Najbardziej rozczarowujące, w niepozbawionym wad, ale z pewnością udanym debiucie Kruhlika, okazało się jednak zakończenie - niepotrzebne, łopatologiczne, niemal tak prostackie, jak to zaserwowane nam przez Krzysztofa Zanussiego w zeszłorocznym "Eterze". Czasem lepsze jest wrogiem dobrego.
przeczytaj recenzję