Enen

6,3
W trakcie prac porządkowych we wrocławskim szpitalu, zniszczonym podczas powodzi, młody lekarz (Borys Szyc) zauważa, że dokumenty jednego z pacjentów (Grzegorz Wolf) przepadły bez śladu. Pacjent sam nie jest w stanie z nikim się porozumieć, nie reaguje na próby kontaktu. Lekarz postanawia zastosować wobec tajemniczego pacjenta terapię, która pozwoli odkryć jego tożsamość. W dodatku sam, niby detektyw, rozpoczyna prywatne śledztwo, które ma doprowadzić do wyjaśnienia zagadki. Nawet nie podejrzewa, że prawda, którą odkryje, może zagrozić życiu innych ludzi.

Mówi Borys Szyc

Z Feliksem Falkiem spotkałem się przed kilku laty, kiedy przygotowywał się do realizacji Komornika. Długo wtedy rozmawialiśmy o możliwości współpracy, choć nie udało się nam zrobić tego filmu razem. Między innymi dlatego, że byłem za młody do roli. Ale udało się nam zawiązać pewną nić porozumienia, w obu nas została chęć współpracy. Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy Feliks miał w ręku gotowy scenariusz i zwrócił się do mnie z propozycją zagrania w Enenie. Nikt jeszcze nie zaproponował mi roli psychiatry. Uznałem to za propozycję szczególnie ciekawą, zwłaszcza w odniesieniu do Wojny polsko-ruskiej Xawerego Żuławskiego, w której właśnie grałem postać krańcowo odmienną. Nagle okazało się, że mam dwa tygodnie, by przeistoczyć się z dresiarza we wrażliwego inteligenta. To było dla mnie prawdziwe wyzwanie – zarówno zawodowe, aktorskie, jak i osobiste. Przyjąłem je z ochotą, bo praca nad tą rolą była dla mnie czymś nowym. Na planie filmu Żuławskiego grałem łysego „dresa”, tu łysy być nie mogłem. Zrobiliśmy więc perukę, może trochę bardziej odważniejszą niż pasowałaby do naszych czasów. Ale przecież mówi się, że w każdym psychiatrze tkwi odrobina szaleństwa. Przynajmniej w moim Kostku, który nie tyle leczy przypadki, ile spotyka się z chorymi ludźmi i próbuje im pomóc. Może to nie jest typowe dla lekarzy, lecz on nasiąka sprawami pacjentów. Myślę więc czasem, że jeśli zostało w nim coś z szaleństwa Silnego, bohatera „Wojny polsko-ruskiej”, to to tylko pomoże tej roli. Praca nad postacią Kostka, który w swym pragnieniu niesienia dobra nieświadomie budzi diabła, była dla mnie nie tylko interesującym przeżyciem, ale i cennym doświadczeniem. Chciałbym, by tak samo ocenili ją widzowie.

Mówi Feliks Falk

To nie miał być film o powodzi 1997 roku. Nie sądzę, żeby w Polsce ktoś taki film nakręcił, bo nawet przy wykorzystaniu komputerów będzie za drogi. Ale tamta powódź podsunęła mi ciekawy pomysł. Ktoś mi powiedział, że czytał we wrocławskiej prasie historię ewakuacji jednego z tamtejszych szpitali, po której okazało się, że jakiś pacjent nie ma żadnych dokumentów. Nie wiem, jak się potoczyły losy tamtego człowieka, ale to była pewna inspiracja. Na kanwie tamtej historii opowiedziałem własną. Z jednej strony mogła toczyć się w dowolnym mieście podczas dowolnej powodzi – tegorocznej lub nawet przyszłorocznej, z drugiej jednak strony, sprawa, której dotyczy, mogła wydarzyć się przed 1980 rokiem. Wybrałem to drugie. W pracy nad tekstem pomogła mi Agnieszka Holland – bardzo sobie cenię jej doświadczenie w umiejętności konstruowania postaci.

Enen jest thrillerem. Jego bohaterem jest psychiatra, który próbuje zgłębić tajemnicę człowieka – właśnie człowieka, a nie pacjenta. Mój bohater jest psychiatrą niepokornym, mocno odbiegającym od stereotypowego widzenia psychiatry na ekranie – nie jest ani szaleńcem, ani układnym rutyniarzem. Chciałem, by była to postać ciekawa, niekonwencjonalna. W końcu decyduje się na terapię i określenie tożsamości jednego z pacjentów, stawiając wszystko – pracę, karierę naukową, rodzinę – na jedną kartę. Nie ma pewności, czy nie jest oszukiwany. W pewnej chwili pyta tego pacjenta, czy on przypadkiem nie udaje chorego, czy nie widział Lotu nad kukułczym gniazdem? Ale pragnienie poznania tajemnicy, dopomożenia człowiekowi jest silniejsze. Są tajemnice, wobec których stajemy bezradni: w tym przypadku tajemnica ludzkiego mózgu. Namawiano mnie, bym postawił kilka kropek nad „i”, powiedział, że pacjent – o ile uda się go wytrącić z tego stanu niemal katatonicznego – okazał się niebezpieczny dla otoczenia. Albo żeby mój bohater, kiedy dowie się prawdy, porzucił pacjenta lub zatrzymał go przy sobie, zmienił swój stosunek do psychiatrii albo w ogóle odszedł z zawodu. Wolałem jednak pozostawić tych kilka niedopowiedzeń. W końcu film to rodzaj dialogu z widzem i jemu chcę zostawić ostatnie zdanie. Nie chcę też rozstrzygać, czy mój psychiatra popełnił błąd w sztuce, wprowadzając pacjenta do swojego domu. Wiem, co prawda, że jest nurt we współczesnej psychiatrii, który sugeruje, by niektórym pacjentom umożliwić życie poza zakładem zamkniętym, wśród innych ludzi, w społeczeństwie. Problem jednak w tym, że po pierwsze nie wiadomo, z jakim pacjentem mamy do czynienia w tym przypadku, a po drugie – ci inni ludzie nie chcą czuć się zagrożeni obecnością chorego. Społeczeństwo źle znosi odmienność, pamiętamy, że psychiatria bywała wykorzystywana przez komunistyczny aparat represji – choćby te sowieckie psychuszki i „schizofrenia bezobjawowa”, na jaką zapadali dysydenci. Ale to wcale się nie skończyło wraz z upadkiem komunizmu. Co jakiś czas możemy przeczytać w prasie o przypadku zamknięcia kogoś zdrowego w zakładzie psychiatrycznym na życzenie rodziny, której udało się skorumpować sędziego. W „Enenie” kontekst historyczny co prawda jest istotny ze względów dramaturgicznych, ale nie jest najistotniejszy. Dla mnie jest pretekstem do pokazania wyborów moralnych jakich musieli dokonywać ludzie przed 1980 rokiem. I czego o tych ludziach dowiaduje się bohater. Rolę psychiatry zaproponowałem Borysowi Szycowi z dwóch powodów. Uważam, że niezależnie od talentu i sporych już umiejętności, jest jednym z niewielu w Polsce aktorów „energetycznych”. Może zagrać człowieka z pasją, twardo dążącego do celu. Wydawało mi się także, że Szyc staje się mimowolnym więźniem wizerunku komediowo-imprezowego, który zawdzięcza rolom filmowym, w jakich jest obsadzany, chociaż z kolei w teatrze potrafi zagrać serio. Pomyślałem, że taka rola jak w „Enenie” stwarza szansę, by się od tego tabloidowego image’u odbić, a Borys Szyc z tej szansy skorzystał. Długo szukaliśmy aktora do roli pacjenta. W końcu trafiliśmy na Grzegorza Wolfa. Jest aktorem o talencie kameleona: zmienia się w zależności od kostiumu i charakteryzacji, a jeszcze w dodatku potrafi to zagrać. To jego pierwsza tak duża i tak trudna rola na ekranie. Zdecydowałem się na niego także dlatego, gdyż uznałem iż w roli psychicznie chorego będzie bardziej wiarygodny niż znany aktor. Moim zdaniem Wolf powinien w tym filmie zostać dostrzeżony i doceniony.

Mówi Grzegorz Wolf

Istotnie, to jest moja pierwsza tak duża rola filmowa, prawdziwe wyzwanie. No bo jak zagrać wariata, by wszyscy uwierzyli, że to wariat? Czy Płocki rzeczywiście jest wariatem? Długo o tym rozmawialiśmy z reżyserem. A potem Kępiński, jego „Schizofrenia” i spotkania w szpitalu psychiatrycznym na Dolnej w Warszawie. I mnóstwo rozmów z lekarzami. W efekcie doszliśmy do wniosku, że to nie może być do końca jednoznaczne, nie przypadek kliniczny określonego rodzaju schizofrenii ze wszelkimi objawami, ale postać metaforyczna, rodzaj papierka lakmusowego dla ukazania przemiany bohatera filmu. Jak zagrać katatonika, jak uwiarygodnić taką postać nie tylko wyglądem, ale od środka? Z moich rozmów z lekarzami wynikało, że każdy przypadek jest inny, a samej choroby wyleczyć się nie da, można ją tylko złagodzić. A kiedy pytałem o szczegóły – co taki człowiek może czuć od środka, jak odbiera otaczający go świat – udzielali niejednoznacznych odpowiedzi. W rezultacie sam musiałem wymyślić swoją katatonię, zamknąć siebie jak kanarka w klatce. To straszne uczucie. Poczułem się jak bohater horroru, który idzie w stronę drzwi, a one z każdym krokiem oddalają się od niego. Albo: drzwi są otwarte, a ja – choć bardzo pragnę - nie potrafię przez nie przejść, nie mogę nawet nic powiedzieć. Tak to sobie wyobraziłem i na tej zasadzie zbudowałem swoją postać. Wymagało to ogromnego skupienia, wręcz na poziomie psychosomatycznym. Pierwsze dwa tygodnie zdjęć to była masakra - jakbym czuł na sercu dwutonowy ciężar. Ale z czasem później ten stan spętania od środka zaczął ustępować.

Streszczenie

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Wrocław, 1997. Do miasta zbliża się wielka powódź, trwa ewakuacja szpitali. Młody psychiatra Konstanty Grot (Borys Szyc) odprowadza do autobusu katatonicznego pacjenta, Pawła Płockiego (Grzegorz Wolf). Gdy autobus rusza, pacjent żegna lekarza charakterystycznym gestem – takim samym, jak zmarły niedawno ojciec doktora. Poruszony Kostek postanawia dowiedzieć się czegoś o Płockim, ale jego teczka z dokumentacją medyczną jest prawie pusta. Próba określenia tożsamości chorego spotyka się z obojętnością reszty personelu, próbującego ogarnąć wywołany powodzią chaos. Żona Konstantego, Renata (Magdalena Walach), jest utalentowaną wiolinistką, grającą na altówce w kwartecie często zapraszanym na zagraniczne tournee, mają pięcioletnią córkę. Z powodu kolejnego wyjazdu matki dziewczynka trafia do babci, ojciec ma ją odwiedzać, ale tego nie robi – pochłonięty zagadką Pawła Płockiego. Próbując ją rozwikłać, trafia do dawnego dyrektora szpitala Ambroziaka (Krzysztof Stroiński), dziś członka władz miejskich energicznie zwalczającego skutki powodzi. Rozmowa z nim niczego nie wyjaśnia. Kiedy Kostek wraca do szpitala, dowiaduje się, że Płockiego wypisano i przekazano do ośrodka pomocy społecznej. Lekarz wyciąga go stamtąd i umieszcza w swoim domu. Podjęta przez niego terapia zdaje się przynosić pozytywne skutki: pacjent stopniowo odzyskuje kontakt z otoczeniem. W prasie ukazuje się ogłoszenie z jego zdjęciem - niestety, odzew jest niewielki i najczęściej fałszywy. Pozytywne skutki terapii zachęcają Kostka do intensyfikacji starań – i to wbrew opinii ordynatora szpitala, w którym pracuje. Ale nie przypadkiem młody lekarz ma opinię niepokornego – skupia się na przypadku Płockiego, choć fakt przetrzymywania chorego w domu wydaje się błędem w sztuce lekarskiej i grozi mu utrata pracy. Także żona po powrocie z tournee domaga się usunięcia pacjenta z ich domu – choćby w trosce o dziecko, o którym mąż zapomniał podczas jej nieobecności. Tymczasem Konstanty dociera do lekarza, który przyjmował Płockiego do szpitala przed 20 laty. Psychiatra unika odpowiedzi na zadawane pytania, ale przyciśnięty do muru zdradza budzące zgrozę okoliczności, które stawiają sens podjętej przez Kostka terapii pod znakiem zapytania.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…