WYWIAD Z REŻYSEREM
– Patrząc na Pana ostatnie trzy filmy dokumentalne można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z trylogią. Zaczynał Pan od tematów bardzo konkretnych: jedzenia i pieniędzy, aby zakończyć na czymś zupełnie abstrakcyjnym, czyli na edukacji. Czy refleksja na temat edukacji jest Pana konkluzją z dwóch poprzednich filmów?
Pytanie, jak karmimy nasze umysły interesowało mnie od dawna. Sama edukacja nie jest tu głównym tematem, ale cele, jakie za nią stoją. To z pewnością najbardziej interesująca dla mnie kwestia. Nauczanie i edukacja występują wszędzie. Ludzie uczą się wielu rzeczy przed ukończeniem 20. roku życia, ale tylko niewielka część tej wiedzy pochodzi ze szkoły. Gdy czytamy gazetę lub oglądamy film dokumentalny zazwyczaj napotykamy problemy – rzeczy, które nie działają tak, jak powinny. Gdy analizujemy, kto jest odpowiedzialny za kryzys, zazwyczaj okazuje się, że są to ludzie z najwyższym wykształceniem. Wśród osób zatrudnionych na wysokich stanowiskach w bankach lub w sektorze finansowym trudno znaleźć osoby bez wykształcenia. Większość pokończyła najlepsze uniwersytety. Jednak po pierwszym kryzysie finansowym w 2008 roku żadna z osób za niego odpowiedzialnych nie przyznała się do błędu.
– I stąd zrodził się pomysł na ten film?
Pracując nad moimi poprzednimi dwoma filmami: Nakarmimy świat i Zaróbmy jeszcze więcej zadałem sobie pytanie, jak chorobliwy i wypaczony może być postęp ludzkości. Dlaczego kultury i społeczeństwa, które uznają siebie za wysoce rozwinięte, kończą w szponach gwałtownych kryzysów? Dlaczego jesteśmy tak nieszczęśliwi, chociaż, jak się wydaje, z pozoru mamy wszystko? Dlaczego wielu z nas permanentnie boi się życia, chociaż nasze narodowe gospodarki generują niesamowite bogactwo? Dlaczego to właśnie bogactwo tak kiepsko jest przez nas rozdysponowywane? Dlaczego wolimy zamknięte, pełne lęków społeczeństwo od wolnego i otwartego? I w końcu – dlaczego żyjemy w akwizycyjnym, a nie wolnym społeczeństwie?
– Znalazł Pan odpowiedzi na te pytania?
W Alfabecie staram się na nie odpowiedzieć. Eksperci i naukowcy, z którymi rozmawiałem, zgadzają się, że wszystko zależy od tego, jak jesteśmy przygotowani do życia, jak nas wychowano, socjalizowano i w efekcie edukowano. Innymi słowy, zależy to od tego, jakiego alfabetu nas nauczono i wypuszczono z nim dalej w świat. Szybko można się jednak zorientować, że tu nie chodzi wcale o edukację, lecz o postawę. Zachowania i postawy nie da się nauczyć inaczej niż poprzez przykłady, a edukacja z kolei nie może zostać wymuszona lub odgrywana, bo jest nieodzownym menu życia.
- Alfabet zaczyna się od zdjęcia z łona matki, po czym widzimy pustynię. Jakie znaczenie ma początek tego filmu?
Po raz pierwszy w życiu nie byłem w stanie znaleźć nikogo, kto mógłby pojawić się na początku filmu. Przez dwa lata bezskutecznie próbowałem namówić Kena Robinsona, ale niestety nie wyszło. Postanowiłem poszukać pewnej metaforyki dla tego, o czym chciałem opowiedzieć. Dlatego właśnie film zaczyna się od ujęcia rodzącego się życia, które zmienia się potem w pustynię.
– Czy edukacja i system szkolny odzwierciedlają charakter danego kraju?
Ten film nie odnosi się do konkretnego kraju. Opowiada o systemie szkolnym w znaczeniu ogólnym. Filmu o edukacji nie wolno kręcić w szkole, bo są one piętą achillesową każdego społeczeństwa. Dlatego niemożliwy jest żaden postęp w dyskusji na ten temat. A tu nie chodzi o edukację, o dzieci i ich przyszłość, ale o władzę i ideologię.
– Nie ocenia Pan dobrze współczesnego systemu edukacji.
Zachodni system edukacji, który narodził się w Europie zmienił się dziś w swoje zaprzeczenie. Obecnie to nic innego jak tylko trening, zdeterminowany zresztą przez proste pytanie – na ile potrafimy wyprodukować jednostki, zdolne konkurować ze sobą na rynku pracy. Nic innego się nie liczy i nikogo nie interesuje. Nawet na uniwersytetach najważniejszą rzeczą nie jest wcale kształtowanie własnych poglądów na świat lub specjalizacja w konkretnych dziedzinach wiedzy. Największy problem zachodniego systemu ekonomicznego polega na tym, że jako całość jest on obecnie kompletną ruiną. Niewielu z nas ma dziś zawód, zazwyczaj wykonujemy czasową pracę. A ludzie potrzebują dwóch rzeczy: miłości i pracy. Mój film zaczyna się od sceny pokazującej system PISA, a następnie przenosimy się do Chin, światowego lidera w tej dziedzinie. To, co odkryto w Europie, zawędrowało bardzo daleko. Obecnie Chiny dążą do zmiany swojego wizerunku. Nie chcą być tylko krajem, który jest mistrzem w kopiowaniu. Wiedzą jednak, że nie da się tego osiągnąć przy takim systemie edukacji, jaki mają. Wymyślanie rzeczy wymaga przecież kreatywnych ludzi i dlatego w Alfabecie chińscy specjaliści do spraw edukacji mówią o tym w tak luźny i swobodny sposób. Mają na to przyzwolenie władz. Chińczycy najwcześniej zrozumieli, że system drylowania mózgów uczniów do niczego nie prowadzi, poza zwiększającym się tylko wskaźnikiem samobójstw wśród dzieci. Dlatego Andreas Schleicher, twórca PISY, błogosławi to, co się dzieje obecnie w Chinach, bo być może zmusi to inne kraje europejskie do zastanowienia się nad zmianą istniejącego u nich systemu edukacji.
– Co to może oznaczać w praktyce?
Żyjemy obecnie w świecie, gdzie wszystko podlega ocenie. Rywalizacja zaczyna się w szkole
i niszczy nas na całe życie. Można oczywiście porównywać ze sobą banki, ale trudno taką metodę stosować w stosunku do ludzi, a szczególnie do dzieci. Przyszłość, a szczególnie przyszłość dzieci, z pewnością nie liczy się w takim myśleniu najbardziej.
– Strach czy miłość to podtytuł Pana filmu. Edukacja jest w tym filmie powiązana ze strachem. Jakiego typu strach determinuje nasz system edukacji?
Oczywiście nie jest to naturalny ludzki strach, czyli o życie. To sztuczny strach, powiązany ze współzawodnictwem, zależnościami, w tym miedzy kobietą i mężczyzną, władzą nad dziećmi. Wykluczenie i kontrola to główne jego mechanizmy. Człowiek kontrolowany nigdy nie będzie wolny. Wystarczy spojrzeć na różnorodność, jaka panuje wśród dzieci.
– Jakie jest Pana zdaniem wyjście z tej sytuacji?
Pieniądze nie są wcale jedynym rozwiązaniem w reformowaniu systemu edukacji
i korzystaniu z niego w pełni. Ludzie powinni zrozumieć, że w chwili narodzin mają tak naprawdę wszystko, czego im trzeba. Muszą tylko nauczyć się to rozwijać tak, aby nie żyć na przysłowiowej pustyni. Obecnie mamy jednak do czynienia z pustynią w dziedzinie edukacji.
– Na początku Alfabetu można usłyszeć wykład słynnego specjalisty do spraw edukacji Kena Robinsona. W jaki sposób dobierał Pan innych rozmówców i definiował płaszczyznę, którą mieli w filmie wypełnić?
Nie jestem ekspertem w zakresie edukacji, podobnie jak w zakresie żywienia i finansów. Widzę jednak, że coś jest nie tak. Dramatycznym doświadczeniem było dla mnie obserwowanie szkół w Chinach. Pomogło mi to jednak zrozumieć, co jest nie tak z naszym systemem edukacji. Dlatego zaczynam od Chin, a potem przechodzę do neurobiologicznych odkryć. Od początku wiedziałem, że w filmie musi wystąpić specjalista z zakresu HR, jakieś dziecko z doskonałymi stopniami, a także Arno Stern i Pablo Pineda, którzy moim zdaniem są bardzo ciekawym przykładem nowego podejścia do edukacji. Poza tym zależało mi na ludziach, którzy uważają siebie za najlepszych, a także na przedstawicielu z dna drabiny społecznej. Znalazłem taka osobę – pracownika ochrony. Tego typu praca nie istniała 20 lat temu. Nasz system edukacji produkuje jednak wykwalifikowanych robotników, ale potem nie wiadomo, co z nimi robić. Skupiamy się tylko na kognitywnych umiejętnościach,
a przestaliśmy słuchać ciała, naszych zmysłów. Nie można jednak w życiu zrobić niczego ważnego, jeśli człowiek nie wsłucha się w siebie samego.
– Skąd pomysł na tytuł filmu?
Alfabet kształtuje podstawy naszego myślenia. Obecnie potrzebujemy jednak nowego pomysłu, nowego języka i dlatego powinniśmy zastąpić edukację związkami międzyludzkimi. Zresztą sztuka też potrzebuje transformacji.
– Jak długo trwała praca nad tym filmem?
Produkcja trwała dwa i pół roku. Cztery lata zajęło mi zbieranie materiałów.
– Jaki jest cel tego filmu?
Nie chodzi tu o porównywanie różnych systemów edukacji, ani nawet ich ulepszanie, ale raczej o zaproszenie ludzi w podróż, której celem jest zachęcenie do zrobienia kroku do przodu, do udoskonalenia siebie. Życie wymaga ruchu, demokracja również. Wzięcie odpowiedzialności za konsekwencje naszych czynów wymaga naszego uczestnictwa w świecie. Wielu z nas utożsamia edukację z jednym słowem: szkoła. Każdy z nas do niej chodził, bo szkoły to część zachodniego świata. Są jednak regiony i społeczeństwa, dla których nie jest to wcale ważne, a ludzie, którzy tam żyją, nie znają pisma i nie potrafią czytać. Pokazanie tego zjawiska też nie jest celem tego filmu. Jedna rzecz jest pewna – nasz zachodni model tzw. nowoczesnego społeczeństwa dobiegł już swego końca, osiągnął kres, co nie oznacza wcale, że nie ma dla nas żadnej alternatywy. Wręcz przeciwnie, bo historia uczy, że to, co nowe nie jest nigdy kontynuacją starego.
– Jakie są Pana dalsze plany filmowe?
Chciałbym zająć się nie tym, jaki świat jest, ale tym, jakim się stanie, jak będzie wyglądał w przyszłości. Coraz bardziej to we mnie dojrzewa.