Kiedyś istniało magiczne drzewo, które zostało przerobione na krzesła. Jedno z nich otrzymało magiczną moc. Spełnia wszystkie życzenia swojego właściciela i umie skakać oraz biegać. Podczas transportu krzesło wyskakuje z furgonetki i spada prosto na samochód, w którym podróżują z rodzicami Tosia, Filip i Kuki. Nie wiedząc o jego magicznej mocy, siadają na nim, a ich życzenia się spełniają. Wkrótce, gdy ich ciotka siada na krześle, wypowiada swoje życzenie, które komplikuje sytuację. Teraz trójka rodzeństwa musi wszystko naprawić…

Efekty specjalne

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

W Magicznym drzewie jest – jak już wspominaliśmy – dużo efektów specjalnych, chyba więcej niż w jakimkolwiek innym polskim filmie.

Wielka magiczna zjeżdżalnia, która wychodzi z morza, dom, który odrywa się od fundamentów i leci ponad miastem. Fruwająca dziewczynka i pieniądze, które same wychodzą z portfela. Jest też magiczne krzesło, które potrafi chodzić, latać i walczyć. Niektóre z tych efektów stworzyli animatorzy komputerowi ze studia Lunapark, do innych trzeba było konstruować specjalne urządzenia na planie.

Efektem mechanicznym, który sprawił najwięcej kłopotów, była jazda krzesła na skuterze (bez kierowcy). Ekspert od modeli skonstruował specjalny skuter sterowany na pilota. Pojazdem można było kierować z odległości, jak małym samochodzikiem. Tyle, że to nie był mały samochodzik, ale duży, sportowy skuter, pędzący kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Bez kierowcy! Mieszkańcy Bydgoszczy, gdzie kręcono te ujęcia, patrzyli ze zdumieniem, jak po ulicy pędzi skuter z krzesłem zamiast kierowcy. Wyglądało, jakby prowadził go duch! Skuter miał tylko jedną wadę. Nie lubił nierównych ulic. Wystarczyło kilka dziur a magiczny pojazd zmieniał kierunek i miał ochotę wjechać do sklepu. Przez okno! Wtedy kaskaderzy musieli doścignąć skuter, by powstrzymać katastrofę. Na szczęście najważniejsza scena, kiedy krzesło ucieka na skuterze ze swego więzienia, udała się znakomicie.

Jeszcze inne efekty wymagały udziału pirotechników, to znaczy osób, które zajmują się wybuchami, a także tworzeniem burzy, mgły i innych zjawisk pogodowych. W filmie dwukrotnie z powodu czarów wybucha burza, w tym raz lawina wody leje się ze słonecznego nieba prosto na dzieci. Taki efekt jest trudny przede wszystkim dla aktorów. Trzeba sobie wyobrazić prysznic pomnożony tysiąc razy, z którego w sekundę wylewa się tona wody. Prosto na naszą głowę! A jeśli coś pójdzie nie tak, to trzeba głowę wysuszyć i zacząć wszystko od nowa.

Innym trudnym efektem była scena, kiedy magiczne krzesło gra w piłkę z bohaterami. Twórcom zależało, żeby ten magiczny przedmiot, mimo swej olbrzymiej mocy, był trochę jak sympatyczne, małe zwierzątko. Takie trochę nieporadne a trochę zabawne. Ponieważ nikt nie wie, jak chodzi krzesło, więc trzeba było wymyślać każdy jego ruch. Czasem przedmiot poruszali na planie specjaliści od animacji a czasem magiczne krzesło było w całości tworzone przez grafików studia Lunapark w komputerach w technice 3D. Wielokrotnie było tak, że dzieci rozmawiały albo na przykład grały w piłkę z przedmiotem, którego w czasie filmowania wcale przed nimi nie było. Jego prawdziwa postać powstawała dopiero później, w komputerze i była wstawiana w prawdziwy plener.

Super szczudła, czyli powerizer

Jedna z postaci, szalony przestępca Max, ścigający dzieci, grany przez Macieja Wierzbickiego, chodzi na specjalnych, nowoczesnych szczudłach zwanych „powerizer”. Są to urządzenia zrobione z supernowoczesnych materiałów: specjalnego metalu i włókien węglowych. Wywodzą się ze sportów ekstremalnych. Można na nich biegać z ogromną prędkością i skakać na znaczną wysokość. Chodzenie na nich nie jest proste, szczególnie dla osób wysokich, a Maciej Wierzbicki ma wzrost koszykarza. Musiał przejść specjalny kurs poruszania się na powerizerach.

W najtrudniejszych scenach (na przykład w czasie skoku do pociągu) zastępował go kaskader, który przyjechał specjalnie z Australii. Zaproszono go ze względu na duże podobieństwo do Maćka Wierzbickiego. Dublował aktora między innymi w scenie wyskakiwania z pociągu. Ale trzeba przyznać, że Maciej Wierzbicki jest aktorem bardzo sprawnym i w wielu trudnych scenach zagrał osobiście.

O filmie

Film fantastyczno-przygodowy o trójce dzieci, które znalazły krzesło spełniające ludzkie życzenia. Te dobre i te złe… Film pełen „dobrej energii” i cudownych zdarzeń: krzesło, które chodzi, sto wyczarowanych psów i największa zjeżdżalnia świata. Pieniądze, które lecą z kranu! Łóżko szybsze niż ferrari, zwariowany autobus i latający dom.

Treść

Burza powaliła olbrzymi, stary dąb. Było to Magiczne Drzewo. Ludzie nie znali jego mocy i zrobili z drzewa setki przedmiotów. W każdym ukryła się cząstka magicznej siły. Wysłano je do sklepów i od tego dnia na całym świecie zaczęły dziać się niezwykłe rzeczy.

Do domu pewnej rodziny trafia czerwone krzesło, które potrafi chodzić, latać i spełniać pragnienia tych, którzy na nim siedzą. Nieopatrznie wypowiedziane życzenie powoduje, że rodzice wyjeżdżają do pracy za granicę, oddając dzieci do domu upiornej ciotki. Dzieci zmieniają ciotkę w małą dziewczynkę i wyruszają na pełną niesamowitych zdarzeń wyprawę, aby odnaleźć rodziców…

Film kinowy „Magiczne drzewo”

Film kinowy jest całkowicie nową, oryginalną opowieścią.

– W typowych filmach fantasy – mówi reżyser – wybrańcy muszą trafić do nierealnej krainy, by przeżyć cudowne zdarzenia. W „Magicznym drzewie” jest dokładnie odwrotnie. Cudowna moc przybywa do naszego świata. Niesamowite zdarzenia dzieją się na zwykłych ulicach i dotyczą prawdziwych dzieci. Dajemy dzieciom wielką moc i mnóstwo zabawnych i fantastycznych przygód, ale opowiadamy o ich prawdziwym świecie, a emocje, radości i tęsknoty są tu autentyczne. Dlatego nasi widzowie tak mocno się z filmem identyfikują. Czary w „Magicznym drzewie” są bliskie marzeniom dzieci. Bo jestem pewny, że dziecko woli wyczarować sto szczeniaków lub odzyskać miłość rodziców niż przenieść się do innej galaktyki. W filmach dla dzieci świetne jest to, że można łączyć różne gatunki. „Magiczne drzewo” zawiera elementy zwariowanej, przygodowej komedii i atrakcyjnego filmu fantasy, ale opowiada też o realnym problemie. O tym, jak rodzice wybierają zarabianie pieniędzy, zapominając o swych dzieciach. Ale najważniejsze było nasycenie filmu dobrą, radosną energią i stworzenie opowieści, która zafascynuje dziecko.

Reżyser deklarował, iż pragnie, by jego film miał wszelkie walory pełnej rozmachu produkcji kinowej i mógł intrygować warstwą czysto wizualną, a także zaskakującą, budzącą emocje fabułą. Maleszka zapewniał, że w kwestii efektów wizualnych przedsięwzięcie obfitować będzie w pewne (miłe) zaskoczenia. Za tę warstwę filmu odpowiedzialność wzięła firma Lunapark, doświadczona w tworzeniu efektów komputerowych.

Cuda i czary, czyli wyzwolić fantazję

Film powstał w technologii Digital Intermediate (zwanej często w skrócie: „DI”) co oznacza proces postprodukcji, który zaczyna się digitalizacją obrazu z naświetlonej i wywołanej taśmy filmowej 35 mm., poprzez skanowanie w odpowiedniej rozdzielczości. Następnie obraz zostaje poddany cyfrowej obróbce, w której można dokonać m.in. korekcji kolorów, dodać komputerowe efekty specjalne, a czasem także dodawać elementy scenografii i uczestników akcji. Ostatecznie przetworzony materiał zostaje naświetlony z powrotem na taśmę filmową. „Magiczne drzewo” zawiera ponad 150 efektów stworzonych cyfrowo. Kluczowym „bohaterem” jest magiczne krzesło, które oprócz tego, że spełnia życzenia, także chodzi, gra w piłkę, lata, a czasem zachowuje się jak udomowione zwierzątko. By wprawić je w ruch, użyto zarówno komputera, tworząc model cyfrowy cudownego mebla, jak i wyrafinowanych technik tradycyjnej animacji autentycznego krzesła. Tam gdzie to było możliwe, animację na planie realizowali animatorzy teatralni. W tych ujęciach komputerowo usunięto ślady urządzeń ożywiających magiczny przedmiot. Przy współpracy znanego modelarza wyprodukowano także krzesło mechaniczne, poruszane za pomocą serwomechanizmów a także zdalnie sterowany skuter, który jeździł bez kierowcy. A to nie koniec atrakcji! Wielkie wrażenie może też sprawić ogromna wielokilometrowa zjeżdżalnia, która pojawia się w jednej ze scen filmu. Łączy ona morski brzeg ze statkiem, na który dzieci pragną się dostać. Została ona w całości wygenerowana przez twórców efektów komputerowych ze studia Lunapark, podobnie jak latający dom. Bo w tym filmie będzie można też zobaczyć, jak od fundamentów odrywa się potężna kamienica – i odlatuje w przestworza. Częściowo jest to autentyczny dom w Bydgoszczy, częściowo model cyfrowy. Komputer pomógł też przy scenach lotu dziecka, choć tu i kaskaderzy mieli pełne ręce roboty.

Reżyser podkreśla, że ważny dla niego jest autentyzm efektów, co można osiągnąć, łącząc różne techniki animacji. „Dobry efekt to taki, którego się nie zauważa” – oto żelazne credo twórcy filmu.

Rzecz jasna technika nie zdominowała filmu. W jednej ze scen wystąpiło sto jak najbardziej prawdziwych psów! Zaś najważniejsi dla tego reżysera są zawsze aktorzy, zwłaszcza grające w filmie dzieci…

Okres zdjęciowy trwał 46 dni, film kręcono w kilkunastu bardzo zróżnicowanych lokalizacjach, przede wszystkim w Bydgoszczy, w Warszawie oraz na niezwykle malowniczych terenach Szwajcarii Kaszubskiej. Ważne sekwencje powstały w Gdańsku i Gdyni oraz na Bałtyku i na promie „Skandynawia”.

Muzykę do filmu skomponował Krzesimir Dębski, twórca między innymi muzyki do „Ogniem i mieczem”.

Film wyprodukowała firma Lunapark w koprodukcji z TVP SA. Projekt współfinansował Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Cudowność bliska codzienności, magia odnajdywana w zwykłych przedmiotach to cecha charakterystyczna twórczości Andrzeja Maleszki. Także to, że mimo iż adresuje on swoje filmy do dzieci, zdobywają też dużą dorosłą widownię. W wywiadzie udzielonym Malwinie Wapińskiej z „Dziennika” powiedział:

Czasem myślę, że moje filmy wymykają się typowym podziałom. Adresatem są po prostu ci, którzy na co dzień twardo stoją na ziemi, a po cichu wierzą w cudowne zdarzenia. Dzieci i dorośli. Różnica polega na tym, że dzieci przyznają się do tej potrzeby cudowności. Dorośli ją ukrywają, ale kiedy zapada zmrok, wstydliwie wypełniają kupony totolotka i czekają na cud... Potrzeba cudownych zdarzeń jest niezależna od wieku.

W wywiadzie dla Dariusza Rosiaka z ”Rzeczpospolitej”:

Dorośli często odbierają sztukę przez filtr snobizmu albo reklamowej presji. Rzadko siedząc w kinie odczuwamy po prostu biologiczną przyjemność. Natomiast dzieci muszą poczuć film, odebrać go emocjonalnie. (…) Kiedy gaśnie światło i zaczyna film, to między tym widzem i ekranem musi stworzyć się więź. Żaden marketing tu nie pomoże. Świetne jest też, że dziecko przetwarza to, co mu się opowiada. Mój film staje się jego własną opowieścią. Dziecko to niesamowicie kreatywny odbiorca.

Z wywiadu udzielonego Magdalenie Walusiak (Magazyn EMPiK „Czas kultury”):

Zawsze trzeba pamiętać, że dziecko jako widz pragnie niemożliwego. Chce jednocześnie być zaskakiwane, przeżyć dreszcz niespodzianki, ale chce też zobaczyć to, co zna ze swego otoczenia. Chce czuć się bezpiecznie i zarazem przeżyć z bohaterami wielkie niebezpieczeństwa. Dziecko swobodnie przekracza barierę fantastycznych zdarzeń, ale chce jednocześnie zobaczyć siebie i swój świat. To jest ciągła gra między oczekiwanym a zaskoczeniem. Myślę, że dobry film dla dzieci jest jak dobry prezent. Czyli coś, o czym się marzy, a jednocześnie niespodzianka, kompletne zaskoczenie…

Razem z filmem na rynku księgarskim pojawi się powieść „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło” (Wyd. Znak), która będzie początkiem planowanego siedmioczęściowego cyklu.

O młodych aktorach z "Magicznego drzewa"

Filip Fabiś

Chłopak, który gra Filipa naprawdę ma na imię Filip. Filip Fabiś. Zanim zagrał w filmie kinowym, wystąpił w jednym z odcinków serii telewizyjnej „Połykacze książek”, nagrodzonym EMMY AWARD. Filip był więc już „doświadczonym aktorem”. To on tłumaczył pozostałym dzieciom, jak trzeba się zachowywać na planie filmowym, pomagał wprowadzić ich w tajemniczy dla nich świat filmu. Filip jest „człowiekiem akcji”. To znaczy, że lubi przygody, niebezpieczne ewolucje i trudne wyzwania. Idealny aktor do kina przygodowego. Prawdopodobnie chciałby, aby w filmie były wyłącznie sceny, kiedy wspina się na mury albo skacze do morza. Jest wysportowany. Świetnie gra w piłkę nożną. Jest w tym naprawdę dobry! Ekipa filmowa nazywała go Messi (czyli słynny piłkarz klubu FC Barcelona), bo tak jak Messi nie jest jeszcze zbyt wysoki i świetnie kiwa. Filip nie tylko dobrze gra w piłkę i jako aktor. Umie także grać na skrzypcach. Chodzi do szkoły muzycznej i w filmie gra na skrzypcach bez playbacku.

W życiu prywatnym Filip ma trzy siostry. Dwie starsze i jedną młodszą, która urodziła się w czasie, kiedy on grał w filmie. Kiedy mała Marta o piątej rano przyszła na świat, ojciec wysłał Filipowi MMS-a z jej zdjęciem. I Filip obudził całą ekipę, żeby pochwalić się, jaką ma fajną siostrzyczkę! Teraz się nią znakomicie opiekuje.

Z czym miał największe problemy w trakcie kręcenia filmu? Z koncentracją. Nauka długiego tekstu była dla niego trudniejsza niż kaskaderska jazda magicznym łóżkiem. Ale dobrze się z nim pracowało. Jest jednym z aktorów, których „kocha kamera”. Ma niezwykłą zdolność „przyciągania uwagi” i mnóstwo pozytywnej energii. Jednym z jego ulubionych filmów jest „Władca pierścieni”. W trakcie filmu zaraził wszystkie dzieci swoim hobby. Czyli zbieraniem figurek z tego filmu i malowaniem ich. Cała czwórka dzieci grających w filmie spędzała wieczory na malowaniu maleńkich trolli i elfów. Rano od razu było widać, że znów spędzili pół nocy na robieniu tych figurek, bo mieli dłonie kolorowe od farby.

Adaś Szczegóła

Adam Szczegóła zagrał najmłodszego brata o imieniu Kuki. Kiedy zaczął grać w filmie, miał siedem lat. Pierwszego września trzeba było przerwać realizację filmu, żeby Adam mógł pojechać na rozpoczęcie szkoły i poznać swoją nową klasę. Bo właśnie szedł do pierwszej klasy.

– Adaś zagrał w „Magicznym drzewie” świetną rolę – mówi reżyser – a niewiele brakowało, żeby w ogóle nie wystąpił! W scenariuszu nie było roli dla sześcioletniego chłopaka. Była tylko dwójka rodzeństwa: Tosia i Filip. Jednak kiedy Adaś przyszedł na casting, natychmiast zwróciłem na niego uwagę. W czasie prób zagrał niesamowicie, był tak silną osobowością, że postanowiłem, że musi być w moim filmie. Andrzej Maleszka na kilka tygodni przed realizacją napisał specjalnie dla Adama rolę, której przedtem w ogóle nie było w scenariuszu! Tak powstała postać Kukiego. Adam był najmłodszym z dzieci, które zagrały w filmie i ekipa trochę się obawiała, czy sprosta tak trudnemu zadaniu. Czy wytrzyma długą rozłąkę z rodzicami i bratem (ma młodszego braciszka). Ale Adam okazał się „twardym zawodnikiem”. Nie tylko dał sobie radę, ale dodawał otuchy innym. – Świetnie się z nim pracowało – mówi reżyser – wystarczyło w paru słowach wytłumaczyć sens sceny, a Adaś natychmiast przeistaczał się w Kukiego. Nawet w zbliżeniach grał „całym sobą”. Miał ogromną wyobraźnię. Potrafił wyobrazić sobie wszystko, co przeżywa grana przez niego postać i pokazać te emocje z niesamowitą wyrazistością. Miał też wielką umiejętność improwizacji.

Problemem Adama była alergia. Bo Adaś ma uczulenie na mnóstwo rzeczy. Adam brał oczywiście lekarstwa, ale czasem i tak dostawał wysypki. Wtedy musiał wstawać wcześniej niż wszyscy i iść do charakteryzacji, żeby zamalowano mu ślady alergii.

Kuki często mówi w filmie: „Czuję, że będą kłopoty”. Adaś też powtarzał to zdanie prywatnie. Wszyscy go błagali, żeby tego nie robił, bo kiedyś raz powiedział podczas śniadania „Czuję, że będą kłopoty” i godzinę później wielka wichura porwała całą dekorację Jarmarku. Być może Adaś naprawdę umie trochę czarować.

Asia Ziętarska

Asia Ziętarska zagrała w filmie zmniejszoną ciotkę Marylę. Czyli musiała grać jednocześnie dziecko i osobę dorosłą.

Wykonawczyni do tej roli szukano bardzo długo. Bo musiała być nie tylko dobrą aktorką, ale musiała też być podobna do Hanny Śleszyńskiej, która grała ciotkę.

Asia mieszka w niewielkiej wsi niedaleko Torunia. Kiedy przyjechała na casting, właśnie skończyła siedem lat. Wszystko zaczęło się dość pechowo, bo tuż przed występem spadła z huśtawki i zdarła skórę na kolanie. Na pewno nie jest łatwo występować na castingu, kiedy kolano boli przy każdym ruchu. A mimo to Asia była bardzo autentyczna i potrafiła świetnie naśladować Hannę Śleszyńską. Problemem dla Asi było za to, że musiała obciąć długie włosy, żeby mieć tę samą fryzurę, co dorosła aktorka. Uszyto dla niej specjalne kostiumy, identyczne, jakie nosi upiorna ciotka Maryla, tylko w zmniejszonym rozmiarze. Asia musiała więc chodzić w butach na wysokich obcasach, co było wyjątkowo trudnym zadaniem (bo nie jest lekko biegać po trawie na 10-centymetrowych obcasach). Chyba najtrudniejsze dla Asi były sceny kiedy lata, a potem spada z chmur do wody. Spędziła sporo czasu, fruwając nad ziemią. Próby były w czasie mgły i chwilami nie widziała filmowej ekipy i ziemi! Była takim dzieckiem we mgle. Na szczęście nie ma lęku wysokości i miała wielkie zaufanie do chroniących ją kaskaderów.

Maja Tomawska

Majka Tomawska zagrała Tośkę. Był to jej filmowy debiut.

Ostateczną decyzję reżyser podjął, kiedy zobaczył, jak Maja zagrała scenę kłótni z ciotką. Zrobiła to świetnie. Naprawdę potrafiła się nieźle kłócić! Choć prywatnie jest raczej spokojną osobą i troszkę niepewną siebie. – Kiedy stawała przed kamerą, czułem, że się denerwuje – mówi reżyser – mimo że grała naprawdę dobrze, bała się, że robi coś nie tak. Była jak czuły sejsmograf, wrażliwy na moją reakcję. Dlatego praca z nią polegała także na dodawaniu jej odwagi i pewności siebie. Najbardziej Maja denerwowała się przed sceną, kiedy upiorna ciotka każe dzieciom siedzieć cicho, a zbuntowana Tosia na złość krzyczy przez całą minutę. Właśnie tę scenę Majka świetnie zagrała na castingu! Ale teraz stanęła naprzeciwko znanej aktorki Hanny Śleszyńskiej, która grała ciotkę i bardzo się denerwowała. Kilka razy próbowała i wciąż nie byliśmy zadowoleni. Aż wreszcie w ostatnim dublu Majka naprawdę się wściekła i zaczęła wrzeszczeć na całe gardło. Maja jest wysportowaną dziewczyną. Trenuje dżudo i dobrze pływa. W scenach kiedy zmniejszona ciotka wpada do wody, zastąpiła Asię, która nie umiała pływać. Maja musiała też specjalnie do filmu nauczyć się gry na flecie.

O producencie

„Magiczne drzewo” było ogromnym przedsięwzięciem produkcyjnym. Ze względu na charakter filmu, zdjęcia były realizowane w kilkunastu lokalizacjach, m.in. w Bydgoszczy, Trójmieście, Warszawie i na Kaszubach. Zdjęcia wykonywano w pociągu, na statku płynącym do Szwecji i na zbudowanych na potrzeby filmu środkach lokomocji. W filmie znajdziemy ujęcia zrealizowane przy pomocy kaskaderów, pirotechników czy nawet hodowców zwierząt (scena z udziałem kilkudziesięciu psów).

Głównymi bohaterami filmu są kilku i kilkunastoletnie dzieci, co między innymi w połączeniu ze złożonością inscenizacji i skomplikowaniem technicznym zdjęć efektowych stanowiło o trudności tego projektu.

LUNAPARK, producent wykonawczy i jeden z koproducentów filmu był również odpowiedzialny za postprodukcję filmu oraz efekty komputerowe 2D i 3D wykonane do ponad 150 ujęć w filmie.

Animacja krzesła, jednego z „bohaterów”, powstała poprzez połączenie animacji klasycznej, tworzonej na planie oraz animacji komputerowej. Ten najtrudniejszy rodzaj animacji, zmuszający grafików do odwzorowania rzeczywistości w najdrobniejszych szczegółach, wymagał stałego nadzoru specjalistów od efektów na planie zdjęciowym i bardzo precyzyjnego realizowania zdjęć.

Fakt, iż widzowie wielokrotnie nie są w stanie odróżnić ujęć, w których występuje „prawdziwe” krzesło od ujęć, w których zostało ono stworzone w technice 3D świadczy o tym, że ekipie Lunaparku w pełni udało się zrealizować zamierzenia reżysera dotyczące absolutnej realności efektów.

LUNAPARK zajmuje się produkcją i postprodukcją reklamową oraz telewizyjną, realizując w większości projekty łączące w sobie różne techniki filmowe z animacją klasyczną i komputerową. Studio realizuje cyfrowe efekty specjalne do filmów fabularnych, jak również tworzy projekty w całości animowane.

Obecna ekipa Lunaparku to doświadczeni graficy, ludzie, którzy tworzyli cyfrowe efekty do filmów „Quo Vadis”, „Vinci”, „Trzeci”, ”Nigdy w życiu”, „Symetria”, „Pieniądze to nie wszystko”, „Superprodukcja”, „Show” i wielu innych.

W zakresie działań na żywo z teatrem, Lunapark współpracował przy realizacji m.in. „Carmina Burana” w reżyserii Bolesława Pawicy, projektów „Macbeth”, „Cosifantutti”, „Giovanni” (wg "Don Giovanniego" Wolfganga Amadeusza Mozarta i "Don Juana" Moliera) w reżyserii Grzegorza Jarzyny.

O reżyserze i scenarzyście

Andrzej Maleszka

Reżyser filmowy, autor scenariuszy, powieści i sztuk teatralnych. Laureat Emmy Award i kilkudziesięciu nagród na festiwalach filmowych w Chicago, Nowym Yorku, Monachium, Kairze i innych. Jeden z najlepszych europejskich twórców filmów fantastycznych i dla młodej widowni, obdarzony niezwykłą wyobraźnią. Autor kilkudziesięciu filmów, scenariuszy i sztuk teatralnych.

Filmy Andrzeja Maleszki to nowoczesne baśnie, łączące motywy realistyczne i fantastyczne. Rozgrywają się wśród współczesnych realiów, w które wkraczają niesamowite, magiczne zdarzenia. Dynamicznej akcji towarzyszą silne, autentyczne emocje bohaterów. Mimo fantastycznych motywów, filmy poruszają ważne tematy społeczne. Reżyser jest ekspertem w prowadzeniu aktorów dziecięcych, którzy tworzą autentyczne kreacje. Filmy Andrzeja Maleszki są znane w wielu krajach.

Ważniejsze nagrody:

EMMY AWARD 2007 w kategorii Children & Young People

SILVER HUGO AWARD USA 2007 za najlepszy na świecie cykl filmowy 2007

CHICAGO CHILDREN’ FILM FESTIWAL – nagrody 2006 i 1994

BANFF FESTIVAL KANADA – Grand Prix Rockie Award 2005

PRIX JEUNESSE INTERNATIONAL w MONACHIUM – Grand Prix 2008, 2006, 2004 i 1998

CAIRO FILM FESTIVAL EGIPT 2005 – dwie nagrody

THE NEW YORK TV FESTIWAL 1993 – Srebrny Medal

PRIX DANUBE Bratysława 2005 – Grand Prix

Golden Chest Plovdiv 2005

Nominacja do EMMY AWARD 1998 (za film “Telejulia”)

Platynowe Koziołki na Międzynarodowym Festiwalu Filmów dla Dzieci „Ale kino” Poznań 2004

Nagroda UNESCO na Prix Jeunesse International w Monachium 1994

DIVERCINE FESTIVAL Montevideo – Children Jury Award 2004

Ważniejsze produkcje filmowe:

Sto minut wakacji” – film fabularny TV i seria TV. Koprodukcja TVP i telewizji Niemieckiej ZDF. Film o paparazzim i jego 12-letnim synu, którzy kręcą z ukrytej kamery film o słynnej aktorce.

„Morphus” – film fabularny (autor scenariusza), produkcja Niemcy/Szwajcaria.

Koniec świata Nowaków” – film fabularny TV.

Maszyna zmian" – pokazywany na całym świecie serial fantastyczny, produkcja TVP. Wielokrotnie nagradzany. Nominowany do nagrody Emmy.

„Niebieska Róża” – produkcja Eurovision (EBU).

"Jakub" – film Eurovision (EBU).

Mama - nic” – cykl filmowy TV. Historia niewidzialnej mamy i czwórki jej dzieci. Produkcja TVP.

Kociak” – film Eurovision (EBU) o dziecku, które zaczęło mówić w kocim języku. Film jest częścią międzynarodowej serii EBU.

"Jacek" – oryginalny cykl filmowy bez dialogów. Odniósł duży sukces i był prezentowany w wielu krajach Europy i w Japonii. Produkcja TVP.

„Mechaniczna Magdalena” – film fabularny TV. Produkcja TVP.

Wywiady z aktorami dziecięcymi z filmu "Magiczne drzewo"

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Wywiad z Adasiem Szczegółą, odtwórcą roli Kukiego w „Magicznym drzewie”

Ile masz lat?

Już dziewięć. Ale jak grałem w filmie to miałem siedem.

Kogo grałeś w „Magicznym drzewie”?

Moja rola to Kuki. Jestem najmłodszy z trójki rodzeństwa. W tym filmie jest bardzo dużo przygód. Ja najczęściej mam przygody pechowe i często mówię: „Czuję, że będą kłopoty”. Ale to ja wszystkich ratuję, kiedy wyczarowuję lwa.

Jaka scena była dla ciebie najtrudniejsza?

Najtrudniejszy był Czar ze zmniejszeniem ciotki. W czasie tego czaru wywołaliśmy straszną wichurę. Były ustawione olbrzymie wentylatory, które miały śmigła od samolotu i robiły wiatr. Leciały na nas liście i taki specjalny pył. Cud, że my sami nie odlecieliśmy. No, było wtedy trudno.

Niesamowity był też magiczny traktor. Był bardzo duży. Najczęściej traktory są o wiele mniejsze. Musieliśmy sami nim jeździć. To znaczy pomagał nam tylko jeden kaskader, ale był schowany.

Czy bycie aktorem jest trudne?

Trzeba być cierpliwym. To jest bardzo trudne. Wytrzymać to, że często się powtarza sceny. Trzeba też być odważnym. Niektóre sceny wymagają, żeby się nie bać. Ale w sumie bycie aktorem nie jest aż tak trudne.

Czy po castingu oczekiwałeś, że zagrasz w „Magicznym drzewie”?

Nie bardzo. Było dwieście osób i każdy chciał grać w tym filmie... Ja miałem chyba szczęście. Myślę też, że w czasie castingu dobrze grałem. W ogóle się nie denerwowałem, tylko wszystko robiłem jakby to było naprawdę. I to się podobało reżyserowi.

Co mówili twoi koledzy, jak się dowiedzieli, że grasz w filmie?

Powiedziałem to tylko trzem kolegom: Emilowi, Florkowi i Frankowi. No, nie byli aż tak bardzo zaskoczeni. Babcia i dziadek bardziej się zdziwili. Ale powiedzieli, że to super i że nie mogą się doczekać, kiedy film będzie gotowy. Mam nadzieję, że ten film dobrze wyjdzie i wszyscy będą ze mnie zadowoleni.

Czy ktoś ci zazdrościł, że grasz w filmie?

Pewnie niektórzy będą zazdrościć. Ale jak chcą grać w filmie, no to niech sami pójdą na casting i potem grają. To wcale nie jest takie łatwe. To jest bardzo niełatwe.

Jak wyglądało pierwsze spotkanie z innymi aktorami?

Na początku nie wiedziałem, czy będą dla mnie mili. Ale okazało się, że są fajni i polubili mnie. Dobrze się współpracuje, jak ktoś cię lubi i ty też go lubisz.

Co w czasie kręcenia filmu było najciekawsze?

Że wciąż działo się coś nowego. Że mogłem grać z nowymi przyjaciółmi, z nowymi osobami, poznać nowych ludzi... I różne efekty i czary, jakie robiliśmy.

Jaki był najgorszy dzień w trakcie kręcenia filmu?

Wtedy, kiedy kręciliśmy scenę odlatywania domu. Nie chodziło o to latanie domu ani o trzęsienie ziemi. To było dla nas łatwe. Ale tego dnia wszędzie latały meszki, takie małe muchy i nas gryzły. Mieliśmy dużo reflektorów, które świeciły prosto na nas i one leciały do tego światła. Nie bały się żadnych „offów”. To naprawdę ciężko jest grać trudną role i czuć jak te meszki nadlatują i zaraz będą wszystkich gryźć.

Denerwowałeś się w czasie grania?

Na początku się trochę denerwowałem. Starałem się zrobić wszystko najlepiej i jak coś nie wyszło, to się denerwowałem. Później to było trochę jak zabawa. Jak słyszałem okrzyk "Akcja!", to wiedziałem, że teraz muszę się wczuć w rolę. Musze pamiętać, co mam mówić i co czuje wtedy Kuki, którego gram. Powtarzałem sobie, że nie mogę się stresować, bo wtedy zaraz mi coś źle wyjdzie...

Trudny był postsynhron, to znaczy nagrywanie głosu do gotowego obrazu. W niektórych scenach musieliśmy to zrobić. Patrzeć na ekran i nagrać głos, żeby zgadzał się z tym, jak poruszają się nasze usta.

Czy w czasie realizacji filmu był taki dzień, że miałeś dość i chciałeś wracać do domu?

No, nie. Nie było takiego dnia, kiedy miałem zupełnie dość. Film to fajna praca. Dzieje się dużo ciekawych rzeczy.

Co jest najważniejsze, żeby być dobrym aktorem? Talent? Mądrość? Wygląd?

Moim zdaniem nic z tego, co pan wymienił, tylko cierpliwość. Żeby powtarzać coraz lepiej swoją scenę. I jak coś nie wyjdzie, żeby to poprawić. Ale talent też jest ważny.

Czy chciałbyś w przyszłości zostać aktorem?

Chyba nie. Najbardziej chciałbym zostać piłkarzem. Gram często z tatą i z bratem. Albo żużlowcem. Chociaż na motocyklu można się wywalić i mieć kontuzje, więc chyba wolę wyścigi na żużlu tylko oglądać. Poza piłką bardzo lubię rysować. Jestem w tym dobry, właśnie w rysowaniu... No, to są moje dwie najbardziej ulubione rzeczy: rysowanie i piłka nożna.

Myślisz, że jesteś dobrym aktorem?

Chyba muszę jeszcze sporo poprawić. Na przykład sposób, w jaki mówię. Ale reżyser powiedział, że jestem dobrym aktorem.

Gdybyś nie był aktorem, to kim chciałbyś być w filmie?

Reżyserem. Reżyser dyryguje wszystkim, mówi, jak ustawić kamerę. Jest najważniejszy. Ale ciekawie byłoby też zostać kaskaderem.

Tęskniłeś do domu?

Czasami tęskniłem. Brakowało mi brata i rodziców, ale miałem fajne opiekunki i dobrych kolegów. Pomagali mi i wszystko było w porządku. Dawałem radę.

Wywiad z Filipem Fabisiem, odtwórcą roli Filipa w „Magicznym drzewie”

Ile masz lat?

Teraz czternaście. Kiedy grałem w „Magicznym drzewie”, miałem trzynaście.

Czy praca w filmie wyglądała tak, jak sobie to wcześniej wyobrażałeś?

Wyobrażałem sobie pracę w filmie kompletnie inaczej. Nie wiedziałem, że jedno ujęcie robi się tak długo, a jedną scenę kręci się czasem przez cały dzień. Teraz wiem, że robienie filmu jest strasznie trudne. Ale to ciekawa praca.

Jak trafiłeś do filmu „Magiczne drzewo”? Jak wyglądał casting?

Nie byłem na castingu. Reżyser przyjechał do naszej szkoły. Sceny aktorskie grali wszyscy uczniowie, którzy mieli ochotę. Właściwie nikt się nie denerwował, bo to wyglądało jak zabawa. Kiedy dowiedziałem się, że mnie wybrali do następnego etapu, to byłem zaskoczony, ale tylko trochę. Bo zauważyłem, że kiedy grałem swoje sceny, to reżyser się uśmiechał i kazał mi robić o wiele więcej ćwiczeń niż innym.

Kogo grasz w „Magicznym drzewie”?

Filipa, który jest najstarszy z trójki rodzeństwa. Ta postać lubi przygody. To on niechcący uruchamia straszliwą, magiczną siłę i powoduję, że rodzice zostają zaczarowani i oddają nas do straszliwej ciotki.

Czy ty postąpiłbyś podobnie, jak postać, którą grasz?

Tak. Ja jestem trochę podobny do postaci, którą gram.

Gdybyś w przyszłości miał pracować w filmie, to co chciałbyś tam robić? Być aktorem, reżyserem, może kaskaderem?

Aktorem.

Co lubisz robić (poza graniem w filmie oczywiście)?

Lubię się spotykać z przyjaciółmi. Bardzo lubię sport, szczególnie piłkę. Lubię też lekcje skrzypiec, na których gram od pięciu lat w szkole muzycznej.

Czy był taki dzień, kiedy miałeś dosyć grania w filmie i chciałeś wrócić do domu?

Nie. Na szczęście nie było takiego dnia. Ja nie załamuję się tak łatwo. Jestem bardzo uparty.

W filmie grało czworo dzieci. Czy przyjaźniliście się w czasie zdjęć?

Byliśmy zwartą grupą, dobrą ekipą. Uczyliśmy się razem tekstu, jak ktoś potrzebował pomocy, to mu pomagaliśmy. Ja grałem już wcześniej w filmie, więc starałem się reszcie tłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Bo na początku, to nie jest takie proste. Trochę można się pogubić w tym wszystkim. Jasne, że czasem się kłóciliśmy. Ale raczej krótko.

Zdjęcia trwały prawie dwa miesiące. Czy trudno jest być tak długo poza domem?

Na początku brakowało mi domu, ale później się przyzwyczaiłem. Najbardziej tęskniłem, kiedy rodziła się moja najmłodsza siostra, Marta. Ona się urodziła, jak ja grałem w filmie. Trochę mi brakowało też moich kolegów.

Czy były dni, kiedy było wam bardzo ciężko?

Najcięższe dni były na statku. Było mało czasu, wszyscy się śpieszyli. W dodatku wiał niesamowity wiatr a statkiem bardzo bujało. Operator kamery miał jeszcze trudniej niż my, bo musiał utrzymać kamerę. Staraliśmy się wszystko robić od razu najlepiej, bo czuliśmy, że całej ekipie jest trudno.

Co czuje się, kiedy spotyka się znanych aktorów? Czy oni lubią z wami grać?

Kiedy spotkałem pierwszy raz znanego aktora, to nie chciałem uwierzyć, że to ten sam, którego widziałem w telewizji. Dopiero później do mnie dotarło, że to on. Z większością dorosłych aktorów się przyjaźniliśmy i dobrze nam się pracowało.

Czy czasem masz tremę? Czy wstydzisz, kiedy musisz stanąć przed kamerą i grać?

Każdy aktor ma tremę. Myśli, że coś nie wyjdzie albo zapomni tekstu. Dorośli aktorzy mają tremę tak jak dzieci.

Jak wyglądał wasz dzień w filmie?

Zaczynało się od wczesnej pobudki, czasem baaardzo wczesnej. Po śniadaniu jechaliśmy do garderoby się przebrać, potem mieliśmy make-up czyli czesali nas i czasem malowali nam twarze. W tym czasie ekipa ustawiała światło, scenografię. Potem były próby. A w końcu asystentka reżysera wołała: „Filip, na plan!” i zaczynały się zdjęcia. Skript uderzała w klaps, czyli czarną deskę, na której pisze się numer ujęcia. Reżyser mówił „Akcja!” i zaczynaliśmy grać. Większość ujęć jest bardzo krótka. Czasem mówi się tylko kilka słów i jest koniec ujęcia. Ale czasem sceny są długie i trzeba pilnować, żeby nic nie popsuć, bo takie sceny są bardzo trudne. Trzeba bardzo uważać, żeby stawać we właściwych miejscach, tam gdzie kamera może nas zobaczyć. Wszystko jest zaplanowane w czasie prób. To jest trudne, bo nie wolno patrzeć na znaki, trzeba je wyczuć stopami. Często kamera fruwa na takim długim ramieniu i wtedy dodatkowo trzeba pilnować, żeby nie wejść jej w drogę.

Jeśli coś nie wyszło, to robiliśmy to jeszcze raz, to nazywało się dubel. Najczęściej tych dubli było bardzo dużo. Często zdjęcia odbywały się jednego dnia w wielu miejscach. Na przykład rano zaczynaliśmy sceny nad jeziorem. Potem były sceny na wzgórzach z efektami lotów i na końcu zwariowana jazda traktorem.

Kiedy wracaliśmy do hotelu, to każdy miał różne pomysły, co robić. Wymyślaliśmy różne rzeczy. Ale najczęściej opiekunki pilnowały, żebyśmy nie szaleli zbyt długo, bo rano będziemy niewyspani.

Opisz najfajniejszy dzień w czasie kręcenia filmu.

Super było, jak zjeżdżaliśmy w magicznej zjeżdżalni. Część ujęć kręciliśmy w akwaparku w Sopocie. Każdy zjechał chyba sto razy. Trudne było tylko to, że bohaterowie filmu wpadli do tej zjeżdżalni w ciuchach, więc musieliśmy zjeżdżać w ubraniach i w butach. Ciężko się zjeżdża w ten sposób. W dodatku musieliśmy pilnować, żeby nie wjechać w kamerę.

Jaka była najtrudniejsza scena?

Najgorsza była scena burzy. Z wozów strażackich lała się woda. Bardzo dużo. A my musieliśmy normalnie rozmawiać, chociaż ta woda lała się na nas ze wszystkich stron. Potem trzeba było się szybko suszyć i grać dubel.

Co czujesz, kiedy reżyser woła „Akcja!”? Denerwujesz się?

Na początku zdjęć miałem tremę, ale później jakby zniknęła. Najbardziej denerwowałem się, jak zapominałem tekst, ale wtedy reżyser albo ktoś z ekipy starał się żartować i mnie uspokajać. Czasem było odwrotnie. Grałem jakąś poważną scenę a na przykład Kuki albo ktoś inny mnie rozśmieszył i chciało mi się śmiać. Z całych sił musiałem się powstrzymywać, a akurat grałem jakąś bardzo smutną scenę.

Jak kaskaderzy przygotowują was do trudnych ujęć?

Kaskaderzy przede wszystkim uważają, żeby nic się nam nie stało. Na przykład w scenie, kiedy ratuję tonącą ciotkę, byli stale nurkowie pod wodą. Do trudnych scen nas ćwiczą. Czasem zakładamy specjalne pasy zabezpieczające.

Wywiady z dorosłymi aktorami z filmu "Magiczne drzewo"

Wywiad z Agnieszką Grochowską, odtwórczynią roli mamy w „Magicznym drzewie”

Pani Agnieszko, czy przed pracą na planie kinowej wersji „Magicznego drzewa” znała Pani wcześniej filmy Andrzeja Maleszki?

Widziałam jeden odcinek. Ale spotykając się z reżyserem wiedziałam, że ma powstać film dla dzieci i o dzieciach. Nie obcuję na co dzień z dziećmi, nie grałam też wcześniej w filmach dla dzieci... Na pierwszym spotkaniu Pan Andrzej powiedział, że bardzo młodo wyglądam, a miałabym zagrać matkę trójki dzieci (śmiech)... Lecz jak sam stwierdził, czasami jest tak, że to, co na pozór pasuje, to potem nie pasuje, a to, co wydaje się nie pasować, to koniec końców pasuje idealnie. Pan Andrzej ma doskonałą intuicję, sprawdziła się w większości jego filmów, którymi zgarnął chyba wszystkie możliwe nagrody. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.

Jak pracuje się z Andrzejem Maleszką, czy praca w filmie dla dzieci różni się od pracy w filmie dla dorosłego odbiorcy?

Tak, jest inaczej. Mało czasu miałam też na bliższe poznanie reżysera. Na co dzień gram głównie „duże role” tzn. na planie spędzam 90% czasu, w tym przypadku to dzieci są głównymi bohaterami i to one miały okazję dobrze poznać reżysera, zżyć się z ekipą. Ja zbyt mało czasu z nimi przebywałam. Jedno mogę powiedzieć. Lubię, gdy reżyser dobrze wie, co chce osiągnąć, do jakiego celu zmierza i umie jasno to komunikować – taki właśnie jest Andrzej Maleszka. Ma swoje wizje, pomysły, często zaskakujące dla reszty ekipy i konsekwentnie dąży do ich realizacji. I to jego filmom wychodzi tylko na dobre.

W filmie jest Pani zawodową wiolonczelistką, czy umie pani grać na wiolonczeli?

Poznałam ten instrument w filmie „Hania” Janusza Kamińskiego. Lecz grać na nim oczywiście nie umiem. Miałam na planie pomoc, uczyła mnie, jak trzymać smyczek i w których momentach go zmieniać. Pani profesor była dla mnie dużym wsparciem. W scenie na promie gramy muzykę Mozarta... Na szczęście na planie tak głośno puszczono muzykę z playbacku, że nie słyszeliśmy swojego rzępolenia (śmiech). Wydawało nam się, że to my tak pięknie gramy – to było zabawne.

We wszystkich odcinkach „Magicznego drzewa” to dzieci wiodą prym. Proszę opowiedzieć nam o dzieciach grających razem z Panią.

Dzieci były fantastyczne! Przed zdjęciami wydawało mi się, że wspólna praca będzie trudna. Ja w ogóle nie mam kontaktu z dziećmi w tym wieku, obawiałam się trochę tej konfrontacji... Muszę w tym miejscu mocno pogratulować Panu Maleszce, że potrafił takie dzieci znaleźć! A jakie są to dzieciaki? Filip to mały uwodziciel, czarujący, inteligentny... Ma chyba 12 lat. Majka, dziesięciolatka, to prawdziwa przylepa, pełna wdzięku i uroku. Momentalnie się zaprzyjaźniłyśmy. Adaś, najmłodszy, 7 lat – to prawdziwy geniusz. Fantastyczny wizerunek, okularki, postawa. Mądry, ale nie przemądrzały. I wszyscy niesamowicie skupieni na pracy.

Czy były jakieś trudne dla nich momenty na planie?

Tak, na przykład na promie. Wiał bardzo zimny wiatr, a one popłynęły w dwudniowy rejs do Szwecji. Takie przenikliwe zimno jest trudne do zniesienia nawet dla dorosłych, a one dzielnie wytrwały.

Czy w filmie będą jakieś atrakcje, które mogą fascynować współczesne dziecko?

Tak, całe mnóstwo. Samochody, motory same jeżdżą, krzesła same chodzą, dzieciaki są wyrzucane w górę na kilka metrów. Straszny, zły facet ciągle ściga głównych bohaterów i to w dodatku na jakichś dziwnych szczudłach. Gdybym była dzieckiem, sama pewnie chciałabym brać udział w takiej przygodzie.

Czy zdarza się Pani marzyć o posiadaniu magicznych przedmiotów?

Raczej nie. W moim życiu ciągle zdarza się dużo fajnych rzeczy. Poza tym jestem realistką, konkretnie do życia podchodzę... Byłoby bezczelnością z mojej strony marzyć jeszcze o jakiś magicznych zdarzeniach.

Wywiad z Andrzejem Chyrą, odtwórcą roli taty w „Magicznym drzewie”

Panie Andrzeju, czy grał Pan już kiedyś w filmie dla dzieci? Proszę opowiedzieć, jak zaczęła się Pana przygoda z „Magicznym drzewem”.

Nigdy wcześniej nie grałem w filmie dla dzieci. Do filmu zaprosił mnie reżyser Andrzej Maleszka, pokazał odcinki z telewizyjnej serii „Magicznego drzewa”. Wydały mi się dobrze zrobione, pomyślałem, że warto się zaangażować. Oczywiście były na początku pewne kłopoty z terminami... ale koniec końców udało się wszystko pogodzić.

Jaką postać gra Pan w kinowej wersji „Magicznego drzewa”?

Gram ojca głównych bohaterów. Razem z Agnieszką Grochowską jesteśmy rodzicami, którzy ulegają pewnemu zaczarowaniu... W wyniku niecodziennego zbiegu okoliczności kochający, troskliwi rodzice ulegają przemianie. Nagle ważniejsze od dzieci, od rodziny staje się dla nich zarabianie pieniędzy. Dzieci oczywiście uparcie walczą o odzyskanie dawnych rodziców, udają się za nimi nawet w podróż promem.

Jaki zawód wykonują filmowi rodzice...?

Rodzice są muzykami, ja gram na skrzypcach, filmowa mama na wiolonczeli.

Czy umie Pan grać na skrzypcach?

Nie, nie bardzo. Choć nie są mi zupełnie obce... Jako dziecko miałem mały epizod związany z nauką gry na skrzypcach. Pamiętałem je jako bardzo trudny instrument. I to akurat się potwierdziło.

Kompozytorem muzyki do filmów Andrzeja Maleszki jest zazwyczaj Krzesimir Dębski. Czy gracie w filmie jego utwory?

Nie (uśmiech). Graliśmy na szczęście tylko Mozarta. Muzyce Krzesimira moglibyśmy nie podołać...

Pan Andrzej Maleszka ma za sobą ogromne doświadczenie w pracy z dziećmi. Proszę opowiedzieć, jak układają się relacje miedzy dziecięcymi aktorami a reżyserem?

Pan Andrzej traktuje dzieci bardzo profesjonalnie i poważnie. Pewne emocje, stany tłumaczy im większymi literami, opowiada, obrazuje. Mimo to traktuje je jak każdego innego aktora. Dzięki temu poczucie ważnej roli do spełnienia w filmie przenosi się i na dzieci, one czują się tak samo odpowiedzialne za film jak dorośli aktorzy. Dziecięca natura potrzebuje ciągłego poruszania się, zaspakajania ciekawości... Dzieci to niespokojne duchy. Pan Andrzej doskonale sobie z nimi radzi.

Czy jako dziecko marzył Pan o tym, by posiadać zaczarowany przedmiot?

Przyznaję, że nie pamiętam... Pamiętam z dzieciństwa jedynie zaczarowany ołówek. Ale myślę, że każdym z nas, w dorosłym także, jest chęć przekroczenia realnego świata, osiągnięcia tego, co niemożliwe. Film odpowiada dziecięcej psychice, ale wydaje mi się, że doskonale odnosi się również do naszych dorosłych marzeń.

Panie Andrzeju, czy trudno jest grać, gdy jednym z bohaterów, obdarzonych zresztą własną wolą i charakterkiem, jest magiczny przedmiot? Jak wygląda w takich przypadkach praca na planie filmowym?

Muszę przyznać, że czasami bywa trudno. Na planie filmowym magiczne działania przedmiotów nie są tak widowiskowe, jak na ekranie, już po obróbce cyfrowej. Trzeba umieć sobie wyobrazić te działania, umieć się do nich odnieść. W Polsce w zasadzie nie tworzy się filmów wykorzystujących „magię”, mało mamy takich doświadczeń. Pan Andrzej Maleszka jest, można by powiedzieć, prekursorem tej sztuki w Polsce.

Kręciliście Państwo film w kilku miejscach w Polsce. Czy któreś z nich jakoś szczególnie zapisało się w Pana pamięci?

Pozytywnie zaskoczyła mnie Bydgoszcz. Wcześniej wydawało mi się, że to trochę smutne miejsce... A tu niespodzianka. Okazało się, że to bardzo ładne miasto! Co przyjemne – miasto zżyte z rzeką. To w Polsce rzadkość. Zazwyczaj miasta budowane są nad rzeką i żyją trochę obok niej. Bydgoszcz wydaje się być zintegrowana z rzeką, albo przynajmniej zmierza w tym kierunku.

Wywiad z Hanną Śleszyńską, odtwórczynią roli ciotki w „Magicznym drzewie”

Pani Hanno, czy rola Ciotki w filmie „Magiczne drzewo” Andrzeja Maleszki to Pani pierwsze spotkanie filmami z tego cyklu?

Pan Andrzej zapraszał mnie kilkakrotnie do realizacji swoich filmów, lecz za każdym razem coś stało na przeszkodzie, a to premiera przedstawienia w teatrze, w którym grałam, a to mój wyjazd do Kanady... Powiedziałam kiedyś Andrzejowi Maleszce, że zagram każdą rolę, jaką mi zaproponuje, bo bardzo lubię tego typu filmy i cenię jego twórczość. […].

Ciotka, którą gram jest zła! Ciągle strofuje dzieci, poucza, usiłuje wychowywać bez serca i miłości. Próbowałam na planie trochę tę Ciotkę zmiękczyć, ułagodzić, ale reżyser twardą ręką trzymał mnie w ryzach, pilnował, żebym trzymała się scenariusza. Lubię reżyserów którzy dokładnie wiedzą, czego chcą. Praca wtedy jest trudna, ale i stawiająca wyzwania... Andrzej Maleszka ma bardzo bogatą wyobraźnię, on napisał scenariusz, miał w głowie szczegółowe wyobrażenie wszystkich scen i dążył do dokładnej realizacji swojej wizji tego filmu. W postaci, która odgrywam jest jeszcze jedna ciekawostka. Moja rola jest jakby połowiczna... Jestem tylko częścią postaci. Jestem jakby prologiem, bo na tę postać składają się dwie osoby – dorosła ciotka i ciotka-dziewczynka (ciotka która uległa przemianie pod wpływem magii).

Czy zdradzi nam Pani, jak dochodzi do przemiany dorosłej ciotki w małą dziewczynkę?

Myślę, że będzie to bardzo fajna scena – wiatr zamienia mnie w mała dziewczynkę, sypią się na mnie zewsząd liście, mąka, leci dym i jest spore zamieszanie...

W filmie znajdą się sceny kręcone na morzu, na promie, czy brała Pani w nich udział?

Nie, nie płynęłam z ekipą promem. Miałam za zadanie odjechać samochodem z portu, gdy prom odpływał. Tu też było i zabawnie, i trochę nerwowo. Prom faktycznie odpływał, a my z różnych powodów powtarzaliśmy scenę. O mały włos nie zdążylibyśmy tego nakręcić! Promu nie można było zawrócić, wszystko musiało się udać za tym jednym razem.

Czy ogląda Pani tego typu filmy razem ze swoimi dziećmi? Jak Pani myśli, czy jest to kino dla każdego?

Tak, jak najbardziej. Oglądaliśmy „Magiczne drzewo” w domu razem. Wszystkim nam się podobało. Oczywiście najlepiej trafiało do Kuby, on ma 12 lat i jest najlepszym odbiorcą tego typu filmów. Choć Kuba na dokładkę, z racji tego, że ma za sobą już pierwsze występy na deskach teatralnych i w serialu telewizyjnym, patrzy na filmy także pod kątem gry aktorskiej, analizuje sposób poruszania się, mimikę, wczuwanie się w charakter postaci... Ale jak wszystkie dzieci i chyba większość dorosłych lubi marzyć, fantazjować. Taka jest nasza natura, że marzymy o lepszym świecie, niecodziennych zdarzeniach. Moje pokolenie żyło pod wpływem zaczarowanego ołówka, który mógł narysować wszystko i baśni czytanych z książek.

Pamięta Pani magię baśni z dzieciństwa?

Pamiętam, że potrafiłam po dziesięć razy czytać tę samą baśń i nigdy mi się nie nudziła. Miałam swoją ulubioną książkę „Bajarka opowiada”. Były w niej baśnie przeróżnych narodów: i węgierskie, i rumuńskie, i rosyjskie, z całego świata. Czytałam miedzy jedną a drugą kanapką przy stole kuchennym. Z sentymentem dziś do tego wracam. Baśnie mają moc terapeutyczną, biedny może być bogaty, chory zostaje uleczony, kopciuszek zamienia się w królewnę... Baśniowa magia leczy z samotności i ludzie dzięki niej żyją długo i szczęśliwie. Trochę tej baśniowej magii możemy znaleźć właśnie w filmach Andrzeja Maleszki. One też dzięki magicznym przedmiotom, cudownym zjawiskom kończą się happy endem.

Myślę, że możemy zatem zawyrokować, że „Magiczne drzewo” to w pewnym stopniu współczesna polska baśń filmowa.

Z pewnością tak, choć nie jest to kino w stylu Disneya czy Harry’ego Pottera i chyba zresztą bardzo dobrze. Spokojnie może konkurować z produkcjami z całego świata, udowodniło to licznymi nagrodami. Podoba się i dzieciom, i dorosłym.

Wywiad z Maciejem Wierzbickim, odtwórcą roli Maxa w „Magicznym drzewie”

Czy Pana synowie znają fabułę filmu?

O tak, Staś zna scenariusz na pamięć. Przy nim ćwiczyłem, dużo z nim rozmawiałem o tym filmie, a Antoś to się nawet trochę mnie bał w roli Maxa. Strasznego faceta w długim płaszczu...

Jak Pan myśli, czym zafascynuje dzieci film „Magiczne drzewo”? Zaczarowanymi przedmiotami, gadżetami, efektami komputerowymi?

Mam nadzieję, że najciekawsza będzie dla nich sama historia, opowieść, a zaczarowane przedmioty będą ją tylko cudownie ubarwiać. „Magiczne drzewo” to niesamowita przygoda przede wszystkim!

Podobno chodzi Pan w filmie na szczudłach?

Tak. Początkowo trenowałem na sztywnych drewnianych – nie było łatwo, potem zamieniłem je na elastyczne. Ale o tym na razie cicho sza... To będzie prawdziwa niespodzianka. Na szczęście i dla mnie, i chyba filmu, miałem trenerów. Bardzo pomogli mi kaskaderzy z Akademii Kaskaderów Filmowych Roberta Brzezińskiego z Warszawy. Szczególnie Piotr Walendziak, który był moim dublerem. Jestem pełen uznania dla ich pracy i umiejętności.

Proszę opowiedzieć, jak pracowało się Panu z dziecięcymi aktorami?

Myślałem, że będę miał z nimi większą styczność... Lecz przez cały prawie film ścigam ich. Co na planie skutkowało tym, że się mijaliśmy. Na przyjaźń nie było czasu. Dużo bardziej zżyli się z nimi ludzie z ekipy. Bywało, że dzieciaki wchodziły im na głowę i to dosłownie. Uwieszały się na nich. Dzieci na stałe miały na planie dwie opiekunki. Ja grałem z nimi w piłkę, oglądałem katalogi z lego, wspólnie jedliśmy obiady. Choć są to typowe rozbrykane dzieci, to jednak wspaniale koncentrowały się na pracy. Szybko przystosowały się do specyfiki pracy na planie. Poza tym z wielką przyjemnością patrzyłem na ich świeżość, otwartość... Miło było je obserwować.

Panie Macieju, proszę o kilka sów na temat pomysłodawcy i realizatora, czyli głównego twórcy „Magicznego drzewa”.

Ja sobie zawsze wysoko cenię reżyserów, którzy potrafią rozmawiać z aktorem. Którzy potrafią wysyłać jasny, konkretny przekaz. I taki jest Andrzej Maleszka. Do tego Pan Andrzej jest pozytywnie zakręcony w temacie dziecięcego świata, taki trochę Piotruś Pan.

Rozmawiała Kamila Waleszkiewicz

Więcej informacji

Proszę czekać…