Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Siedem lat jednej nocy 0

Siedem lat jednej nocy to kino bardzo tragiczne, nieukrywające tego ani przez moment. Chwilami to powoduje, że jest za głośno, zbyt awanturniczo i dosłownie w swoim cierpieniu. To kino hybryda kilku gatunków, gdzie pewne sekwencje wizualne i oparte na ekspresji budują skutecznie nastrój, ale rozpoczęte tematy przepracowywane na ekranie są niedbałe, wtórnie poprowadzone i bez fantazji w scenariuszu… albo właśnie z jej nadmiarem co determinuje zagubienie w tej materii.

Nasza historia dotyczy, tak naprawdę kilku wątków, ale krążących w okół jednej, głównej osi: morderstwa sprzed lat, które otworzyło w życiu pewnej rodziny puszkę pandory. Hyeon-soo Choi doprowadził zupełnie przypadkowo do nieszczęśliwego wypadku, który zdeterminował jego życie, swojej rodziny i wielu mieszkańców wioski. Na różne sposoby, bez trzymania się arbitralnie chronologii wydarzeń reżyser pociąga za wiele sznurków w swojej historii. Pokazuje konsekwencje jakie może nieść za sobą przypadek, a przy tym wciąga widza w prywatny i osobisty dramat dotyczący relacji ojca z synem, ale i z córką na przykładzie kilku pokoleń. Twórcy też mają artystyczne i intelektualne ciągoty do pogłębienia tej narracji tematem agresji i przemocy. Nasz główny bohater, jak i mężczyzna, których los ze sobą połączy używają przemocy, często w afekcie i impulsywnie. Szczególnie u Hyeon-soo Choii pokazuje się poprzez przeszłość, jak doświadczenie krzywdy fizycznej w dzieciństwie, posiadania strachu jako członka rodziny, przekłada się potem na swoje własne zachowania. Jak w rodzinie komunikującej się siłą dziecko chłonie taki sposób kontaktu, okazywania emocji i robi to samo, wbrew często nawet samemu sobie.

Te wszystkie tematy są eksponowane w charakterze albo naturalistycznej, pełnej akcji lub okrucieństwa formie, albo impresjach. Te rozrzucenie fabuły pomiędzy jawą, a snem (koszmarem) może i dodaje rumieńców pomysłom, ale kompletnie nie znajduje spoiwa łączącego i niedezorientującego widza. Dlatego zamiast efemerycznej, nostalgicznej wymiennej z ogromną siłą uderzeniową historii, wręcz kasandrycznej, dostajemy porozrzucane po stole puzzle, które z czasem okazują się być z zupełnie różnych pudełek.

Siedem lat jednej nocy nie kończy refleksji podjętych w liczbie mnogiej, żongluje bez opamiętania różnymi stylistykami od oniryzmu po kino ruchu i epizodycznie to wchodzi w interakcje z odbiorcą, bo ma ambicje na nieprosty thriller. Odbija się też, jak w Flipperze od gatunków, które wtrąca do głównego. Pojawia się wątek Vendetty, dramatu, kryminału, obraz nocnego miasta i silnych kontrastów, jak w kinie noir. Jednak to wszystko razem tutaj wychodzi dosyć kanciasto. Nawet jeżeli odróżnia się tym na tle prostego thrillera. Ryzyko, którego film się podejmuje nie odzwierciedla się w jakości doświadczenia.

Ocena: 4/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

ZSGifMan

Ogólnie koreańskie kino jest bardzo teatralne i mocno przerysowane, ale widzę 4/10, więc jakiś kolejny średniak i chyba nie ma czego oglądać, choć jak się trafi pewnie i tak zobaczę.

Proszę czekać…