RECENZJA: Ocean ognia 0

Już dzisiaj w kinach można oglądać Ocean ognia z Michaelem Nyqvistem w jednej z głównych ról. Uwielbiany w Skandynawii artysta zmarł w 2017 roku w wieku 56 lat na raka płuc. Zrządzeniem losu dwa ostatnie filmy z udziałem aktora połączył wątek łodzi podwodnych. Zajmijmy się tym pierwszy, wyreżyserowanym przez Donovana Marsha.

Amerykański okręt z napędem atomowym – USS Arkansas, dowodzony przez kapitana Joe Glassa (Gerard Butler), dociera do miejsca, w którym w nieznanych okolicznościach zatonęła rosyjska łódź podwodna. Badając kulisy katastrofy, kapitan odkrywa, że incydent nie był dziełem przypadku, ale doskonale zaplanowanym aktem terroru. Stoi za nim zbuntowany rosyjski generał, usiłujący doprowadzić do wybuchu III wojny światowej. Kiedy zdrajcy udaje się porwać prezydenta Rosji, a świat pogrąża się w chaosie, Glass sprzymierza się z odziałem US Navy Seals. Wspólnie, żołnierze podejmują śmiałą próbę odbicia głowy państwa z rąk terrorysty. Od powodzenia ich misji zależeć będzie los całego globu.

Ocean ognia pozostawia po sobie bardzo sprzeczne, mieszane uczucia. Twórcy na siłę do wątków łodzi podwodnej, walki politycznej z wrogiem i taktycznych batalii wpychają misję na lądzie, która mimo dobrej realizacji (na miarę akcyjniaka — panowie komandosi nieźle sobie radzą) pasuje tu jak flaki do szarlotki. Wad produkcji jest mnóstwo… Wprowadzenie do opowieści tak jałowe, że w umiejętności głównego bohatera uwierzy tylko kompletnie wniebowzięty fan Gerarda Butlera. Kilka scen o totalnym kataklizmie, misji wagi międzynarodowej i próba zrobienia z Oldmana nawet nie wiadomo kogo… Świetny aktor gra na linii patosu i obrzydliwej karykatury. Scenarzysta wepchał mu badziewie do ust, aż dziw, że Gary nie wyszedł z siedziby dowodzenia.

Kiedy już jakimś cudem, po nużącym wstępie dostajemy się do łodzi, zaczyna być naprawdę przyjemnie. Emocje i jeszcze raz emocje, relacja Butlera z Nyquistem to największy plus tej produkcji, absolutnie najwyższe loty. Obaj grają dramat, pełnokrwista wymiana doświadczeń, wiara w powodzenie i zaufanie do jakości wykonywanej pracy mimo różnic ideowych. Muzyka kreuje napięcie i mamy to. Wierzymy w umiejętności, strategia na ekranie, dużo cennych uwag i zrozumienie, które wpompowali w nas twórcy dla ciężkiej pracy i presji, jakiej musi podołać załoga.

Montaż, efekty specjalne w rozwinięciu nie budzą absolutnie żadnych zastrzeżeń, natomiast początek i koniec filmu to absolutne dno. Można odnieść wrażenie, że dwie ekipy zajmowały się klejeniem materiału albo ktoś dokręcił te sceny z obrazkiem łodzi w tle. Jakiś człowiek tutaj strasznie pokpił sprawę. Film, który budzi emocje, szczególnie w środku, kiedy mamy do czynienia z mocną ekspresją, thrillerem sporego kalibru staje się typowym średniakiem… Mnóstwo tandetnych zagrywek, niepotrzebne wklejki i motywacyjny bełkot w "departamencie mrocznych przycisków i grozy". Zabrakło jakości audiowizualnej, skupienia na oceanie i spokojnej głowy przy montażu.

Wielka szkoda aktorów, szczególnie Nyqvista i Butlera, którzy świetnie oddali klimat tej historii. Obaj w wywiadach opowiadali o symbiozie na planie filmowym, integracji z pozostałą częścią obsady w scenach tak skomplikowanych przestrzennie. Do kina warto pójść tylko i wyłącznie dla tego duetu. Reszta to bardzo mizerny, pozbawiony serducha kocioł producentów.

OCENA: 4/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 6

Bercik022

Film jest dobry, trzyma w napięciu, nie oczekiwałem od niego nie wiadomo czego ale są momenty, które naprawdę robią wrażenie.

@Bercik022 Niestety to nie wystarcza, "momentów jest za mało"… George Wallace napisał dobrą książkę, ciekawy materiał na film. Twórcy spaprali robotę, najbardziej bolą te koszmarnie "wklejone" zdjęcia.

@Malinowski a to racja jest, ja bardziej nastawiłem się na akcję i tyle. Mocno za to raziła mnie gra aktorska tych komandosów, wytrącało mnie to wręcz z rytmu filmu, zamiast wyłączyć się i oglądać to myślałem tylko o tym by ich znowu nie pokazywali. Na szczęście sceny z łodzią podwodną, te manewry i akcja końcowa z pociskamy robiła dla mnie robotę, już nawet nie patrzyłem na tą drętwą grę aktorów drugoplanowych :P

marcoduch

Chyba byłem na innym filmie, bo w moim Glass był kapitanem łodzi podwodnej o nazwie "Arkansas" i jego misją było sprawdzenie co się stało amerykańską łodzią podwodną.

@marcoduch Może Pan być spokojny – byliśmy na tym samym filmie. Już spieszę wyjaśnić… W książce (Firing Point) łódź podwodna, która dowodzi Glass nosi nazwę Toledo. Tak jak Pan zauważył (bardzo słusznie) w filmie jest Arkansas (już zmieniłem). Proszę wybaczyć, zbytnie przywiązanie do literackiego pierwowzoru, nawet po seansie. :)

ZSGifMan

4/10…
Czyli do kina na pewno iść nie warto.

Proszę czekać…