"Piękny poranek" to produkcja najzwyklejsza ze zwykłych, gdzie nie ma miejsca na ekstrawagancję. Dominuje tu zwykły przekaz wykazujący, że wielu z nas decyduje się na to, by cieszyć się tym co jest. 7
„Porządny DPS w Paryżu kosztuje majątek, a z jego pensją nauczycielską…” - zawiesza głos w niedomówieniu Francoise, była żona Georga i matka Sandry. Ojciec tej drugiej ma zaniki pamięci. Jest profesorem filozofii, lecz od roku uczy się swoich wykładów na pamięć. Bywa zawstydzony przed studentami, że nie kojarzy tego, czego im każe wkuć „na blachę”. Mężczyzna może jednak liczyć na bliskich. Sandra ma rodzeństwo, a i była żona profesora nie umywa rąk w niedoli. Wspólnie umieszczają Georga w domu opieki. Sandra tymczasem wiedzie swoje, dość niepoukładane życie. Wychowuje małą córkę. O jej ojcu niewiele wiadomo. Sandra jest tłumaczką. Przyjaźniła się z Clementem. Ten jest ojcem, ma też żonę. W pewnym momencie zażyłość z gruntu przyjacielskiego przechodzi w bardzo intymny. Clement nocami wymyka się z domu Sandry do swojej rodziny. Kochankowie z trudem akceptują taki układ. Wzajemnie miotają się w wątpliwościach. Sandra ma na nie mniej czasu. Ojciec niby nie jest kłopotliwy, ale wymaga mimo wszystko kurateli.
Sandra właśnie wyszła z kinowego seansu dla dzieci. Córka była zachwycona filmem. Mama znacznie mniej. „Dlaczego ci się nie podobał?” - pyta córka. „Dla mnie zbyt brutalny. Jak można kręcić takie filmy dla dzieci?” - odpowiada wzburzona Sandra. Córka nie podziela tych wątpliwości. Sandra tymczasem idzie odwiedzić tatę. Z jego przepastnej biblioteki domowej zabrała płyty Schuberta. To ulubiony wykonawca ojca. Córka zabarykadowała drzwi pokoju, gdzie ulokowano profesora, żeby nikt z współmieszkańców nie zakłócił koncertu. Z głośnika płynie znajomy dźwięk. Tata go nie poznaje. „To dla mnie za ciężkie.” - bezradnie wyznaje obdarowany. Na czole Sandry maluje się bezgraniczne zdumienie.
„Piękny poranek” to opowieść o tym, jak często niewielki wpływ ma człowiek na swój własny los oraz rzeczywistość bliskich. Sandra jest zależna od kaprysów Clementa. Ten uwodzi ją, by zaraz potem wrócić na łono rodziny. Niebawem, w chwili słabości, wyśle kochance podszytego pożądaniem esemesa. Kobieta musi dbać o relacje z ojcem i córką. Clement będzie w tym układzie czynnikiem nieprzewidywalnym, atrakcyjnym, choć zdawkowym kaprysem. Film w reżyserii Mii Hansen-Løve to produkcja najzwyklejsza ze zwykłych. Nie ma tu miejsca na ekstrawagancję, dominuje zwykły przekaz wykazujący, że wielu z nas decyduje się na to, by cieszyć się tym co jest. „Piękny poranek” będzie zatem afirmacją stanu może niezbyt ambitnego, ale takiego, któremu po drodze z losem.
Clement jest z zawodu kosmochemikiem. „Latasz w kosmos?- naiwnie pyta córka Sandry. Clement trzyma się jednak znacznie bliżej ziemi. „Obiecaj mi, że jeśli za trzydzieści lat będę w takim stanie jak mój tata teraz, pomożesz mi w dokonaniu eutanazji.” - prosi Sandra. Kochanek nic nie obiecuje, ale też i nie odmawia kategorycznie naleganiom kobiety. Sandra znalazła zapiski swojego ojca z czasów, gdy ten powoli oswajał się ze starością. „Jaki piękny poranek.” – notuje na jednej z kart ojciec, by nieco dalej umieścić tytuł dzieła Kierkegaarda: „Choroba na śmierć.”. Córka ma przed oczami te zapiski, gdy na żywo tłumaczy dialogi w studio filmowym. Nie wie, jaka starość jest lepsza. Czy ta spolegliwa będąca udziałem jej ojca? Czy może matki, która u boku nowego partnera odnalazła w sobie młodzieńczą werwę? Teraz Francoise chadza na manifestacje „Żółtych kamizelek” i obala w merostwie portrety prezydenta Macrona, na którego wszak sama głosowała. Podczas ucieczki przed pogonią żandarmów mocno kuśtykała, ledwo powłócząc nogą. Co zatem? Choroba na śmierć czy piękny poranek?