W czterech ścianach cudzego cierpienia. Wybitnie zaangażowany i ludzki horror o przemijaniu oraz nieodwracalności. 9
W czterech ścianach cudzego cierpienia, które zaczynamy współodczuwać. Ojciec jest filmem wygranym samymi przemyślanymi krokami i udowadnia, że żeby stworzyć eksplozję emocji, nie trzeba rozdzierać szat i prosto się wydzierać. To bardzo ważny film, który też duma razem z nami nad granicą zrozumienia i współczucia, a braku uczucia. Wybitny horror o chorobie o przemijaniu, nieodwracalności i chorobie, jaką jest alzheimer.
Z perspektywy głównego bohatera obserwujemy jego codzienność, która jest niecodzienna z powodu choroby - jednak nikt tego tutaj na głos nie wykrzykuje. Anna przychodzi konsekwentnie i zajmuje się swoim 80-letnim ojcem, który zaczyna mieć problemy z pamięcią. Doświadczenia bohatera nie dzieją się ekstatycznie jednocześnie, ale razem z nim poruszamy się na granicy rzeczywistości i wyobrażenia. Pojawiają się kolejne opiekunki, z których rezygnuje albo one się wycofują z powodu nieprzewidywalności bohatera. Córka widać, jak pragnie trochę prawdopodobnie podniesienia walorów rzeczywistości poprzez częściowe wyparci faktów o stanie zdrowie swojego zdrowia, jednak jest to nierówna bitwa i czuję się w pewnym momencie bezradna, bo niezależnie od jej siły traci kontakt z ojcem, z jego światem, jak i poprzez opiekę ze swoim światem.
Ojciec to film porażający swoją prawdomównością i umiejętnością wprowadzenia nas nie tylko do rzeczywistości, ale i głowy bohatera. Hałas dramatu rośnie adekwatnie do postępowania choroby, nie przyspiesza ani nie ścina szykan. Nikt tutaj nie dobudowuje dramaturgi, gdyż sumiennie, konsekwentnie, z ogromną uwagą i wnikliwością współdzieli z nami spojrzenie "znikającego" bohatera. Od początku do końca jest to emocjonalna kolejka górska, bo ogląda się również w koło i pokazuje udziałowców tego dramatu i wiarygodne przedstawienie różnych wymiarów doświadczenia Alzheimera. Z drugiej strony nie jest to spojrzenie kliniczne ani biologiczne. To silny nośnikiem feerii uczuć.
Diabeł tkwi w szczegółach, a jest nim Alzheimer. Dlatego doskonale, detaliczne, a jednocześnie humanistyczne spojrzenie nie na obiekt badań, tylko niemalże w jednym mieszkaniu bez rozmachu i bardzo intymnie, determinuje, tak wiele uczuć i nasze powiązanie i przywiązanie do historii. Oczywiście tę relację buduje doskonale Anthony Hopkins, mając tysiące twarzy i wierząc każdej z niej, bez naddatku, nadeskpresji tworzy stuudium.
Ojciec jest osobistym horrorem kilku aktów postępującej choroby i kameralnie bez efekciarstwa, winduje na wyższy poziom pojęcie dramatu osobistego. Nie przeszarżował, a się przygląda, nie podgląda. W tym filmie się jest, a nie bywa.
Na 1 rzut oka myślałem ze mam do czynienia z thrillerem, ze robią z niego wariata, ale zakończenie to wyjaśniło. Choć sam film mało o chorobie mówi…