Gdy kaskaderzy, biorą się za robienie filmu 2
Zastanawiałem się długo przed napisaniem tej recenzji, co w niej umieścić. W filmach na jako takim poziomie można opisywać grę aktorską, zachwycać się pięknym zdjęciami czy wspominać o rozkoszach płynących ze słuchania pięknej muzyki ilustrującej obraz. Są jednak filmy, o których ciężko napisać coś więcej niż szmira czy chała.
Tak jest właśnie w tym przypadku. 24 Hours to Midnight to film, w którym nie ma czym się zachwycać, ba nie ma nawet o czym napisać, że było średnie. Wszystko od gry aktorów, poprzez scenariusz, aż po scenografię i montaż. Tu mógłbym postawić kropkę i zakończyć pisanie, ale postanowiłem przestrzec wszystkich, którzy mieliby ochotę na obejrzenie tego "dzieła" na co się porywają.
Historia jak w produkcjach podobnej klasy jest prosta jak osinowy kołek. Świadek koronny zostaje zabity przez mafię, a jego żona (zawczasu przez niego trenowana w sztukach walki) dokonuje zemsty na bandytach. Przez kilkadziesiąt minut mamy do czynienia z drętwymi i sztucznymi dialogami, a co jakiś czas z nie wiadomo jakiego powodu (może twórcy uznali, że widzowie średnio co pięć minut przysypiają) przypominane są sceny z początku filmu. Nie zdradzę chyba zakończenia pisząc, że jak zwykle w takich obrazach na końcu zwycięża samotny mściciel i odchodzi w stronę zachodzącego słońca.
Fatalnemu scenariuszowi wtórują równie fatalni aktorzy. W większości to kaskaderzy, którzy postanowili chyba zrobić sami film, żeby w końcu zagrać główne role. Jedyne co im wychodzi to upadki, skoki i sceny walki, choć te ostatnie też nie porywają. Czytający może się zdziwić jak to nie porywają skoro na plakacie jest sama Cynthia Rothrock. Jedna z gwiazd kina kopanego lat 90-tych rzeczywiście widnieje na plakacie i nawet występuję w filmie (notabene to jej debiut na ekranie), ale jej obecność sprowadza się do jednej krótkiej sceny walki i kilku scen "dramatycznych", które poziomem oscylują między czołówką Mody na sukces a zadumanymi spojrzeniami latynoskich seriali z lat 80-tych. Teoretycznie Rothrock jest tajemniczą mścicielką, ale nawet niewprawne oko zobaczy różnice, że się tak wyrażę cielesne, między żoną zabitego świadka koronnego a mścicielką ninja. Zresztą napisy końcowe to potwierdzą.
Na koniec low kick w stronę scenografa (który jest też w filmie charakteryzatorem i odpowiada za efekty specjalne). Rozumiem minimalny budżet przedsięwzięcia, ale dom szefa mafii, mającego milionowe dochody wygląda jak przyczepa kempingowa, a posterunek policji przypomina gabinet dyrektora podstawówki.
Napastwiłem się nad bogu ducha winnymi filmowcami, którym po prostu nie wyszło, gdyż może ktoś to czytający nie popełni tego błędu i nie zmarnuje kilkudziesięciu minut i zamiast tego uda się na spacer w stronę zachodzącego słońca.
Film dla maniaków i kolekcjonerów, którzy chcą zobaczyć początek kariery pani Rothrock. Dałem 2, choć powinni być 1, ale ta druga 1 za debiut wyżej wymienionej.