Catherine Hardwicke, reżyserka produkcji, ulepiła z tej materii konstrukcję logiczną, choć dosyć w swoim wyrazie nieco infantylną. Sceny śmieszne mijają się tu hurtowo z absurdalnymi 6
„Takiego nazwiska się nie porzuca” – słyszy w telefonie nieznoszący sprzeciwu suchy komunikat czterdziestoletnia Kristin. W Ameryce kobieta dotąd zajmowała się reklamą substancji odmładzających, jakie rekomendowała potencjalnym klientom. Sama jednak popadła w życiową rutynę. Mąż Kristin ją zdradza, a syn żyje już własnymi sprawami. Nieoczekiwany telefon wyrwał kobietę z letargu. Właśnie dowiedziała się, że jej antenaci dopominają się przylotu Kristin do Włoch. Tam urodziła się jej matka, która potem wybyła za ocean. Kristin przyznaje się do panieńskiego nazwiska. Takie samo nosił szef sycylijskiej cosa nostry. Dziadek Kristin umierając, zażyczył sobie, by to właśnie wnuczka pokierowała aktywami jego organizacji.
„Ratuj piczkę przed pajęczyną” – słyszy Kristin od przyjaciółki z siłowni. Obie panie przechodzą również wspólny kurs samoobrony. W ten sposób mogą odreagować swoją awersję do wiarołomnych mężczyzn, których przecież jako gatunek uwielbiają. Zaoceaniczna oferta przylotu do Włoch to nie lada gratka. Podczas takiej eskapady można się przecież oderwać od realiów panujących w korporacji, a także spotkać ognistego samca. Zahukana Kristin na lotnisku przypadkowo wpada na przystojnego Lorenzo. Poznanie mężczyzny zapewne zaspokoiłoby trudy długiego lotu. Na miejscu czeka jednak Kristin inne wyzwanie. Trafiła ona w samo epicentrum porachunków mafijnych, które musi okiełznać. „Jak mamy pokazać siłę z taką typiarą?” – utyskuje miejscowy mafioso, widząc wyrwaną z innej rzeczywistości Kristin. Jej nowi podwładni szykują się do walki o prymat w półświatku. Kristin przyjechała tymczasem szukać miłosnych uniesień.
Toni Colette jako Kristin przybiera wiele odważnych twarzy niesprzyjających wizerunkowi kobiety w wieku średnim. „Wyglądasz jak skończona bibliotekarka” – słyszy od swoich ludzi. Po wnikliwym liftingu Kristin nagle staje się damą gotową uwieść bossa konkurencyjnej mafii. Z kolei miejscowa rezydentka, która czuwa nad sprawnym przekazaniem władzy – Bianca (Monica Bellucci) – konsekwentnie trwa w swoich posągowych dystynkcjach. Obie aktorki sprawnie trzymają w karbach zwariowany scenariusz filmu Mafia Mamma. Catherine Hardwicke, reżyserka produkcji, ulepiła z tej materii konstrukcję logiczną, choć dosyć w swoim wyrazie nieco infantylną. Sceny śmieszne mijają się tu hurtowo z absurdalnymi. Ale czyż nie na tym polega odprężająca misja komedii, jaką serwujemy sobie po tygodniu uporczywego stresu?
„Masz palec we włosach” – oznajmia Kristin Lorenzo. Para spotkała się w mocno nieoczekiwanych dla siebie okolicznościach. Oboje udawali przed sobą kogoś innego. Miłość niby rozkwitła, ale realia niweczą wspólne oczekiwania. W świecie mafii dochodzi do wzajemnej krucjaty. Gangi mszczą się na rywalach. Krew płynie strumieniami. Palec we włosach Kristin należał do kogoś z organizacji. „Wsadź sobie go w tyłek!” – krzyczy do kochanka zdegustowana kobieta. „To ja zamieniłam tego jabola w coś pysznego” – przekonuje Kristin swoich zapalczywych podwładnych. Historię legendarnego Vita Corleone kobieta poznała powierzchownie i to za pomocą Wikipedii. Przejąwszy winnice dziadka chciała Kristin zrealizować dwa cele. Wyrwać się z marazmu nudnej pracy oraz poznać atrakcyjnego mężczyznę. We Włoszech doszedł jeszcze jeden element zaskakujących wrażeń. Właśnie tam musiała Kristin spacyfikować szalejące ludzkie żywioły domagające się zemsty. Całkiem przypadkiem zdyskontowała wnuczka dodatkowo cel czwarty: zapewniła widzom dwie godziny zupełnie niezobowiązującej rozrywki.
Niezła komedia i trochę akcji 6/10