Film, choć nie należy do najbardziej pamiętnych dzieł reżysera, pozostawia widza z pytaniami o etykę, prawdę i siłę ludzkiego sumienia. 7
Clint Eastwood swoim najnowszym filmem pokazuje, że 94 latek też może nakręcić dobry film. Legendarny twórca tym razem serwuje nam Przysięgłego nr 2, który jest zarazem hołdem dla klasycznych dramatów sądowych, jak i refleksją nad ludzką moralnością.

Głównym bohaterem opowieści jest Justin Kemp (Nicholas Hoult), piszacy dla lokalnego czasopisma mężczyzna, który zostaje powołany na ławnika w sprawie morderstwa. Proces dotyczy brutalnej śmierci młodej kobiety o imieniu Kendall (Francesca Eastwood). Oskarżonym jest jej chłopak James (Gabriel Basso), który miał zamordować dziewczynę po ich kłótni w jednym z barów. Sprawa wydaje się prosta, jednak Justin odkrywa, że to on sam mógł być odpowiedzialny za śmierć Kendall w wyniku tragicznego wypadku drogowego.
Scenariusz autorstwa Jonathana Abramsa przedstawia wydarzenia feralnej nocy za pomocą serii retrospekcji ukazujących różne punkty widzenia. Tym samym film korzysta z często stosowanego w historii kinematografii schematu, który możecie kojarzyć chociażby z Rashômon. Warto jednak zaznaczyć, że Eastwood nie chce poszukiwać i odpowiadać na pytanie "kto zabił". On podejmuje się analizy dylematów moralnych Justina - czy powinien ujawnić prawdę i narazić swoje życie, czy też milczeć, pozwalając tym samym na skazanie niewinnego człowieka. Zresztą pod koniec filmu nie tylko Justin zostaje postawiony w tej sytuacji, co tylko potęguje te pytania i przekaz Przysięgłego nr 2.

I tutaj warto skupić się na aktorach tego spektaklu, którzy "robią" cały ten film. Nicholas Hoult świetnie oddaje rozdarcie moralne swojego bohatera, balansując pomiędzy troską o rodzinę a poczuciem winy. Na równi z nim idzie Toni Collette w roli ambitnej prokurator Faith Killibrew, która początkowo jest przekonana o winie oskarżonego, ale stopniowo zaczyna mieć wątpliwości. Swoje pięc minut ma również w drugoplanowej roli J.K. Simmons jako były detektyw Harold. Szkoda, że jego występ w roli ławnika jest tak krótki, ponieważ swoją charyzmą po prostu rozssadza ekran.
Gorzej wypada reszta postaci drugoplanowych na czele z Ally (Zoey Deutch) - żoną Justina, a także pozostali członkowie ławy przysięgłych, których Eastwood traktuje bardzo po macoszemu. I tutaj wracamy do J.K. Simmonsa i wątku Harolda, który zostaje nagle porzucony, pomimo tak naprawdę kluczowego znaczenia dla dynamiki historii.

Sama reżyseria Clinta Eastwooda wydaje się być przemyślana, żeby nie powiedzieć precyzyjna. Twórca umiejętnie buduje napięcie, nawet jeśli fabuła bywa momentami naciągana. Zdjęcia autorstwa Yvesa Bélangera pięknie ukazują duszną atmosferę Savannah w stanie Georgia, gdzie rozgrywa się akcja i wielka szkoda, że Eastwoodowi oraz jego ekipie nie udało się stworzyć nieco bardziej wyrazistej ilustracji muzycznej. Myślę, że przemycenie dawki patosu pomogłoby kluczowym momentom w przekazaniu jeszcze większej dawki emocji. Pod tym względem Przysięgły nr 2 zyskałby tylko na intensywności.
Pomimo tych małych problemów, jest to film, który zmusza do refleksji nad pojęciem sprawiedliwości oraz odpowiedzialności za własne czyny - tym bardziej, jeśli bohater sam o tym mówi. Przysięgły nr 2 nie kryje się z tym i poddaje krytyce system prawny, jednocześnie pytając, czy pamięć i moralność mogą być wystarczającym fundamentem dla wymierzania sprawiedliwości. Jasne, film Clinta nie jest pozbawiony od wad, takich jak uproszczone zakończenie czy zbyt wiele zbiegów okoliczności, to mimo wszystko pozostaje solidnym dramatem sądowym, który - jak na swój gatunek - oferuje coś więcej niż tylko rozrywkę.
Trochę zbyt szybko wyjaśniono o co chodzi (na poziomie opisu filmu!), bo można by to zachować dla widza jako twist. Całość zdecydowanie za długa. 6/10