Historia rozgrywa się w Bieszczadach, tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Do zniszczonej przez wojnę Derenicy przyjeżdża były chorąży wojskowy Słotwina. Chce spotkać się ze swoim przyjacielem Władeczkiem, komendantem miejscowego posterunku milicji. Zastaje wyludnione miasteczko, posterunek został rozgromiony przez bandę Moronia, która rządzi okolicą. Słotwina podejmuje walkę z bezwzględnymi bandziorami…
Jestem jak wielu innych, a może nie :). Uwielbiam X Muzę i od kiedy pamiętam oglądałem mnóstwo filmów. Bardzo lubię oglądać filmy na motywach książek, a później je konfrontować z wersją pisaną. Niestety muszę przyznać, że nie wiele jest dobrych adaptacji. Mam nadzieję, że przyczynię się do rozwoju tej bazy i będę służył wiedzą i rewolucyjnym zacięciem ;)

Polski Dziki Zachód 7

W polskiej kinematografii są takie gatunki filmowe, które nie mają dużej tradycji, chociażby ze względu na swą specyfikę. Do nich należy między innymi western. Kino opowiadające o Dzikim Zachodzie jest domeną amerykańską, choć nie można zapominać o włoskim wkładzie w jego rozwój. Polscy twórcy kilkakrotnie skusili się na zrealizowanie filmu w tej konwencji. Wśród tych naprawdę nielicznych wyjątków są Wilcze echa Aleksandra Ścibor-Rylskiego.

Akcja filmu rozgrywa się tuż po II wojnie światowej na polskim "dzikim zachodzie", a raczej wschodzie, czyli w Bieszczadach. W jednej z wiosek wegetują smutni mieszkańcy. Do tego miasteczka przybywa niczym jeździec znikąd chorąży Słotwina (charyzmatyczny Bruno O'Ya). Weteran walk z bieszczadzkimi bandami, były żołnierz WOP-u (zwolniony za niezdyscyplinowanie) szybko orientuje się, że w osadzie nie dzieje się dobrze. Okazuje się, że jego dawny przyjaciel Władeczek nie jest już komendantem posterunku MO, a jego miejsce zajął niejaki Moroń. Milicjanci wraz ze swym szefem są tak naprawdę zakamuflowaną bandą, która po wymordowaniu niemal wszystkich ludzi Władeczka, skupia się na poszukiwaniach skarbu Tryzuba.

Wilcze echa to niemal typowy western. Niemal, bo miejsce i czas akcji to Polska i końcówka lat czterdziestych XX wieku, a nie Stany Zjednoczone i końcówka XIX wieku, a poza tym nie ma tu z przyczyn oczywistych Indian i kowboi. Reszta to czysta przygoda. W obrazie Ścibora-Rylskiego są brawurowe pościgi konne, bójki, strzelaniny. Jest również wątek miłosny. Scenografia przypomina tą z amerykańskich produkcji. Drewniane domy, pustkowia, piach i rzeka. Wszystko to sprawia, że czujemy się jakbyśmy oglądali najprawdziwszy western.

Całkiem przyzwoite aktorstwo plus dobrze dobrana obsada sprawiają, że film ogląda się z przyjemnością. Według mnie jeden z najprzystojniejszych aktorów ówczesnej wschodniej części Europy – Bruno O'Ya czaruje widza swym urokiem i mocnymi pięściami niczym Gregory Peck czy James Stewart. Świetnie zbudowany Marek Perepeczko w roli Aldka Piwko, dobrze wcielił się w postać młodego, zagubionego człowieka, który mimo uczestnictwa w bandzie nie jest człowiekiem złym, tylko nie mając alternatywy wybrał taką drogę. W westernie nie może zabraknąć czarnego charakteru. W tej roli Mieczysław Stoor oraz pięknej kobiety – Irena Karel.

Warto wspomnieć o zdjęciach Stanisława Lotha, który poprzez szerokie plany sprawił, że Bieszczady wyglądają niczym prerie oraz muzyce Wojciecha Kilara z niezapomnianym motywem przewodnim, który wpada w ucho i jeszcze długo po obejrzeniu filmu nuci się go.

Film nie jest dziełem ambitny. Ot, historia, w której dominuje przygoda, przyroda i pojedynki. Jest też samotny bohater, który odjeżdża w kierunku zachodzącego słońca, szczęście zostawiając innym. Wilcze echa mimo upływu lat wciąż ogląda się z przyjemnością, a dla filmomanów stanowi ciekawy materiał do poznania polskiej kinematografii i nie tylko.

1 z 3 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 3
Maciek_Przybyszewski 7

Polski western – ogląda się świetnie – Mimo, że film nie jest zrobiony z wielkim rozmachem ogląda się go bardzo przyjemnie. Bieszczady świetnie sprawdzają się w roli polskiego "dzikiego zachodu" i do tego plejada polskich aktorów i jeden z najprzystojniejszych aktorów "ściany wschodniej" – Bruno O’Ya.

Konwencja westernu bardzo sprawnie przeniesiona w polskie realia.
Polecam

Zgadzam się w całej rozciągłości. Reżyser zbyt wiele na koncie swym nie ma, ale akurat ten film należy do ciekawszych pozycji, choć kino ambitne to nie jest, ale mnie się podobał… ładnych parę lat temu. Nie wiem jak by to dzisiaj wyglądało:) W rodzimej TV już chyba o nim zapomniano (?)

Jakiś czas temu Kino Polska emitowała ten film, ale na razie nie ma w planach powtórek. Pozostaje DVD dostępne między innymi w sklepach internetowych.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…