Krwawe oblicza górnika w 3D... Czemu nie? 7
Warto na początku wspomnieć, iż "Krwawe Walentynki 3D" to jak dotąd drugi horror nakręcony techniką 3D w całej historii kina. Twórcy i zarówno zwolennicy tego kina uczą się jednak na błędach. Po średnio udanej "Bliźnie 3D" nadszedł czas na cyfrową jakość odbioru. Podobno największym atutem "Walentynek" miał być jej innowacyjny, bo w zupełności cyfrowy sposób jego nakręcenia, przy użyciu zaawansowanego sprzętu i... kilku kard pamięci taśmy. A odbiorcy? Jak wiadomo większość osób nie spodziewała się żadnego sukcesu produkcji, podchodzili pod niego ze sporym dystansem... W końcu premiera nastąpiła nie dalej jak tydzień po wspomnianych Walentynkach.
Zaś w pewnej mieścinie były to ostatnie, spokojne Walentynki. Wszystko zaczyna się od wspomnień historii, kiedy to po awarii kopalni jeden z kilku ocalałych zabija resztę, by mieć jakieś szanse na przeżycie. Kolejny skok w przeszłość okazuje się krwawą zemstą ocalałego górnika - Harry'ego Wardena. Nie wiadomo po co, nie wiadomo czemu i w jakim celu morduje w dość bestialski sposób sporą część młodzieży. I tutaj wkracza 3D. Zostało tutaj bardzo umiejętnie wprowadzony efekt zaskoczenia, pewnej dramaturgii, bo w momentach "wychodzenia" z ekranu zakrwawionej motyki można się nieźle przestraszyć. Dalszy zlepek fabuły to skok w teraźniejszość i powrót do historii sprzed lat, kiedy morderstwa w podobny sposób znów mają miejsce. O ile fabularnie można powiedzieć, że film wywiązuje się w miarę poprawny sposób, to pewnie tylko za sprawą pierwowzoru z 1981 ("My Bloody Valentine"). W tamtych czasach nie było wyskakujących z ekrany flaków czy krwi, a i tak straszył bardziej.
Reszta taśmy nie wygląda już tak ekscytująco jak na początku. Jednak za każdy razem, kiedy 3D wkracza do akcji w bardzo spektakularny sposób, widz znów na powrót zapomina gdzie się znajduje i przenosi się w miejsce mordu i polowania. Efekty specjalne, tu i ówdzie pojawiające się w najlepszych scenach, podtrzymują poziom całego widowiska. Można jeszcze zaliczyć do tego sukcesu pełen zaskoczenia i nieprzewidywalności finał zamykający rozdział Walentynek. Jednak tylko do czasu...
O doborowej obsadzie i pełnym wykorzystaniu ich potencjału nie da się niestety powiedzieć. Jak na horror "made in USA" przystało, to zawsze muszą się pojawić "głupie" nastolatki, uciekające schodami zamiast drzwiami, czy naga bohaterka w równie bezmyślnej scenie. Co do głównych aktorów - nikomu nie uda się zawieść na tych bezcennych chwilach, kiedy niedoszła ofiara poprzedniego starcia z górnikiem, Tom (Jensen Ackles), wpatruje się w Ciebie i ma spore pojęcie, że Ty akurat tu siedzisz. Cały świat 2D nie ma żadnego znaczenia po założeniu magicznych okularów. Liczy się tylko wartka akcja, dobrze wpasowana muzyka (nawet nieźle wyszła próba odtworzenia oryginalnej ścieżki z pierwowzoru) o ciężkim brzmieniu w pełni oddająca znaczenie i napięcie filmu. Atmosfera nie jest przejściowa, wciąż jest odczuwalna, nawet parę godzin po seansie.
Apetyt tego całego 3D rośnie w miarę oglądania. To na pewno zrozumiałe czemu w pełni doświadczeni widzowie odczują pewien niedosyt oglądania filmu na DVD w 2D czy z zwykłych kinach (3D). Niestety IMAX ofiarował fanom takiej rozrywki - filmu nie wypuścił na swoje ekrany. Wybaczyć można. A jak się na dodatek wspomni, że to dopiero drugi film z dreszczykiem, to można mieć nadzieję na jeszcze lepsze produkcje tego typu i tą ponad godzinną rozrywkę, z której nie da się wyjść zawiedzionym!
1/10 – Jak dla mnie to dno totalne gra aktorow żenada rezyseria zenada a fabuła durna i przewidywalna