W trakcie pokazów lotniczych w Farnborough znika nowy model myśliwca Mirage 2000. Misja odnalezienia samolotu przypada kapitanom Antoine’owi Marchelliemu i Sébastienowi Vallois, patrolującym obszar Morza Północnego. Gdy piloci odnajdują skradzioną jednostkę, lecącą w cieniu statku pasażerskiego A340, Mirage ustawia się w gotowości do strzału. W tej samej chwili Marchelli i Vallois otrzymują rozkaz natychmiastowego zaniechania pościgu. Nie mają już jednak wyboru. Broniąc kolegę Marchelli zestrzeliwuje Mirage’a. Wkrótce Marchelli odkrywa jednak, że padł ofiarą skomplikowanej intrygi. [opis dystrybutora]

O filmie

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

SKY FIGHTERS- „WIELKI BŁĘKIT w przestworzach.”

Premiere, X/2005

W trakcie pokazów lotniczych w Farnborough znika nowy model myśliwca Mirage 2000. Misja odnalezienia samolotu przypada kapitanom Antoine’owi Marchelliemu i Sébastienowi Vallois, patrolującym obszar Morza Północnego. Gdy piloci odnajdują skradzioną jednostkę, lecącą w cieniu statku pasażerskiego A340, Mirage ustawia się w gotowości do strzału. W tej samej chwili Marchelli i Vallois otrzymują rozkaz natychmiastowego zaniechania pościgu. Nie mają już jednak wyboru. Broniąc kolegę Marchelli zestrzeliwuje Mirage’a.

Wkrótce Marchelli odkrywa jednak, że padł ofiarą skomplikowanej intrygi. Jej pomysłodawcy chcą użyć myśliwca Marynarki Wojennej Francji do celów terrorystycznych. Zwieńczeniem walki Marchelliego ze spiskowcami będzie pojedynek nad Polami Elizejskimi podczas parady z okazji narodowego święta Francji 14 lipca.

WIELKI PRZEBÓJ FRANCUSKICH KIN – 600 TYSIĘCY WIDZÓW W CIĄGU TYGODNIA OTWARCIA

Film jest wyjątkowym przedsięwzięciem w historii kinematografii europejskiej. Zamierzeniem reżysera Gérarda Pirèsa było ukazanie spektakularnych sekwencji lotniczych przy minimalnym zastosowaniu efektów specjalnych i trójwymiarowych modeli. Zadanie to nie powiodłoby się bez wsparcia francuskiej Marynarki Wojennej i Ministerstwa Obrony.

3 miesiące zajęło nakręcenie sekwencji powietrznych, w tym pościgów nad Paryżem, których nikt wcześniej nie ukazał na szerokim ekranie. Ekipa twórców korzystała z doświadczenia pilotów Mirage’a 2000 z baz Orange i Dżibuti, co zaowocowało wyjątkowym materiałem filmowym.

Dla potrzeb filmu skonstruowano specjalną osłonę na 35-milimetrowe kamery, umieszczone w Mirage’u 2000, lecącym z prędkością dźwięku na wysokości 50 000 stóp. Odtworzenie kokpitu Mirage’a, umocowanego na specjalnym rusztowaniu wraz z szeregiem skoordynowanych kamer, pozwoliło aktorom na doznanie tych samych wrażeń, które towarzyszą prawdziwym pilotom.

Poza przychylnością ekspertów technicznych i wojskowych, twórcy mogli również liczyć na pomoc znanych koncernów przemysłowych, takich jak Dassault, Airbus i Safran. Wkład tak cennych patronów doprowadził do zrealizowania jednego z najambitniejszych projektów w historii kina francuskiego.

Prosimy zapiąć pasy!

Rozmowa z odtwórcami głównych ról

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Jak znaleźliście się Państwo na planie Sky Fighters?

BENOÎT MAGIMEL: Zachwycił mnie projekt, przedstawiony przez producentów. Pasja, z jaką Gérard Pirès podchodzi do lotnictwa oraz jego doświadczenie, zdobyte w trakcie lotów, przekonały mnie o powadze i osobistym poświęceniu, z którymi podszedł do tego przedsięwzięcia. Ważny był również dobór odtwórców pozostałych ról.

CLOVIS CORNILLAC: Filmy tego typu pozostają rzadkością we Francji, a to właśnie im zawdzięczam zainteresowanie kinem od małego. Potem zwróciłem uwagę na kino bardziej wymagające, ale cały czas pozostaję smakoszem kina rozrywkowego.

PHILIPPE TORRETON: Zawsze marzyłem o zagraniu w kinie akcji i przygody. Dopominałem się takich scenariuszy, ale przyczepiono mi etykietkę aktora-intelektualisty, który preferuje występy teatralne, choć tak naprawdę grałem bardzo różne role. Ucieszyłem się, że producenci i Gérard Pirès wzięli mnie pod uwagę, tym bardziej, że chodziło o film ze scenami powietrznymi, których nikt wcześniej nie pokazywał na szerokim ekranie. Historia, opowiadana w „Sky Fighters”, jest, niestety, bardzo aktualna: zagrożenie terroryzmem, handel bronią, międzynarodowa rywalizacja o niektóre rynki. Scenarzysta inteligentnie rozłożył akcenty w opowieści, tak aby akcja nie stała się ważniejsza od dramaturgii.

Czy nie obawialiście się Państwo, że prawdziwymi bohaterami filmu będą samoloty?

BENOÎT MAGIMEL: Nie, dobre kino akcji zawsze pochyla się przede wszystkim nad człowiekiem. Jeśli nie interesują nas ludzie, po co zatrudniać aktorów? Film bez ciekawych postaci szybko się nudzi, pozostaje tylko szkicem.

CLOVIS CORNILLAC: Jeśli widz chciałby obejrzeć jedynie piękne samoloty, wystarczy dobry dokument o lotnictwie czy marynarce wojennej. Jeśli mamy natomiast nakręcić film, trzeba skupić się na osobie, która siedzi za sterami. Nasza praca polega właśnie na tym.

PHILIPPHE TORRETON: Moja postać ani na chwilę nie pojawia się we wnętrzu myśliwca. Nie walczy u boku Benoît i Clovisa, reprezentuje dowództwo. Dzięki temu mój bohater stoi jeszcze mocniej na ziemi, a poza tym, w odróżnieniu od pozostałych postaci, otacza go aura tajemniczości...

Jakie macie Państwo wspomnienia z kontaktów ze środowiskiem pilotów wojskowych?

BENOÎT MAGIMEL: Poznaliśmy wielu z nich w trakcie przygotowań do zdjęć. Każdy z nich wierzył w ten film. Dzięki nim przez chwilę poczuliśmy się jak prawdziwi piloci!

CLOVIS CORNILLAC: Nie jestem pasjonatem armii, wręcz przeciwnie... To co mnie jednak uderzyło w tym środowisku, to oddanie, które ich łączy. Nikt nie traktuje swoich zadań jako zwykłego zawodu, dla każdego jest to jednocześnie pasja. Pod tym względem nasze profesje nie różnią się zbytnio od siebie.

BENOÎT MAGIMEL: Większość z nich już w dzieciństwie czuła potrzebę latania, dotykania nieba. Pilotem nie zostaje się przypadkiem. Tym łatwiej zrozumieć tragedię tych, którzy zostają zwolnieni ze służby za błąd, którego nie popełnili, co ma miejsce w naszym filmie. Marchelli i Vallois odczuwają to jako zdradę i zależało nam na zaakcentowaniu właśnie tego aspektu scenariusza.

CLOVIS CORNILLAC: Początkowo myślałem, że prowadzenie myśliwca jest przywilejem, wręcz luksusem. Szybko zdałem sobie sprawę, że zajęciu temu daleko do luksusów. W trakcie lotu spowiło mnie coś, co nazywam „szarą zasłoną”. Wszystko w polu widzenia staje się czarne lub białe. Istnieje również „czarna zasłona”, która objawia się utratą przytomności na 10 sekund i jej równie nagłym odzyskaniem. Udało mi się tego uniknąć, ale „szara zasłona” mnie nie ominęła. To nic przyjemnego! Ale bywa jeszcze gorzej! Piloci wykonujący gwałtowny manewr i napierający z całą siłą na drążek sterowy czują się, jakby całe ciało chciało im wyjść przez głowę. Mózg próbuje wtedy przebić się przez oczy! Doświadczenie, zdobyte w trakcie szkolenia, bardzo przydało nam się w ujęciach kręconych z bliska. Kokpit znajdował się na specjalnym podnośniku, którym można było poruszać we wszystkie strony i w ten sposób wywoływać reakcje fizyczne, zbliżone do tego, co odczuwają piloci.

Jak przebiegała współpraca z Gérardem Pirèsem?

GÉRALDINE PAILHAS: Ma bardzo precyzyjną wizję tego, co chce osiągnąć. Ujęcia kręcono szybko, a reżyser na bieżąco „montował” film w swojej głowie. Dbał jednak o nasze rozeznanie w pracach na planie, zwracał również uwagę na najdrobniejsze szczegóły i był gotów na wprowadzenie poprawek nawet w ostatniej chwili.

Czy nie zaskoczyło Państwa, że francuscy twórcy porywają się na film, realizowany z takim rozmachem?

PHILIPPHE TORRETON: Nie jest z nami jeszcze tak źle! Mamy pewne środki, z których udaje się finansować projekty takie jak „Sky Fighters”. Trzeba jednak uważać, aby je odpowiednio realizować. Dobry film to nie tylko pomysł, to cała opowieść, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Nastoletni widzowie łatwo przekonają się do „Sky Fighters”, ale dojrzalsza publiczność także doceni historię, którą opowiadamy. Oglądając tegoroczny repertuar, możemy być dumni z różnorodności, którą nie mogą się poszczycić wszystkie kinematografie. Oczywiście są tego dobre i złe strony, ale jest już samo zróżnicowanie jest wartością. Prowadzi to do spotkań ludzi, którzy wcześniej nie mieli okazji razem pracować. Do kilku takich spotkań doszło za sprawą tego filmu, co pozwala patrzeć z nadzieją w przyszłość.

Rozmowa z realizatorami

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Jaka była geneza projektu Sky Fighters?

LAURENT BROCHAND: Pomysł pojawił się w 2002 roku. Pamiętałem mój ulubiony komiks z dzieciństwa „Tanguy et Leverdure” autorstwa Charliera i Uderzo. Komiks ten opowiadał o niezwykłym duecie głównych bohaterów i przedstawiał świat, który warto było ukazać. Zgłosiłem się do Mandarin Films z projektem adaptacji kinowej.

ERIC ALTMEYER: Choć „Tanguy et Leverdure” wnosił wiele cennych elementów, postanowiliśmy nakręcić film aktualny, że współczesnymi bohaterami. Od lat 60. zmieniły się zagrożenia, inne są też samoloty, technologia, a także sami piloci. Tanguy i Laverdure przeistoczyli się zatem w Marchelliego i Valloisa, a ich historia też znacznie odbiega od pierwowzoru sprzed lat.

LAURENT BROCHAND: Gérard Pirès współpracował z Gillesem Malençonem przy jednym ze scenariuszy, które urzekły nas iście amerykańską konstrukcją, co nie jest zbyt częste w scenariuszach francuskich. Konstrukcja narracji idealnie podkreślała współistnienie akcji i przygody. Gilles okazał się również wielbicielem lotnictwa, dobrze znał też wymogi, które musiał spełniać scenariusz o tej tematyce. Tylko ktoś taki mógł opisać bitwę w powietrzu i mieć przy tym jeszcze sporo frajdy.

ERIC ALTMEYER: W ten sposób dotykamy kwestii, która była najważniejsza w produkcji tego filmu: trzymanie się realiów. Gérard Pirès intuicyjnie do tego dążył: pokazać prawdziwe samoloty w możliwie jak najbardziej realistycznych sytuacjach i ustawić kamerę jak najbliżej akcji. Zabawne, że włożyliśmy dużo wysiłku w unikanie stosowania efektów specjalnych i 3-D, które jeszcze 5 lat temu były oczkiem w głowie wszystkich producentów, a dziś są zmorą hollywoodzkich filmów akcji.

KOMENDANT STÉPHANE GARNIER (konsultant wojskowy) Praca nad filmem trwała 2 lata. Moja rola polegała na pomocy scenarzyście w zrozumieniu środowiska, dlatego zabierałem go ze sobą na spotkania z członkami eskadry, a także na niektóre loty. Drugi etap to współpraca z reżyserem i operatorem Erikiem Magnanem, z którymi nadzorowaliśmy realizację zdjęć lotniczych, montaż ujęć, które towarzyszą sekwencjom powietrznym. Cel był jasny: chcieliśmy pokazać pilotów w trakcie próbnych lotów, a nie pilotów popisujących się dla kamer. Zadanie nie należało do prostych, bo w filmie jest blisko 600 ujęć powietrznych.

Pierwsze ujęcia powstały w lipcu 2004 roku na paryskim niebie…

LAURENT BROCHAND: Z okazji defilady 14 lipca. Rozstawiliśmy 10 kamer w całej stolicy i po raz pierwszy mieliśmy możliwość sprawdzić kapsułę do zdjęć lotniczych.

ERIC MAGNAN: Potrzebny był sprzęt, który nie istniał. Musieliśmy sfilmować Mirage’a 2000 we wszystkich możliwych sytuacjach, przy różnej prędkości i na znacznej wysokości. Firma Dassault przy współpracy wojska zbudowała specjalny 2000-litrowy pojemnik, który, umocowany na skrzydle samolotu, mieścił 5 kamer. Każdą z nich ustawiono pod innym kątem i automatycznie sterowano z pokładu Mirage’a.

KOMENDANT STÉPHANE GARNIER: Pokazałem efekty naszej pracy pilotom z eskadry, z którymi latam na co dzień. Ich reakcją był okrzyk: „To są efekty specjalne!”. Podświadomie spodziewamy się, że takie ujęcia kręci się z ręki, co owocuje szeregiem niedoskonałości obrazu. W naszym filmie obraz zdaje się idealny i czysty, a jednak nie jest to wynikiem ingerencji komputerów.

Jak przebiegał proces kompletowania obsady?

LAURENT BROCHAND: Musieliśmy stworzyć ekipę godną tytułu – duet uosabiający odwagę i styl. Od razu przyszedł nam na myśl Benoît Magimel, który posiada wizerunek małomównego przystojniaka. Należało znaleźć dla niego godnego partnera – postać iście „rock-and-rollową”, obdarzoną dużym poczuciem humoru, tak aby powstał duet typu „Tony CurtisRoger Moore” z serialu Partnerzy. Clovis Cornillac idealnie spełniał wymogi w roli Vallois.

KOMENDANT STÉPHANE GARNIER: Tak jak miało to miejsce ze scenarzystą, zabrałem aktorów do bazy Orange, gdzie mogli poobserwować prawdziwych pilotów myśliwców. Spędzając z nimi mnóstwo czasu, mogłem ich także zarazić swoją pasją. Dzięki symulatorom, przekonali się, na czym polega aeronautyka wojskowa. Przeszli ten sam kurs szkoleniowy, któremu poddali się prawdziwi piloci i zaznajomili się z modelem Mirage’a 2000, a nawet mogli wykonać lot w Alpha Jecie! Przekonali się, jak wygląda dzień powszedni pilota: przygotowania do misji, odprawa, sam lot, a także reguły, które należy wypełnić po zakończeniu misji. Teoretyczna wiedza, zdobyta dzięki symulatorom, została w ten sposób wzbogacona o konkretne doświadczenia w powietrzu.

ERIC ALTMEYER: Jedynym punktem odniesienia, jakim dysponowaliśmy kręcąc „Sky Fighters” był Top Gun. Od sukcesu tamtego filmu pojawiło się wiele obrazów ze scenami lotniczymi, część z nich rzeczywiście udana, ale były to jednak wyjątki. Od początku wiedzieliśmy, że zarówno ujęcia lotnicze jak i historia muszą dorównywać, jeśli nie przewyższać poziomem, tamte tytuły. Nie mogliśmy sobie pozwolić na zwykłe kopiowanie starych wzorców.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

  • Opisy
  • Recenzje
  • Słowa kluczowe

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…