Indonezja? A gdzie to jest? Rambu nam o tym przypomni! 4
Niedawno natknąłem się na filmik „Rambu”. Początkowo myślałem, że to po prostu błąd w napisie i to któraś z części „Rambo”, ale nic bardziej mylnego. Mamy tu bowiem do czynienia z Indonezyjską wersją niepokonanego komandosa (choć akurat w tej wersji jest to były policjant). Właściwie z Amerykańską produkcją łączy go tylko tytuł, bardzo podobny do Stallone'a aktor, niezapomniany nóż do cięcia drutu i czerwona opaska na głowie.
Niestety nie jest to produkcja wysokich lotów, raczej coś z kategorii b czy c. Choć na pochwałę zasługują sceny walk, strzelaniny i wybuchy, które wyszły naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że większość aktorów, łagodnie mówiąc, niewiele wie o tym zawodzie, co psuje całość. Tak więc z wielkim przymrużeniem oka film można obejrzeć, ale dzieło to niczym nas nie zachwyci, co najwyżej rozśmieszy.
Również fabuła tego filmu nie jest górnolotna, nawet przy filmach akcji, w których najważniejsze są dobre bijatyki i wartka akcja. Jak to zwykle bywa jeden człowiek, staje sam przeciw całej armii. Gdy dodamy do tego, że na naszego Rambu lecą wszystkie ładniejsze kobiety i co lepsze potrafią bez mrugnięcia okiem za niego zginąć, a on sam wychodzi z każdej opresji jedynie zadrapany, mamy już dość dobre pojęcie o filmie.
Kończąc raz jeszcze podkreślam, że film można obejrzeć ale bardziej przez ciekawość niż coś innego. Moja ocena to 4/10. Choć przyznam, że momentami było zabawnie i kilka scen walki wyszło naprawdę pozytywnie. Jest to jednak za mało, by mogło zaciekawić widza przez osiemdziesiąt minut.
Rambo po indonezyjsku – Obejrzałem z ciekawośći, wyszło tak jak się spodziewałem. Momentami nie mogłem sie powstrzymać od śmiechu, ale było taż kilka solidnych bijatyl.