1942 rok. Kresy. Silna i niezależna Eliza rozpoczyna pracę jako nauczycielka w wiejskiej szkole. Tam poznaje Stacha – unikającego obowiązków, za to lubiącego kłopoty chłopaka, który staje się obiektem jej fascynacji i rodzącej się w niej wielkiej miłości. Stach zostaje jednak zesłany na roboty przymusowe na tereny III Rzeszy. Po jego wyjeździe, Eliza rodzi ich wspólne dziecko i wraz z niemowlęciem na rękach rusza śladami ukochanego. Odnajduje go we Frankfurcie i tam próbują przeżyć, mimo nieludzkich warunków i ciągłych upokorzeń. Eliza cały czas walczy o swoją godność, życie dziecka i – co najtrudniejsze – o miłość Stacha, który początkowo uznawał ich relację za przelotny romans. Teraz w ogniu wojennej próby oboje poznają się naprawdę, a istniejąca między nimi więź zmienia się wraz z upływem czasu.

Dotychczas Piwowarski nie znajdował w sobie żyłki mentorstwa patriotycznego. „Pani od polskiego” rozwinęła w reżyserze bujne w tym względzie talenty, chwilami obezwładniające 4

„Wszystko zepsułaś – miałem uciec” – westchnie zrezygnowany Stach ubrany w roboczy drelich z charakterystyczna naszywką „P”. Polak został wywieziony w czasie okupacji niemieckiej na roboty do Rzeszy. Jego żona, Eliza, urodziła w międzyczasie syna, a teraz po skomplikowanych perturbacjach i zabiegach dołączyła do męża gdzieś na głębokiej prowincji niemieckiej. Stach nie jest tytanem wierności małżeńskiej, do przyrzeczeń sprzed miesięcy nie bardzo się przywiązywał. Dlatego „wizytę” żony obciążonej na ręku niemowlęciem przyjął wręcz niechętnie. Stach chciał uciekać z niewoli. „Ale dokąd? – cała Europa jest w ich rękach!” – usiłuje zrozumieć determinację męża Eliza. „Ale nie Ameryka” – wycedzi ojciec wspólnego dziecka. Mężczyznę ponure okoliczności na chwilę uwolniły od obowiązków rodzicielskich. „W Niemczech nie wolno płakać” – usłyszy Eliza od spotkanych tu rodaków. Matkę z dzieckiem i dość wyobcowanym partnerem czeka trudny egzamin z polskości i charakteru. Spotkani Niemcy mają rozmaity stosunek do przybyszów. Od eksploatacyjnego i sadystycznego po spolegliwy. Eliza gdzieś na Kresach wychowywała przedtem młodzież szkolną. Teraz sama musi się przystosować do nowych realiów.

Pani od polskiego (2024) - Damian Krajczyk, Edwin Bażański, Sylwia Skrzypczak-Piękoś

„Cała Europa pracuje dziś dla Niemiec” – odziera Elizę z resztek złudzeń szofer hrabianki Anny, u której przyjdzie przybłędom czasowo posługiwać. Jest rok 1944, Niemcy chylą się ku upadkowi. Eliza i Stach o tym nie wiedzą, bo i niby skąd. Anna jest spadkobierczynią pruskich arystokratów. Nie po drodze jej z ulicznym plebsem nazistowskim. W pałacu Anny polscy wyrobnicy będą więc mieli o niebo lepiej. Nikt ich nie zagna batem do pracy, nikt nie oćwiczy nahajem za byle niesubordynację. Eliza i Stach przeszli niejedno, na wiele są jeszcze gotowi. Przedtem służyli u rolnika, byli przez jakiś czas w przykościelnym przytułku. Nadzieja wyzwolenia nie służyła im na co dzień, albowiem wieści z frontu nie przebijały się do odizolowanych wygnańców. Sami musieli się też zmagać między sobą z własnymi osobowościami, które w chwili opresji coraz bardziej się odsłaniały. Eliza walczy o całą trójkę, Stach myśli głównie o sobie.

Radosław Piwowarski miał przez wiele lat udanej kariery dar snucia długich i plastycznych opowieści życiowych. Reżyser udowodnił to i w serialu Jan Serce, i filmach Yesterday, Pociąg do Hollywood czy Kolejność uczuć. Dotychczas Piwowarski nie znajdował w sobie jednak mimo wszystko żyłki mentorstwa patriotycznego. Pani od polskiego rozwinęła w reżyserze bujne w tym względzie talenty, chwilami obezwładniające. Ciekawy temat, niepodjęty dotąd szerzej przez kinematografię polską, domagałby się zapewne rozwinięcia. Robotnicy przymusowi w Rzeszy wiedli swój los z dala od bohaterskich powstań, rozległych frontów, tajemnic konspiracji. Piwowarski kreśli ciekawą historię rodzinną, która być może rzeczywiście miała miejsce. Reżyser w swój projekt włożył wiele pracy, zaangażował międzynarodową obsadę, dodał do niej robotę rekwizytorów, scenografów, operatorów. Wyszło z tego okazałe dzieło w formie i rozmachu, ale na plan pierwszy przebija się niestety rażąca minoderia dydaktyczna godna raczej akademii szkolnej niż filmowej epiki. Epatowanie frazeologią pełną sloganów bogoojczyźnianych samo w sobie nie jest wszak naganne. Ostentacja, nadużywanie ich, a zwłaszcza grubo ciosana retoryka zrazić może jednak nawet najzagorzalszych.

Pani od polskiego (2024) - Vitalik Havryla, Sylwia Skrzypczak-Piękoś

„Warto być Polakiem” – zaciska zęby upokarzana na każdym kroku Eliza. „Dumna jestem” - doda w chwili niedoli kobieta. Myjąc schody w domach wrażych okupantów, Eliza niezłomnie nuci Chopina. Odstawiając schorowane dziecko, zdobywa się zaś na ryzykowną refleksję, że syn nabawił się przypadłości gastrycznych, gdyż „wyssał z piersi tęsknotę za Polską”. Jeśli cokolwiek broni Pani od polskiego w natrętnym kursie krzewienia symboliki wzniosłej i apologetycznej, to paradoksalnie dojrzała rola niemieckiej hrabianki Anny (Karolina Lodyga). Tylko czy o taką właśnie ekspozycję obcego prymatu chodziło realizatorom filmu?

Dziękujemy za seans sieci Cinema City

Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 0
Skomentuj jako pierwszy.
Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Pozostałe

Proszę czekać…