Narcos: Meksyk pokaże początki współczesnej wojny narkotykowej, powracając do jej meksykańskich korzeni, gdy światek przemytu opierał się na luźnej i niezorganizowanej współpracy poszczególnych plantatorów i handlarzy. Będziemy świadkami narodzin potęgi kartelu z Guadalajary. Lata osiemdziesiąte, Félix Gallardo (
Diego Luna) obejmuje przywództwo, jednoczy przemytników i buduje imperium. Agent DEA Kiki Camarena (
Michael Peña) razem z żoną i synem przeprowadza się z Kalifornii do Guadalajary, gdzie szybko przekonuje się, że nowy przydział będzie dużo bardziej wymagający, niż można było przypuszczać. Kiki gromadzi informacje o Féliksie, coraz bardziej angażując się w swoją misję, gdy nagły i tragiczny w skutkach rozwój wydarzeń na lata zmienia realia handlu narkotykami i bieg wojny z tym nielegalnym procederem.
Zaczynam oglądać, po dwóch odcinkach całkiem nieźle, ale jakiegoś wielkiego szoku i szału nie ma.
Niby sporo się dzieje, lecz mam też wrażenie sztucznego przeciągania odcinków tak by zajęły jak najwięcej czasu. Jest sporo akcji, jest dużo dłużyzn, na wzmiankę zasługuje dokładne pokazanie realiów meksykańskiej prowincji, ubogiej i zdesperowanej, by za wszelką cenę i w każdy możliwy sposób poprawić swoją i tak kiepską sytuację materialną.