Evan Baxter okazuje się kolejną osobą wskazaną przez Boga do wypełnienia świętej misji. Właśnie wybrany do Kongresu Evan wyjeżdża z Buffalo i wraz z rodziną przeprowadza się na przedmieścia Północnej Wirginii. Na miejscu jego życie zostaje całkowicie wywrócone do góry nogami, kiedy pojawia się Bóg i nakazuje mu zbudowanie arki.
"May the Force Be With You"

Niestety. Kolejny nieudany sequel. 3

Przyznam się, że z niecierpliwością czekałem na kontynuację bardzo dobrego Bruce'a Wszechmogącego. Z początku miałem obawy, gdy Jim Carrey zrezygnował z głównej roli, ale później dowiedziałem się, że to zadanie otrzymał Steve Carrel. Byłem pełen optymizmu – reżyser, scenarzysta i odtwórca świetnej roli Boga pozostali niezmienieni, do tego jeszcze całkiem obiecujący zwiastun.

Evan Wszechmogący (2007) - Wanda Sykes, John Michael Higgins, Steve Carell

Znany z poprzedniej części reporter telewizyjny Evan Barter zostaje wybrany kongresmanem. Wraz z rodziną przeprowadza się z Buffalo (tam toczyła się akcja Bruce'a) na przedmieścia Północnej Wirginii. Wkrótce Evanowi objawia się Bóg, ten wyznacza mu zadanie wybudowania arki.

Największą wadą Evana jest niewątpliwie scenariusz. Jest on mało rozbudowany, brak przemyślanych rozwiązań, ciekawych zwrotów akcji, a na dodatek miejscami brakuje trochę logiki. Scenarzysta znacząco obniżył loty w porównaniu do Bruce'a. Humor jest wyraźnie skierowany do młodszej widowni, ponieważ trudno o to, aby przeciętny widz śmiał się z tego, jak Evan kilka razy przewraca się albo uderza młotkiem w palce podczas budowy arki. Scenariusz także jest wadliwy pod tym względem, że mało ma wspólnego z częścią pierwszą. Evan Barter, którego widziałem w Brusie Wszechmogącym, był postacią po trochu negatywną i to mnie tam przekonało, tutaj natomiast nagle zamienia się w sympatycznego kongresmana z żoną i trójką dzieci. Sam tytuł także jest nietrafiony, wskazuje on tylko na fakt, iż jest to sequel. Bruce w pierwszej części był naprawdę wszechmogący, miał moc Boga, mógł robić, co chciał, wszystko na własne życzenie. A czy Evan jest wszechmogący? Zdecydowanie nie. Poza użyciem laski Noego nie przejawiał żadnej oznak nadprzyrodzonych mocy. Evanowi brakuje również tego dramatyzmu, jaki posiadała postać Bruce'a, chyba że dramatem można nazwać wiecznie odrastającą brodę.

Evan Wszechmogący (2007) - Jimmy Bennett (II), Graham Phillips (I), Johnny Simmons (I)

Najlepsze aktorstwo pokazuje tu Morgan Freeman, na drugim miejscu Steve Carell, a później nikt, inne postacie praktycznie nie istnieją w tym filmie. Aktorzy z drugiego planu są – lekko mówiąc – żenujący, niczym nie zabłysnęli. Freeman jest dla mnie najlepszym odtwórcą postaci Boga, jest bardzo charyzmatyczny, ciepły – taki właśnie być powinien. Do tego jeszcze ten jego „boski” uśmiech – co prawda jest to idealny, filmowy Bóg, ale jest go trochę za mało w Evanie, a szkoda, bo sceny z nim są najlepsze. Mimo że Freeman tutaj gra świetnie, to jednak w Brusie było jeszcze lepiej, tam miał więcej „boskiej” finezji. Steve Carell, którego bardzo cenię za 40-letniego prawiczka i Małą Miss, nie miał okazji popisać się swoim komediowym talentem, gdyż jego postać została fatalnie nakreślona przez scenarzystę. Gagi z Carellem w roli głównej są miejscami rozczarowujące, można poczuć lekkie „odepchnięcie” od ekranu, a przecież miało być śmiesznie.

Muszę jeszcze wspomnieć o bardzo ważnej rzeczy, mianowicie budżecie, który wyniósł… uwaga… 175 milionów dolarów! Koszt tej produkcji czyni ją najdroższą komedią wszech czasów. Budżet ten przerasta nawet Transformers, który kosztował 150 milionów dolarów, do tego dołóżmy koszt Borata i Małej Miss i mamy 175 mln i trzy świetne filmy. Tutaj wydano tyle na jeden i efekt jest porażająco słaby. Podobno tak duża suma pieniędzy poszła na zwierzęta, zapewne koło setki par widzimy w filmie. Nie dało się zrobić tak, aby poszczególne gatunki zwierząt znajdowały się razem na planie, a więc musiano użyć różnego rodzaju trików w celu urealnienia scen, gdy jest ich dużo w jednym kadrze. Ale co z tego, skoro te zwierzęta nie zrobiły jakiegoś wielkiego wrażenia, po prostu są i nic szczególnego nie wnoszą, przynajmniej na mnie jakoś specjalnie nie oddziaływały.

Evan Wszechmogący (2007) - Lauren Graham (I), Steve Carell

Producenci filmu powinni zrezygnować z tej produkcji w chwili, gdy występu w niej odmówił Jim Carrey, był to dla nich sygnał, na który niestety nie zwrócili uwagi. Praktycznie pod każdym względem kontynuacja Bruce'a jest od niego gorsza – scenariusz, aktorstwo, reżyseria, humor. Evan Wszechmogący może i jest dobry, ale jako kino familijne na niedzielne popołudnie. Jeżeli szukasz wyrafinowanej komedii, to ten film nie jest dla Ciebie.

10 z 14 osób uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 19
pajki_filmaniak 7

Na nudną niedziele komedia może być

EpicKama_14 7

Świetnie się oglądało, Polecam 😉

Sebioslaw 4

Ujdzie w tłoku. Poprzednia część, czy jak to nazwać, z Carreyem była o niebo lepsza.

angela21 6

6/10 – no ewentualnie może być jak nic ciekawszego nie leci:)

mirob1 5

ewan – słabo – Bruce – o niebo lepszy

Więcej informacji

Proszę czekać…