Grupa złodziei zamierza wykonać skok życia. Częścią ich planu jest spowodowanie gigantycznego korka ulicznego, z którego chcą się wydostać małymi samochodami marki Mini Cooper. Dzięki temu bandyci zmylą policyjny pościg...

Hołd dla pierwotnej wersji

Nowa wersja "Włoskiej roboty" składa należny hołd pierwotnej wersji, ale nie stara się jej wiernie odtworzyć. Reżyser F. Gray i producent Donald De Line obaj uważają, że dzisiejsza publiczność oczekuje od tego rodzaju filmu czegoś innego. "Bardzo podobał mi się pierwowzór, miał niezapomniany styl i wspaniałe aktorstwo, ale film, który zrobiliśmy jest dla współczesnego widza" – uważa Gray. "Film jest odpowiedni dla dzisiejszej publiczności, głównie dzięki Gary'emu Grayowi, który wprowadził do niego wiele nowych elementów. Scenariusz zaś, nadaje historii większą skalę niż miał oryginał, co oczywiście było dla nas dużą inspiracji" – opowiada De Line. De Line wskazuje też, że akcja nowej wersji nie jest osadzona w jednym miejscu, ale wraz z rozwojem akcji bohaterowie przemieszczają się: "Włamanie ma miejsce w Wenecji, potem przenosimy się we włoskie Alpy, następnie do Filadelfii, a finałowe sceny rozgrywają się w Los Angeles. Skoro film nazywa się "Włoska robota“, chcieliśmy nadać mu międzynarodowego posmaku, a w szczególności nakręcić część scen we Włoszech." Film kręcony był w Wenecji i Canazei, małym miasteczku u podnóży Dolomitów, w tak charakterystycznych punktach jak: Plac Świętego Marka, czy Grand Canal. "Największym wyzwaniem było kręcenie w Wenecji i w Alpach. Musieliśmy pokonać wiele różnych trudności, od bariery językowej, poprzez złe warunki atmosferyczne takie jak: deszcz, śnieg, lód, czy niskie temperatury, aż po zbyt wysoki poziom wody w weneckich kanałach. Mimo tych wszystkich przeciwieństw, musieliśmy sfilmować jedne z najtrudniejszych i najbardziej wymagających scen, w tym pościg łodziami po kanałach" – opowiada Gray. De Line wspomina, że kręcenie w Wenecji było najbardziej wyczerpującym etapem zdjęć filmowych: "Cała Wenecja jest jednym wielkim historycznym zabytkiem, a jej mieszkańcy bardzo troszczą się o stan swoich budynków. Fale powodowane przez nasze łodzie zaniepokoiły miejskich urzędników, więc nałożyli na nas wiele ograniczeń dotyczących prędkości, z jaką mogły poruszać się łodzie oraz tego, gdzie, kiedy i przez jak długo mogliśmy kręcić."

Producent wykonawczy James R. Dyer, który ściśle współpracował z zajmującym się logistyką włoskim producentem Guido Cerasuolo, wyjaśnia: "W Wenecji są prawa zabraniające łodziom przekraczania prędkości pięciu mil na godzinę w obrębie miasta i jego okolicach. Jeżeli chcieliśmy nakręcić scenę pościgu musieliśmy ją przekroczyć, tak więc zmieniono przepis i burmistrz osobiście go podpisał. Wymagało to niezwykłych wysiłków i współpracy ze strony miasta. Myślę, że pomogło nam to, że oryginalna wersja filmu cieszy się tu wielkim powodzeniem." Stworzenie olbrzymiego korku ulicznego na ulicach Los Angeles też nie było prostym zadaniem. Mimo tego, że nie było barier językowych, ani kłopotów z pogodą, wymagało to zamknięcia znacznej części Hollywood Boulevard, gdzie ulokowane są: Mann’ s Chinese Theater i Kodak Theater. Nie tylko ruch uliczny na tym obszarze jest zazwyczaj dosyć duży, ale jest to także najchętniej odwiedzane przez turystów miejsce w Los Angeles. Ta część Hollywood Boulevard jest tłem dla ceremonii rozdawania Nagród Akademii®, oglądanej przez miliony widzów na całym świecie. Jest to jedna z głównych turystycznych atrakcji i władze miasta Los Angeles, a także stanu Kalifornia okazały nam niezwykłą współpracę" – mówi Dyer. "Właściwie kontrolowaliśmy te ulice przez cały tydzień. Mieliśmy: trzysta samochodów, kilka opancerzonych ciężarówek, helikoptery, motocykle i mini morrisy jeżdżące po gwiazdach na Hollywood Walk of Fame. Mini morrisami wjechaliśmy nawet na peron metra. To było dosyć niesamowite wrażenie" – dodaje De Line. Na reżyserze wywarło to równie duże wrażenie: "Nigdy wcześniej nie zrobiono czegoś takiego. Usytuowanie planu zdjęciowego zablokowało na ruch samochodowy od południowego Los Angeles, aż po San Fernando Valley. Znajomi, którzy utknęli w korku w drodze do domu, dzwonili do mnie z wyrzutami. Jednakże w rezultacie udało nam się stworzyć sceny pościgu, jakiego nie było w dotychczasowej historii kina.

Wspaniały mini morris

Mini morris, najmniejszy samochód na drogach Ameryki, jest niezaprzeczalnie jedną z gwiazd "Włoskiej roboty". Szturmem wziął rynek samochodowy, tylko w Stanach Zjednoczonych od czasu wznowienia produkcji na wiosnę 2002 roku, sprzedano ponad 30 tysięcy samochodów. Ten mały samochód o dużej osobowości zaczął być wytwarzany w Anglii, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, w odpowiedzi na kryzys paliwowy. W Wielkiej Brytanii sprzedano ponad pięć milionów kopii, zaś mini morris stał się jedną z ikon kultury masowej. Jeździli nim wszyscy, począwszy od The Beatles, aż po członków rodziny królewskiej. W Stanach Zjednoczonych pierwowzór sprzedawany był między 1960 a 1967 rokiem i do dziś otoczony jest pewnego rodzaju kultem. Chociaż widzowie dostrzegą tylko trzy mini morrisy: białego, czerwonego i niebieskiego, nakręcenie scen pościgu wymagało użycia aż trzydziestu dwóch samochodów. Producent wykonawczy, James R. Dyer, żartuje: "Te trzydzieści dwa mini morrisy, które dostarczyło nam BMW, były traktowane dość obcesowo, musiały wjeżdżać w różnego rodzaju rzeczy, były dziurawione kulami i zniekształcone po zderzeniach. Dostaliśmy 32 samochody, ale moglibyśmy zużyć i ze 132."

Więcej informacji

Proszę czekać…