. Może wina leży po stronie każdego z nich? Prawdą jest, że The Boy II ogląda się ze znużeniem, bez grama odkrywczości czy świeżego spojrzenia na podgatunek, który stał się wtórny już w ubiegłym wieku.
Podobnie jak w poprzedniej części, także tutaj fabuła skupia się na kobiecie po przejściach, która musi zmierzyć się z paranormalną mocą zagrażającą jej życiu. Jako widzowie, niemal do samego końca nie wiemy, czy nadprzyrodzona aktywność dzieje się naprawdę, czy też jest tylko wytworem jej chorego umysłu. Tym razem twórcy biorą na warsztat problemy macierzyńskie. Kilkuletni Jude (Christopher Convery) choruje na mutyzm selektywny. Choroba sprawia, że chłopiec może komunikować się ze światem wyłącznie za pomocą kartki i markera. Kiedy w lesie znajduje tajemniczą lalkę, okazuje się, że dziecko ma spore predyspozycje do zastąpienia Damiena z franczyzy Omen w roli demonicznego malca. Prawie do końca nie wiemy, czy fiksacje chłopca dzieją się naprawdę. Istnieją spore podejrzenia, że wyimaginowała je jego matka, Liza (Katie Holmes).
Problem w tym, że Bell sięga tutaj po najgorsze zabiegi kina grozy: opętańcze sceny najczęściej okazują się tylko koszmarami głównej bohaterki, z kolei jumpscary zwykle nie pociągają za sobą spirytystycznych mocy albo demonicznych aktywności. Wszystkie gatunkowe narzędzia stanowią tu formę dla formy. Bo oglądamy horror - zatem powinniśmy się bać. Nieważne, jakie niesie to koneksje z historią zaprezentowaną na ekranie. Nie wspomnę nawet o "trash metalowym" finale The Boya II. Ten dobija ostatni gwóźdź w nadżartą przez korniki trumnę.
Brahms: The Boy II jest klasycznym dramatem rodzinnym z demoniczną lalką w tle. Pierwszy wątek niesie niespełnienie na poziomie obyczajowym. Do tego zostaje fatalnie zagrany. Drugi pobudza wyobraźnię, ale w taki sposób, który widzieliśmy już wielokrotnie na dużym ekranie (przypomnę Dead Silence w reżyserii Jamesa Wana albo niektóre sceny z remake’u Kobiety w czerni). Lalka jest humanoidalnym tworem, który powinien pozostać nieożywiony. Groza wynika z nadania mu motornicznych i samoświadomych właściwości.
W filmie brakuje nawet wartego zapamiętania twistu fabularnego, który sprawił, że w mojej pamięci wciąż potrafię odtworzyć sobie pierwszego The Boya. Co gorsza, ten właśnie zwrot zostaje gwałtownie zachwiany, a jego status quo sprowadzony do najbardziej prymitywnego, horrorowego bełkotu. The Boy mógł być świeżym głosem kina grozy. Kontynuacja odebrała mu tę szansę. Odebrała też nadzieję na przekucie serii w większą franczyzę współczesnego horroru. Do tego zanudziła widzów. Czy mogło być gorzej?
Męska wersja Annabelle. Moim zdaniem tak samo kiepski jak pierwsza część. Końcówka za to ciekawa.