TOP 10: Najlepsze filmy 2019 roku 2
Jak co roku redakcja FDB.PL przygotowała zestawienie najlepszych filmów roku. Na naszej liście tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Od kina rozrywkowego prosto z Hollywood, aż po produkcje, które walczyły o najważniejsze nagrody w różnego rodzaju festiwalach filmowych takich jak Cannes czy Wenecja. Oczywiście nie zabrakło także produkcji, które odegrają ważną rolę na przyszłorocznych Oscarach.
Strona 1 z 2
MIEJSCE 10: Portret kobiety w ogniu
Portret kobiety w ogniu to historia malarki Marianny, która ma namalować portret młodej arystokratki Heloizy. Zadanie to wcale jednak nie jest takie proste, ponieważ modelka odmawia pozowania, więc obraz musi powstać w sekrecie. Choć akcja filmu rozgrywa się W XVIII wieku, jest on bardzo aktualny. Pięknie nakręcona, delikatna opowieść o rodzącym się uczuciu między dwójką kobiet, aż trudno powstrzymać się od komentarza, że chyba jeszcze nikt tak pięknie nie pokazał miłości na ekranie. Znakomicie zagrany, bez niepotrzebnych uniesień czy emocjonalnych płomieni film, który przeżywa się jeszcze długo po seansie. Miło jest oglądać miłość w zupełnie innym wydaniu, gdzie najważniejsze są drobne gesty, spojrzenia czy przyśpieszony oddech, a nie, jak w większość filmów, gdzie królują wielkie emocje i seksualność.
Portret kobiety w ogniu to film, który w tym roku zdecydowanie najbardziej trafił w moją wrażliwość. Ta piękna opowieść o miłości, podszyta mitem o Orfeuszu i Eurydyce, to prawdziwy pokaz twórczej subtelności, opartej na mimice, gestach i spojrzeniach. Francuska artystka, przedstawicielka minimalizmu Céline Sciamma stworzyła wizualne arcydzieło, którego emocjonalne napięcie budowane jest na fizycznym oraz mentalnym kontraście pomiędzy głównymi bohaterkami. Każde ujęcie jest niczym symbioza natury z magią niewiadomego pochodzenia, czy idealnie skomponowane malowidło. To opowieść o kobiecym spojrzeniu na sztukę, ale i o tym, że w porównaniu do niej, kobiecości nie da rady zamknąć w żelaznych ramach.
MIEJSCE 9: Irlandczyk
Po latach Martin Scorsese wraca do gatunku, który zapewnił mu stałe miejsce w panteonie najznakomitszych twórców medium kinematografii. Irlandczyk jest epopeją kina gangsterskiego na miarę Dawno temu w Ameryce. Powracają seniorzy z wcześniejszych filmów Scorsesego. Powraca klimat historii o amerykańskich gangsterach i "makaroniarzach". Aż w końcu, powraca sam reżyser, który przed kilkoma dekadami powołał na światło dzienne takie dzieła, jak Chłopcy z ferajny, Kasyno albo Wilk z Wall Street.
Irlandczyk trwa ok. 3,5 godziny. Taki metraż pozwala Scorsesemu zbudować historię wielopłaszczyznową. Twórca z jednej strony nakreśla polityczne i społeczne realia Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XX wieku. Z drugiej – buduje szczegółową panoramę gangów oraz organizacji przestępczych tamtych lat. Z trzeciej – pozostaje wierny swoim bohaterom, tutaj granym przez nestorów kina gangsterskiego. Co równie ważne w Irlandczyku, 77-letni Scorsese ani na moment nie traci pazura w pisaniu wartkich i drapieżnych dialogów.
bq. Gorzki koniec tylko wzmaga tragiczny wydźwięk obrazu, który z czasem transformuje gatunkową formułę w dramat o starości i przemijaniu. Nie ulega wszelkim wątpliwościom – Irlandczyk jest metatekstowym traktatem, tyleż gangsterskim, co bardzo blisko związanym z biograficznym stanem wyobraźni samego Scorsesego.
Irlandczyk to niezwykle wciągająca opowieść o mafii, jej sekretach, płatnych zabójcach i śmierci Jimmy’ego Hoffy. Robert De Niro, Al Pacino i Joe Pesci na ekranie to niesamowite połączenie, do tego talent Martina Scorsese i możemy być pewni że film okaże się bardzo dobry. Na film te trzeba było długo czekać, jednak jest tego naprawdę wart. Gangsterska opowieść, trwająca ponad trzy godziny wbija w fotel i trzyma w napięciu aż do końca filmu. Irlandczyk to również spojrzenie na życie gangstera, kiedy nie jest on już w stanie utrzymać rewolweru w ręku. To kompletna opowieść, która przypadnie do gustu prawnie każdemu, nawet jeśli nie jest on zbyt dużym fanem tego typu kina.
MIEJSCE 8: Avengers: Koniec gry
Seria "Avengers" zawsze przyciąga do kin wielkie hordy fanów. Nieważne, czy film ma dobre recenzje, czy złe. Każdy chce to zobaczyć i samodzielnie ocenić film. Tym razem dochodzi do prawdziwej katastrofy. Niebezpieczny Thanos przyczynia się do śmierci połowy wszechświata. Avengersi są jak zwykle heroiczni i godnie stawiają czoła oprawcy. Za co tak naprawdę można docenić tę propozycję Marvela? Film jest naprawdę długi, bo trwa całe trzy godziny. Można mieć wrażenie, jakby oglądało się trzy osobne obrazy z racji wielowątkowości. W tym dochodzi również do przeplatania gatunków filmowych takich jak: dramat psychologiczny, sci-fi, film batalistyczny, film akcji oraz heist movie.
Avengers: Koniec gry to ostatnia część wielkiego kinowego uniwersum Marvela, która w swoich szeregach zebrała ponad 30 różnych superbohaterów. Byliśmy świadkami finału wspaniale skonstruowanej historii, która z naszych bohaterów wyciskała krew, pot i łzy. Całość została doskonale połączona fabularnie, jedynym mankamentem w moim odczuciu była końcowa scena widowiska, na którą to właśnie czekali wszyscy fani. Zrobiona została ona w sposób chaotyczny i jak dla mnie rozegrała się zbyt szybko. Jeśli zaś chodzi o oprawę wizualną i efekty specjalne to 4. część Avengersów wypadła rewelacyjnie. Na plus zasługuje także zawarcie charakterystycznego dla tychże produkcji humoru, który trafia do widza i powoduje uśmiech na jego twarzy, mimo iż wie on, do jakich poważnych wydarzeń niedawno doszło.
MIEJSCE 7: Lighthouse
Lighthouse to hołd dla niemego kina z ery ekspresjonizmu niemieckiego. Robert Eggers jako bazę przyjął sobie mit o Prometeuszu, który znakomicie wkomponował w opustoszałą nadmorską scenerię. Seans wzbudza niepokój, ale i fascynuje, rzucając światło na mroczne oblicza męskości i rodzącą się egzystencjalną paranoję. To surowa wizja człowieka w konfrontacji z potęgą natury, buntu wobec prawa, czy strachu przed karą i przesądem. Wszystko to, przesiane przez freudowską siatkę odniesień, wprowadza widza w hipnotyczny trans, w którym główna para bohaterów błądzi w zapętleniu. Film to prawdziwa perła w oceanie, a Robert Pattinson i Willem Dafoe dają prawdziwy popis genialnego aktorstwa, który trzeba przeżyć na własnej skórze.
2019 jak żaden inny rok dostarczył wiele filmów i seriali o obłędzie, socjopatii oraz brutalności. Jednak pośród wszelkiej maści "Jokerów", "Jacków, którzy zbudowali domy" oraz innych podłych, złych i okrutnych szaleńców, to właśnie widowisko o dwójce latarników zaabsorbowało mnie najbardziej.
Rzecz nie jest prosta. Reżyser i scenarzysta, Robert Eggers, sięga po liczne kody znaczeniowe, mącąc narrację oraz zaburzając jednoznaczną interpretację kinowego obrazu. Z czasem nie wiadomo, co dzieje się naprawdę, a co składa się wyłącznie na wytwór chorych umysłów dwóch latarników. Symbole uciekają do antyku oraz cechują przestrzeń filmu seksualną frustracją samotnych mężczyzn. Każdy kadr zostaje dokładnie wystylizowany, zrealizowany w czerni i bieli oraz wpisany w format idealnego kwadratu. Formalna estetyka kontrastuje z upiornym, czasem makabrycznym, czasem celowo przaśnym tonem snutej fabuły, w której turpizm, naturalizm oraz gotycki obłęd grają pierwsze skrzypce. A jakby tego było mało, to Pattinson i Dafoe dają aktorski popis życia, dokładnie posługując się przy tym staroangielskim dialektem ze scenariusza.
bq. Lighthouse to perełka kina grozy kilku ostatnich lat!
MIEJSCE 6: Mój piękny syn
To dzieło wiążące się z widzem totalnie, pokazujące z niesamowitą czułością, ale i uczciwością detalicznie relację ojca z synem i wgryza się w nas z kapitalnie smutnym wnioskiem, że miłość może nie wystarczyć, a problemy nie są zarezerwowane dla określonej grupy społecznej. Nie jest to kolejny transowy, czy dydaktyczny film o uzależnieniu, a rozgrzany do czerwoności esej o uczuciu. Nie tylko studium o zniszczeniu syna, który bierze, ale również o wyniszczeniu emocjonalnym najbliższych.
Tytuł nie zdradza w zasadzie nic, co dotyczyłoby filmu. W swoim obrazie Felix Van Groeningen przedstawia bardzo powszechny – wielu mogłoby się wydawać, że również oklepany – temat narkomanii. Jednak w tym przypadku został on przedstawiony w zupełnie inny sposób. Twórcy skupiają się bardziej na miłości ojca do swojego syna. Samych scen związanych ze skrajnym wycieńczeniem narkotykowym prowadzących do cienkiej granicy życia i śmierci. Z tego względu można uznać obraz ciekawym, bo przedstawia zupełnie inne spojrzenie niż to, do którego zdążyło już przyzwyczaić nas kino.
Dwa pierwsze miejsca są zasłużone ! Trzecie nie ;)