Groteskowy świat małej Owcy w Wielkim Mieście 10
„Owca w Wielkim Mieście” to chyba jedna z najbardziej zwariowanych kreskówek, które powstały na zlecenie Cartoon Network. Jak dotąd nie spotkałam żadnego serialu animowanego, który byłby w stanie równie silnie i pozytywnie oszołomić widza.
Od pierwszej minuty jesteśmy zarzucani absurdami – Owca (TEN Owca) z nudów wyrusza do miasta o nazwie Wielkie Miasto, gdzie jest ciągle ścigany przez członków Tajnej Organizacji Militarnej, która chce wykorzystać zwierzaka do uruchomienia Działa Napędzanego Owcą… Twórcy tej kreskówki musieli się mocno napracować, żeby uczynić fabułę tak nieprawdopodobną (ukłon w stronę Mo Willemsa).
Ale jakież to efektowne! Z jednej strony mamy świadomość, że sprawa tyczy się najzwyklejszych na świecie rzeczy, takich jak owce, miasta, wojskowi… Ale sposób podania treści sprawia, że wszystko nabiera wyrazu groteski i prześmiewczości. Bo w „Owcy…” tylko pozornie niewiadomo, o co chodzi. Jeżeli przez chwilę skupimy się na wydarzeniach w filmie, drugie dno stanie się bardzo wyraźne.
Mamy tu naprawdę doskonałą parodię codziennego życia – Owca czuje się zagubiony w metropolii, tak jak czasem każdy z nas, doświadcza okrucieństwa i pychy ludzi bogatych, zakochuje się (co prawda w różowej pudlicy, ale miłość bywa ślepa), wciąż umyka przed tymi, którzy chcą go wykorzystać do własnych celów i szuka swojego miejsca w świecie. Chyba każdy ma coś wspólnego z Owcą.
Piękno tej bajki polega na tym, że możemy dzięki niej popatrzeć na swoje życie w krzywym zwierciadle, pośmiać się z tego, co normalnie by nas smuciło lub przerażało. „Owca…” to nie tylko animowana rozrywka, ale również groteskowe przedstawienie o tym, kim jesteśmy i jak się zachowujemy.
coś w stylu Monthy Pyton – czyli śmieszne i zabawne. godne polecenia;]