Dlaczego Sześć stóp pod ziemią nadal tak dobrze się trzyma? 4

Czemu Sześć stóp pod ziemią, serial HBO emitowany w latach 2001-2005, po tylu latach tak dobrze się trzyma? Co sprawia, że w porównaniu z wieloma dzisiejszymi produkcjami telewizyjnymi wychodzi obronna ręką? Z okazji, że dzisiaj misja dokładnie 10 lat od premiery ostatniego odcinka serialu, spróbujemy przeanalizować w czym tkwi siła serialu.

Fragment plakatu Sześciu stóp pod ziemią autorstwa Marka Englerta

Finałowy odcinek, zatytułowany Everyone’s Waiting zakończył trwający pięć lat emocjonalny rollercoaster i po dzisiejszy dzień odcinek ten pozostaje jednym z najlepiej ocenianych finałów w historii telewizji. Nie mogę nawet wyobrazić sobie uczucia tej pustki fanów, którzy w 2005 roku obejrzeli finałowy odcinek na HBO. Dla wielu zakończył się najlepszy serial na antenie. Co dalej? Ale to już temat na inny wywód.

Dzisiejszych hitów w amerykańskiej telewizji trudno byłoby sobie wyobrazić gdyby nie serie, które formowały grunt i przełamywały kolejne bariery, wśród których można wymienić niewątpliwie pierwsze sezony Rodziny Soprano, Prawa ulicy czy Oz. Do tej listy śmiało można dodać serial, który śledził losy rodziny prowadzącej dom pogrzebowy w Los Angeles. Poniżej trzy powody, które sprawiają, że serial ani trochę nie stracił na swojej aktualności od czasu debiutu na antenie.

Opowiadał o o rodzinie i zawiłych relacjach. Opowiadał o nas samych…

Wielu widzów, którzy przeżyli przygodę z serialem przyznaje, że SFU odcisnęło na nich pewne piętno i nawiązali z nim osobistą więź. O ile Sopranos opowiadał o rodzinie mafiozów, Sześć stóp pod ziemią zawęża ten koncept. Oczywiście nie każdy musiał dorasta w domu pogrzebowym, ale z problemami, jakie przeżywały postacie z łatwością można się już utożsamiać. Ich gama jest bardzo szeroka, a spowodowane jest to tym, że w serialu występowały postacie w rożnym wieku, z rożnymi bagażami emocjonalnymi, z rożnymi temperamentami i tak dalej.

Jest Nate (Peter Krause), typ Piotrusia Pana, który nigdy nie chce dorosnąć i trochę za bardzo stara być się dobrym facetem, zmagającym się z samoakceptacja, Bogiem, rodziną. Jest też David (Michael C. Hall), postać, która wokół serialu wzbudza chyba najwięcej kontrowersji ze względu na jego orientacje, odkrywający własne "ja" i otwierający się przed rodzina, znajomymi, światem. Dalej – Claire (Lauren Ambrose), najmłodsza z rodzeństwa, która próbuje rozgryźć kim będzie w przyszłości. Na koniec Ruth (Frances Conroy), która cierpi na kompleks nieustannej potrzeby pomocy innym, zapominając zarazem o własnych potrzebach. Jak widać postaci są zróżnicowane, a przecież oprócz tych pierwszoplanowych mamy cala paletę pobocznych, równie ciekawych i intrygujących. Tak więc, na pewno nie zabraknie bohatera, z którym można się utożsamić podczas oglądania odcinków, kibicować czy w końcu za kimś zapłakać.

Większość ludzi w związkach myśli, że są niczym jak Ross i Rachel z serialu Przyjaciele czy Marshall i Lill w Jak poznałem waszą matkę. W rzeczywistości prawdziwe związki są bardziej skomplikowane i burzliwe jak losy Brendy (zdobywczyni Złotego Globa za rolę w serialu Rachel Griffiths) i Nate’a czy nawet Keitha (Mathew St. Patrick) i Davida. To właśnie oddają naturę dojrzałych związków lub przynajmniej próbują jak najdokładniej ją odwzorować. Serial oddał dość wiernie realia rodziny, relacji międzyludzkich i bagażu, który za tym idzie. Najważniejsze – seria pokazała, że jest całkowicie okej jeśli coś nie udaje się w związkach, w relacjach z rodziną i przyjaciółmi. Czuliśmy się przez to mniej dysfunkcji. A przynajmniej ja. SFU pozwoliło na skonfrontowanie rzeczywistości z oczekiwaniami. Życie to nie piknik, to nie hollywoodzka egzystencja bez problemów. To właśnie serial próbował przemycić pomiędzy wierszami.

„Well, you know, love isn’t something you feel, it’s something you do. If the person you’re with doesn’t want it, you know, do yourself a favor and save it for someone who does.”
–Nate Fisher

Kazał nam spojrzeć głęboko w oczy Śmierci

Sześć stóp pod ziemią było pierwszym serialem tego typu. Pozostaje po dziś dzień unikalny pod względem prezentowania śmierci i podchodzenia do tematu umierania i radzenia sobie z pożegnaniem bliskiego. SFU było odpowiedzią twórcy serialu, Alana Balla na zakopywanie w naszej kulturze smutku i zabierania za parawan w domach pogrzebowych osób, które wyraziły najmniejszy znak emocji towarzyszących pogrzebowi. Przez 63 odcinki mogliśmy kontemplować nie tylko nad życiem i śmiercią w sposób, w jaki żaden inny serial telewizyjny do tego nas w najmniejszym stopniu nie zmusił.

Ze względu, że rodzina Fisherów pracowała i równocześnie mieszkała w domu pogrzebowym, śmierć była zawsze tam obecna. (Prawie) każdy odcinek rozpoczyna się sekwencja pokazująca jak ponury żniwiarz zabiera kogoś ze sobą. Śmierć przypadkowych osób, których rodzina stawała się klientami zakładu pogrzebowego, była pretekstem do skonfrontowania ich własnych problemów, które przeżywali. Ball w sposób imaginacji bohaterów, ich rozmów z nieboszczykami pokazał wewnętrzne zmagania, pragnienia i intencje bohaterów, tkwiące głęboko w naturze każdego człowieka.

Bardzo często zdarzało się, że wątek śmierci jakieś osoby z początku odcinka był bardzo mocno powiązany z aktualnymi zmaganiami postaci jak na przykład David, próbujący zaakceptować własna seksualność, prowadzi w głowie dialog z zamordowanym gejem (odcinek 12. pierwszego sezonu A Private Life) czy Nate, który dowiedział się o chorobie, wyładowujący frustracje na zmarłym zawodniku footboolowym z liceum (krzyczy "Czemu nie ty?" po czym dodaje "Myślałeś, że ominie cie to?"; odcinek drugi 2. sezonu Out, Out Brief Candle). Śmierć jest integralna częścią życia, o czym przypomina serial na każdym możliwym kroku. Dlatego można powiedzieć, że jest to serial o radzeniu sobie ze stratą, korzystaniu z chwil, które nam zostały aniżeli o samej śmierci, która zajmuje mały procent w serialu w porównaniu do obserwacji jej wszystkich konsekwencji.

Tracy Montrose Blair: „Why do people have to die?”
Nate Fisher: „To make life important. None of us know how long we’ve got. Which is why we have to make each day matter.”

Bo jest dużo tańszy niż terapia

Alan Ball i jego wspaniały zespól scenarzystów (niektórzy z nich obecnie prowadzą własne seriale jak Jill Soloway docenianą serię Transparent) nie raz w tej serii kazał nam konfrontować się z wieloma problemami natury psychologicznej i społecznej. W przypadku Nate’a obserwowaliśmy jego akceptacje choroby, nieplanowane ojcostwo czy strach przed powtórzeniem grzechów swojego ojca (wspaniała rola Richarda Jenkinsa!) i w rezultacie stanie się dokładnie taką samą osobą. To jedna z najlepiej opowiedzianych i przedstawionych egzystencjalnych podroży bohatera jaka widziano w telewizji.

W przypadku Davida mogliśmy zobaczyć jak postać radziła sobie z wiarą, otwartym związkiem, adopcja czy przeżyciem traumatycznego wydarzenia z jednego odcinków czwartego sezonu (odcinek czwarty ostatniego sezonu That’s My Dog:. Brenda wraz z jej bratem Billym (Jeremy Sisto) ze zdiagnozowaną choroba dwubiegunowa pozwolił inaczej spojrzeć na osoby niestanienie emocjonalnie, a także zastanowić się nad zagadnieniami odpowiedzialności, wolności i autonomii.

W końcu zostaje sama Śmierć. Codzienność sytuacji, w których widzimy przez kolejne odcinki śmierci przypadkowych osób pokazuje, że ten moment może nastąpić w dowolnym momencie i śmierć nie czeka aż wyjaśnimy wszystkie sprawy, pogodzimy się z własną rodziną, przyjaciółmi i własnym sobą. Zostajemy zabrani. Życie było niełatwe dla Fisherów, ale przecież jest takie dla większości z nas. Oglądanie Sześciu stóp pod ziemią to jak wizyta na kozetce psychoanalityka trwająca 63 godziny. Stawia was w niekomfortowych sytuacjach, przypomina co jest ważne i porusza, czasami bardzo mocno. Pisząc o SFU łatwo o kolokwializm, ale silą serialu jest właśnie to, że w prostych scenach, wątkach i dialogach potrafił przemycić dojrzale, głębokie wnioski. Serial wytrzymał próbę czasu dziesięciu lat. Jestem pewien, że wytrzyma i kolejne tyle.

„I spent my whole life being scared. Scared of not being ready, of not being right, of not being who I should be. And where did it get me?”
–Nate Fisher

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 9

kpr

dopisany do listy: do nadrobienia

Movieman

Gdybym miał kiedyś wybrać jedno arcydzieło – bez podziału na filmy, muzykę, seriale, jedzenie, wygodę łóżka – byłoby Six Feet Under. Za każdym razem widząc ostatnie minuty tego mistrzowskiego tworu mam ciarki.

Redox Movieman

Pełna zgoda. Ciarek można dostać nie raz oglądając ten serial, niekoniecznie sam mistrzowski finał. Jest wiele momentów, które spokojnie mogą konkurować z tymi mistycznymi 10 ostatnimi minutami SFU.

lechu_1982

Właśnie obejrzałem pilota. No cóż…nie pozostaje mi nic innego, jak zapaść się pod ziemię, na te 62 godziny które mi pozostały :)

jacks

Serialu nie oglądałem, ale zaciekawiłeś mnie tym finałem. Pytanie tylko czy poświęcić kawał czasu na nadgonienie 5 sezonów dla jednego odcinka czy nawet paru końcowych scen? Czas pokaże.

Movieman jacks

Bez obejrzenia całości finał może nie mieć takiej siły. Z rodzina Fisherów trzeba się zżyć. Niekiedy miałem ciężko, bo tak jak w prawdziwym życiu, poszczególne osoby niesamowicie mnie irytowały, ale finał to istne katharsis. Coś niesamowitego.

Quagmire

Nie wiem, nie oglądałem, rzuciłem okiem i głównie jest o treści serialu, więc i tak nic nie zrozumiem :) Ale chciałem zostawić jakiś komentarz, bo widać, że autor włożył w ten jubileuszowy list miłosny mnóstwo pracy.

Redox Quagmire

Dzięki, chociaż muszę przyznać, że ten felietonik szybko mi się pisało, może nie jednym tchem, ale na pewni nie ślęczałem nie wiadomo ile :) Wcześniej więcej czasu poświęciłem na rozprawkę z nowym "Terminatorem", bo bylo więcej punktów do opracowania czemu obsysał tak mocno z kolei. Teraz pracuję nad tekstem "Czy Fanatyczna Czwórka jest naprawdę tak zła jak ją malują?", bo wydaje mi się ciekawy temat z pogranicza socjologii i krytyki filmowej.

Quagmire Redox

I tutaj już będziemy mogli podyskutować, bo mam seans za sobą.

Proszę czekać…