Recenzja: Morderstwo w Orient Expressie 0

Morderstwo w Orient Expressie to jedna z najgłośniejszych premier tego roku. Mimo, że detektyw Poirot już pojawiał się wcześniej na ekranie, to wykorzystanie najnowszej technologii i absolutnie topowa obsada to wabik dla kinomanów. W obsadzie między innymi: Johnny Depp, Penélope Cruz, Willem Dafoe oraz Michelle Pfeiffer.

Rok 1930. Pewnej nocy dochodzi do brutalnego morderstwa. Problem w tym, że popełnić tę zbrodnię mógł dosłownie każdy z jadących.
Trzynaścioro pasażerów uwięzionych zostaje w pociągu, który staje się pułapką. Nikt nie wie co ich czeka. Jeden człowiek musi wskazać mordercę, jest nim oczywiście Hercules Poirot.

Ekranizacja, tak znanego i głośnego kryminału Agathy Christie, już na starcie wiąże się ze sporą dozą ryzyka. Kenneth Branagh podkreślał w wywiadach, że jest wielkim fanem pisarki i jej kryminałów. Chciał zrobić przyjemność wszystkim entuzjastom detektywistycznej intrygi pana Poirot. Nie da się odmówić twórcom przygotowania wizualnego całego przedsięwzięcia. Kostiumy są obłędne i oddają majestat tamtych czasów, są skutecznym detalem. Muzyka jest dobrana w bardzo podobny sposób do tej z Sherlocka Holmesa. Klimatyczna, z polotem w chwili przyspieszenia akcji. Jest to skuteczny zabieg, ponieważ akcja, nawet zaprzeszła w swojej prostocie jest ożywiona i serwowana na bazie nowej receptury. Panoramy, z uwzględnieniem pięknego modelu pociągu Orient Express są wspaniałe. Krainy, które poznajemy w rytmie kolejnych scen są idealnym uzupełnieniem barwnej palety. Niestety nie można oceniać dzieła po okładce, bo często wnętrze jest zgoła różne od zaprezentowanej formy. Tak jest i tym razem. Produkcja siada w momencie odczytu treści. Poprawność realizacyjna nie pociągnie całej lokomotywy oczekiwań. Morderstwo w Orient Expressie to niebywały przepych na ekranie i nic poza tym. Brakuje tu spoiwa wśród tak dużej grupy gwiazd. Postaci są uwiecznione zaledwie ołówkiem, coś na zasadzie szkicu. Nie doszukałem się ognia w całej zagadce. Poirot, mimo tego, że jest dobrze zagrany przez Kennetha, to jego kolejne myśli nie budzą empatii u widza. Wszystko jest takie bezosobowe, przyjmowane na zasadzie słodkiej opowiastki. Nie ma w tym krztyny kryminału. Z ekranu bije barwna historia i zasłona w postaci kolorowych bohaterów. Nawet to co, w wywiadach Branagh obwieścił swoim konikiem, czyli pociąg i sceny w nim przedstawione, są po prostu przeciętne. Dość powiedzieć, że ustawienie kamer w tych partiach jest okropne. Wszystko jest tam takie toporne, a to przecież ekskluzywny pociąg. Prezentacja wnętrza ogranicza się do kilku wstawek z serwetkami i winem.

Po filmie pozostaje dziwne uczucie pustki. Seans sam w sobie był przyjemny, bo dostarczył odrobiny frajdy, przecież to Poirot. Problemem jest brak rekompensaty od twórców. Wspomniany Sherlock Holmes mimo, że nie jest kinem refleksyjnym, żadne to arcydzieło, ale przyjemności mnóstwo. Konwencja bawi, a po pokazie wychodzimy czując w sobie odrobinę tego ekscentrycznego detektywa. Poirot też ma potencjał. Może nie jest tak nihilistyczny, ani nie ma pomocnika, która błyszczy pokorą i powagą, przy tym równoważąc jego wariactwa, ale za to jest świetnie opisany i często manierycznie daje większe pole do popisu. Czasem jakość wyraża się w opanowaniu i spokoju. Nie brak entuzjastów tej myśli.

Obiecywałem sobie wiele, bo uwielbiam soczysty kryminał. Poirot jest, sam w sobie idealnym punktem do realizacji świetnego widowiska. Nie trzeba nawet sięgać po ekskluzywne dodatki, bo historia sama się obroni. Tak świetne zakończenie i sam motyw śledztwa to musi się udać za każdym razem. Morderstwo w Orient Expressie, w reżyserii Kennetha Branagha to film jedynie przeciętny, bo nie wykorzystał tego co płynie głównym nurtem. Produkcja skupiła się na szukaniu dopływów i zatraciła się w detalach.

MOJA OCENA: 4/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…