Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Suspiria 0

Kiedy będzie można powiedzieć znowu o jakimś dziele horror artystyczny? Po seansie sensualnej i niebezpiecznej podróży po ludzkich instynktach i ich wykorzystywaniu w Suspirii. Luca Guadagnino pożądanie, o którym tak intensywnie rozprawiał w poprzednich produkcjach, zamienia w makabreskę z podobną siłą ekspresji i wręcz niebezpieczną, chwilami nawet erotyczną siłą przyciągania. Przebywa daleką wędrówkę gatunkową, ale nie zmienia "charakteru pisma". To film obrzydliwie piękny, hipnotycznie wręcz obłąkany i zachwycająco surrealistyczny.

Nasza historia niby zaczyna się, jak kolejny horror, gdzie fabuła to tylko pretekst. Jednak szybko sploty i manewry oddalą nas od przyzwyczajeń tego gatunku. Młoda i ambitna dziewczyna z Ameryki przyjeżdża do Berlina, gdzie chce uczyć się w jednej z kultowych szkół tańca. Tutaj pragnie tańczyć każda, która chce zostać wielką postacią. Pierwszego dnia Susie prezentuje się części kadry nauczycielskiej zadając pytanie o Madame Blanc. To legenda, wielka nauczycielka, niemal żywy pomnik (tak też majestatycznie wygląda). Kobiety wyjaśniają naszej bohaterce, że za wcześnie, by miała okazję ją zobaczyć. Jednak w trakcie układu wykonywanego przez Susie, Madame nagle pojawia się na próbie dziewczyny. Ta jest trochę speszona, ale nie przerywa tańca. Jej energia i wyjątkowość sprawia, że Susie natychmiast dostaje się do szkoły. Przeprowadza się do miejsca, o którym marzyła. Koło szkoły znajduje się Mur Berliński. Kontekst historyczny jest tutaj wielokrotnie podkreślany. To nie jest historia, która może mieć miejsce wszędzie i zawsze. Konflikt narodowy, podział lat 70. i ataki terrorystyczne Frakcji Czerwonej Armii od początku wprowadzają nastrój obawy o jutro i niepewności o życie. Wydawałoby się, że sztuką, tańcem można od tego uciec. Nasze bohaterki szybko zrozumieją, że ten niepokój i groza nie są spowodowane sytuacją polityczną, a właściwie są w sidłach jego źródła. Czyli w szkole, w której taniec jest rytuałem okultystycznym i tak naprawdę bardziej niebezpiecznym miejscem, niż ulice miasta.

Susie bardzo szybko zaczyna wyrastać na liderkę grupy. Ma doskonałe porozumienie z Madame Blanc. Dziewczyna nie boi się wyzwań i oddania w tańcu, który tutaj nie ma znaczenia kokieterii, gry wstępnej, flirtu towarzyskiego, a stawia na eksponowanie siły. Jest zwierzęcy i mistyczny. Między próbami do nowego układu powoli, w eleganckim stylu zaczyna się wciągać bohaterkę i widza w jakąś dziwną, nieprzyjemną grę z wyobraźnią, lękami, paranojami, rozmywając granicę między wyobrażonym, a zobaczonym. Do tego dowiadujemy się, że poprzednia uczennica odeszła ze szkoły z niewyjaśnionych przyczyn i słuch o niej zaginął. Niedługo potem na jednej z kolejnych lekcji inna dziewczyna popada w amok, krzyczy o czarownicach, o nauczycielkach miotających im w głowach. Nie myli się, jednak dosyć szybko usta zostają jej po cichu, w mało humanitarny sposób zakneblowane.

Suspiria to karnawał dla zmysłów, spójnego nastroju, immanentnego doświadczenia. Danse macabre, bal u Lucyfera, a może u Lucyferki? Zauważmy, jak igra z gatunkiem reżyser. Po pierwsze demon nie musi być rodzaju męskiego. Mamy tutaj pogrywanie z motywem matki, rodzicielki, tej która w tekstach kultury ma zwyczaj być troskliwą opiekunką, dbać o ognisko domowe. Angażuje ją w gatunek, tak jak to robił (próbował) Darren Aronofsky. Tylko, że u autora Mother! nie ma wdzięku, klasy, jest udawana niebezpośredniość i oczywista symbolika, wręcz kiczowata i prosto uduchowiona. Tutaj ten motyw jest wywrócony do góry nogami, wręcz nieokrzesany. To nie kobieta, z której wysysa się siłę, tylko ta, która żywi się energią innych. Po drugie niebezpieczeństwo nie czyha na zewnątrz. A jest cały czas z nami, koło naszych bohaterek, krok w krok, pod jednym dachem. Nie ma tutaj wyskakiwania zza rogu, schodzenia do piwnicy, tryskającej bez wyobraźni krwi. Historia ewoluuje w najniebezpieczniejsze miejsca z czujnością rozprowadzając nastrój, uderzając z imponującym wigorem, ale nie od razu. Luca Guadagnino nie kończy na tym swoich sprytnych igraszek z horrorem. Wielokrotnie podczas pokazywanego obrazu powątpiewa w ich istnienie, niczym psychiatra, intelektualista, który pojawi się w naszej historii. Miał on pacjentkę, która uciekła w otępieniu ze szkoły tańca. To on jest nośnikiem wątpliwości. Nie wierzy w magię, czary, sabaty, ale wierzy, że iluzją można zagrać na zmysłach człowieka dowolny utwór.

Mimo umyślnej autokontestacji intensywność doświadczenia i następne kroki po piekielnym parkiecie nie pozostawiają wątpliwości co do naszej wiary w prawdziwość coraz potężniejszych wizji, niemalże w stylistyce Hieronima Boscha. Mamy pewną magię, ludowość, odsłaniający się satanizm i folklor. Taką przecież nazwę nosi układ taneczny przygotowywany przez szkołę. Do tego na naszych oczach nie rozgrywa się bez stopniowania i wyczucia krwawa masakra, tylko dłubanie w podświadomości, halucynogenne działania. Guadagnino często splatający swoje utwory filmowe z odniesieniami do innych, tutaj dyskretnie pokazuje, jak przesiąka jego obraz i słowo sztuką oraz myślą Boscha. Do tego postać kobiety dominującej nad światem ziemskim i pozaziemskim, oddana niepojętym stanom, jest niczym w Opętaniu (gdzie również mamy podobny pejzaż wyludnionego i chłodnego Berlina), czy Szamance Andrzeja Żuławskiego. Tutaj to uczucie fascynacji działa wymiennie z przerażeniem, a kobiecy krzyk to nie pisk, czy wołanie o pomoc, a emitujące dzikość harpie, zwodzące femme fatale.

Suspiria to dzieło, które się nie waha, jest radykalne i wie, w którym momencie zacząć być rozpasane, by nie znudzić nas swoim rozmachem. Czai się na nas powoli oplatając swoimi mackami. W teamie z doskonałą formą wizualną i oprawą muzyczną jest demoniczne piękne. Zmysłowe, chwilami wręcz niebezpiecznie seksowne. Piękne (i) bestie.

Ocena: 9/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 3

Bercik022

W ogóle w kinie widziałem trailer i ten napis "remake kultowego horroru" czy jakoś tak, totalnie mi nic nie mówił tytuł filmu, nie przypominam sobie by też film leciał kiedy w tv, albo go przeoczyłem O,o. A tak poza dobra recenzja :)

ZSGifMan

Opis mnie nawet zaciekawił, ale samemu filmowi nie wróżę za wiele… co będzie – zobaczymy.

Animek84

Ocena: 9/10 czyli jak w przypadku Climaxu wiem iż nie warto oglądać.

Proszę czekać…