Mozaika pęknięć moralnych pełna wyobraźni i zuchwałości. Amoralny, ekscentryczny, oryginalny, prześmiewczy, bezpośredni esej i portret o pandemii fałszerstwa siebie dnia powszedniego. 9
Mozaika pęknięć moralnych, żywiołowa i zuchwała w sposobie ekspresji, a jednocześnie wbijająca szpilki, tam gdzie trzeba w mentalność rumuńskiego społeczeństwa. Kolejny raz Radu Jude udowadnia, jak pożenić spotęgowane, zaangażowane i błyskotliwe spojrzenie z obrazoburczą, wręcz i z pewnością kończącą każde zdanie, bez zająknięcia komedią bez pasów bezpieczeństwa w "Niefortunny numerek albo szalone porno". Amoralny, ekscentryczny, oryginalny, ale nieukrywający niczego esej o wątpliwej moralności i społeczeństwie, które w przeciwieństwie do filmu próbuje to zaszyfrować i się tego wyprzeć. Nie tylko tytuł jest wyjątkowy, to dopiero początek oryginalności tego doświadczenia.
Punktem wyjścia do tego rendgenu hipokryzji jest sytuacji z Emi, nauczycielką bardzo eksluzywnej, dla wyższej klasy, obnoszącego się ze swoimi szlachetnymi wartościami (które zostają często tylko hasłami) szkoły, której seks-taśma zostaje pewnego dnia upubliczniona i nagle sytuacja postępuje i jest odpytywana z godności oraz przyzwoitości przez samozwańczych dyżurnych tych cnot, oficjalnie. To wszystko przyspiesza, bo mamy tutaj potem miks sytuacji, które mimo obłędnego tempa mieszanki, pokazują codzienne pauzy deficytu ludzkiej empatii i wyścigu, kto lepiej udaje w prozaicznych sytuacjach, naprzemiennie z prawdziwymi uderzeniami bezpośrednio i bez zawachania historii. Ten shake nie jest pocięty, poszatkowany, ryzykowne smaki doskonale do siebie pasują i autor pokazuje pewną aktualność nastrojów, która nie musi być w książce historycznej wyłącznie. Później pojawia się sąd kapturowy, który niczym w scenie teatralnej będzie zachowywał się, jakby miał podjąć decyzję, czy spalić kobietę na stosie, czy nie.
O padnemii fałszerstwa siebie dnia powszedniego! Niefortunny numerek lub szalone porno to kino rozliczeniowe bez taryfy ulgowej. Hiperinteligentne, a jednocześnie nie oszczędza nikogo, tworzy panoramę podwójnych standardów, patriarchalnej dominacji nad kobiecym ciałem , o strachu przed wolnością dla każdej grupy społecznej. Film doskonakle bawiąc się w formą, w bardzo dynamiczny sposób używa figury seksu, stosunku płciowego jako narzędzia, które gorzko zostaje zawłaszczane w społecznym dyskursie do tego, do kogo należy kobiece ciało. Na dodatek ta demaskacja jest intensywna, ale jednocześnie są to puzzle, które wymagają od widza poprzez niuasne i detale osadzone w codzienności, połączenia. Feeria obrazów i kabelków daje nam samym wyzwanie do rozplątania, by dotrzeć do jądra analitycznej i krytycznej bomby.
Reżyser też nie daje zachować dystansu widzowi, bo humor zakrwawa o szyderstwo, doskonałe narzędzie do pokazania dwulicowości, która płynie we krwi nie tylko Rumunów i tego uniku konfrontacji z rzeczywistością, relacji z przeszłością, tylko wyparcia, ktore jest chorobą toczącą ludzkość. Naprawdę przyglądając się temu, mamy też jakieś poczucie nie obserwacji z bezpiecznej odległości tej karuzeli niedelikatnych trąceń innych, ale również nas samych - to równiez lustro i dla naszego kraju.
To kino, które nie bierze jeńców, nie oszczędza się, a doskonale na większej lub mniejszej przestrzenii, bawiąc się gatunkami potrafi pokazać sprawy, które nie bawią. Bez pouczania i roli edukatora autorefleksja nad brakiem autorefleksji, z empatią nad brakiem empatii. Bez znieczulenia.
NH21. Uderza mocno w system i społeczeństwo, a także udanie łączy absurd z powagą sytuacji. Czasami jedynie za dużo parodii.