Luc Besson o sobie
Aktorzy:
Nie tęskniłem specjalnie za reżyserią. To prawdziwa misja i odpowiedzialność, która wymaga wiele czasu, energii i wysiłku, dlatego nie paliłem się zbytnio do powrotu za kamerę. Przypomina mi to marynarza, który samotnie opływa glob: ma niezapomniane wspomnienia, ale wątpię, czy ma ochotę wypłynąć w morze od razu po postawieniu nogi na stałym lądzie...
Od początku cieszyłem się na myśl pracy z aktorami. Próby, które prowadziliśmy przez półtora miesiąca z Jamelem i Rie, dały nam wielką satysfakcję: tekst ożywał w ustach aktorów, byliśmy świadkami pierwszych fascynacji i uśmiechów. Trochę jak po przebudzeniu noworodka, gdy zaczyna nam się przyglądać, wykonywać pierwsze gesty. Rodzi się nowe życie...
Angel-A
Scenariusz zaczął powstawać 10 lat temu. Stworzyłem zarys historii, ale utknąłem przy dialogach. Pewnie byłem na to jeszcze za młody, nie mogłem znaleźć odpowiednich słów. Gdy po tym długim okresie powróciłem do napisanych wcześniej 15 stron, okazało się, że historia jest bardzo aktualna. Z ciekawości wróciłem do pisania i po 2 tygodniach wyszedłem na prostą. Można zatem powiedzieć, że scenariusz powstał w 10 lat i 2 tygodnie.
Zdjęcia
Już 10 lat temu wyobrażałem sobie czarno-białe zdjęcia Paryża jako tło tej historii, zwłaszcza paryskie mosty i punkty w stolicy, z których można podziwiać cały system mostów.
Jamel
Po raz pierwszy zobaczyłem go w Canal+, gdzie dowcipnie komentował premierę Titanica. Od razu pomyślałem o sympatycznej postaci pełnej wdzięku i doświadczeń, które pozostawiły szereg blizn i uczyniły go tym ciekawszym bohaterem. Później udało nam się kilka razy spotkać, pozostawaliśmy w stałym kontakcie. Wreszcie zauważyłem, że dojrzał już do objęcia pierwszoplanowej roli i ukazania pełnej głębi uczuć. Jako reżyser traktowałem to jako ekscytującą przygodę, czułem się trochę jak odkrywca nieznanych lądów.
Kubrick
Nie lubię wracać w te same miejsca i z tego samego powodu cenię takich reżyserów jak Stanley Kubrick i Milos Forman, których kolejne filmy pokazywały inne światy. Tak jak oni staram się nie wpadać w pułapkę kręcenia następnego „Bessona”, czyli "Nikity 2" albo „Leona zawodowca 2”, o co mnie często proszono. U Kubricka największe wrażenie robiła na mnie symbioza, panująca między stylem a historią, którą opowiadał: język filmowy, którym się posługiwał, idealnie pasował do poruszanego tematu. U Orsona Wellesa pomysły, ujęcia i gra światła i cienia również tworzą spójną całość. Zawsze chciałem kręcić filmy przy zachowaniu takiej równowagi.
Światło
Ma pierwszorzędne znaczenie, tym bardziej, że kręciliśmy w lipcu i sierpniu. Paryż był wyraźnie wyludniony w określonych godzinach: najczęściej między 5 a 10 rano oraz wieczorem. Wszystkie elementy filmu zostały przetestowane w czerni i bieli, taśma filmowa został poddana specjalnej obróbce, żeby pozbyć się wszelkich śladów kolorów.
Czerń i biel
Dziennikarze z pewnością napiszą, że moim zamierzeniem było nakręcenie ostatniego filmu, tak jak i pierwszego, w czerni i bieli. To jednak nie jest prawdą. Film ma 4 postaci: Angelę, André, Paryż oraz czerń i biel. To jakby cztery pory roku i bez jednej z nich film traci całą poezję.
Muzyka
Anję Garbarek odkryłem dzięki zdjęciu, które znalazłem w gazecie. Znałem Jana Garbarka, saksofonistę, który grał z Keithem Jarretem w latach 70-80 i zaciekawiła mnie muzyka jego córki. Domyślałem się, że dorastała słuchając Stanleya Clarke’a i Milesa Davisa. Bardzo spodobały mi się jej pierwsze płyty. Słychać w nich było korzenie jazzowe, a także głos a la Björk i dużo większą dawkę wrażliwości i poezji. W tym samym momencie odnalazłem wspomniany scenariusz. Dopisywałem jego dalszą część, słuchając właśnie tej muzyki. Od początku była ściśle związana z historią, obie miały ze sobą idealnie współgrać. Mój stały współpracownik, Eric Serra, pracował wtedy nad Arthur et les Minimoys i nie mógł jednocześnie poświęcić się komponowaniu drugiej ścieżki dźwiękowej. Zresztą Jean Reno i Eric Serra pracują nad szeregiem filmów bez mojego udziału, ja też mam chyba prawo raz stworzyć coś bez nich! Anja Garbarek stworzyła zatem ścieżkę dźwiękową „Angel-A”, na której znajdziemy kilka wcześniejszych kompozycji, zaaranżowanych na nowo.
Paryż
Zawsze kochałem to miasto, ale praca nad tym filmem zmusiła mnie do spojrzenia na nie innym okiem. To tak jakbym odwiedzał dawną kochankę! W pierwszych filmach (Ostatnia walka, Subway) często starałem się ją rozebrać, zajrzeć w jej wnętrze. Od tego czasu wystarczająco dorosłem, żeby teraz z nią zatańczyć...
Rie Rasmussen
To prawdziwa perła. Nigdy nie spotkałem dziewczyny, która z takim talentem i ciekawością podchodziłaby do wszystkiego: maluje, rysuje, fotografuje, sporo także reżyseruje. Potrafi każdego zarazić swoim uśmiechem i dobrym humorem. Jej entuzjazm zachęcił mnie do powrotu do reżyserii.
Thierry Arbogast
Współpracujemy od wieków... Lubię go także za filmy, których ze mną nie nakręcił! Często pracuje z Amerykanami, Rosjanami, Anglikami, a nawet Chińczykami. Każda nasza współpraca daje okazję do podzielenia się nowinami. Znamy się na tyle dobrze, że nasze ego nigdy nie staje się przyczyną konfliktów. Muszę mieszać się do każdego szczegółu, nawet do ustawienia kamery. Wychodzę z założenia, że wszystko, co dotyczy mojego filmu, dotyczy także mnie. Thierry to po prostu akceptuje, w przeciwieństwie do wielu operatorów, na przykład filmów reklamowych. Dzielimy się obowiązkami.
Erotyka
W filmie nie ma scen stricte erotycznych. Jest tyle tematów, które mnie interesują, że nie zależało mi nigdy na pokazywaniu nagości czy seksu. Moim zdaniem należy to do sfery intymnej, czegoś co należy raczej odczuwać niż oglądać i dotyczy to zarówno reżysera jak i widza. Natomiast wszystko, co poprzedza zbliżenie, jest fantastyczne: wyznanie miłości można pokazywać w nieskończoność. Sceną poznania Romea i Julii można się delektować po tysiąckroć, ich scena miłosna byłaby z kolei banalna. Podobnie podszedł do tego tematu Jean Jacques Beinex w Betty Blue. Bohaterka jego filmu wyraża to najlepiej, mówiąc: „Pierwszy raz ujrzeliśmy się w świetle” tuż po scenie erotycznej.
Zen
Po debiucie byłem pełen obaw, że nie uda mi się nakręcić następnego filmu. Po drugim bałem się, że nie powstanie trzeci. Po 25 latach mówię już sobie, że jeśli nie nakręcę niczego więcej, nic strasznego się nie stanie! Jestem też dużo mniej wrażliwy na punkcie sukcesu i pieniądza. Po 8 premierach wiem, że liczy się tylko jakość filmu: „Czy jestem zadowolony z filmu?”, „Czy dałem z siebie wszystko?”, „Co z niego zostanie za 5 lat?”. Zapominam o całej reszcie, o wszystkich kłopotach towarzyszących premierze... 10 lat później to nie ma większego znaczenia.