Bo trzeba próbować, bo trzeba wybierać ... 9
Zdarza się, że gdy człowiek zaczyna nowy etap życia traci wiarę w siebie, a otaczający go świat zaczyna wzbudzać niechęć. I wszystko co było proste zaczyna się komplikować.
Ghost World to znakomita ekranizacja komiksu Daniela Clowesa. Jest to opowieść o nietuzinkowej dziewczynie, która kończy szkołę średnią i próbuje znaleźć swoje miejsce w dorosłym życiu. Bohaterką wciąż targają sprzeczne emocje i pragnienia. Początkowo planuje zamieszkać ze swoją najlepszą przyjaciółką Rebeccą (Scarlett Johansson), z którą spędza wolny czas i realizuje swoje niecodzienne pomysły, do których często werbują wspólnego znajomego – Josha (Brad Renfro). Pewnego dnia na wskutek głupiego żartu poznają Seymoura. To zdarzenie jest początkiem wszystkich zmian, wątpliwości i problemów w spokojnym dotychczas życiu Enid.
Główną rolę w produkcji otrzymała Thora Birch, co uważam za znakomity wybór i atut filmu. Swoją rolę odegrała jak zawsze fantastycznie, pozostawiając niedosyt oglądania jej osoby na ekranie. Równie wybitnie zagrał Steve Buscemi, który wcielił się w rolę ekscentrycznego Seymoura. Reszta bohaterów występujących wykonała swoją pracę jak najbardziej poprawnie i na tym poprzestali.
Film ogląda się lekko i przyjemnie ze świadomością, że nie jest to kolejna stereotypowa produkcja. Jego jakże niejasne zakończenie, utwierdza nas w tym przekonaniu zmuszając jednocześnie do kontemplacji. Ghost World zawiera też mnóstwo specyficznie zabawnych dialogów i momentów, obfitujących w cynizm.
Enid jest postacią inteligentną, która odrzuca wszystkie normy i nakazy. Odnosi się przy tym krytycznie do większości ludzi. Jest to pewien sposób buntowania się przed schematami dnia codziennego. Każdy z nas zapewne choć raz w życiu poczuł się jakby nie pasował do otoczenia, tak więc możemy odnaleźć w głównej bohaterce trochę nas samych.
Motyw osamotnienia, poszukiwania sensu i przemijania. Wydaje się, że nic nowego. Jednak tym razem jest ukazane w innym świetle. Ciekawszym.
nic nadzwyczajnego – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miał to być film inteligentny, głęboki i nieprzewidywalny… tylko mu nie wyszło. zamiast innego spojrzenia na życie, otrzymaliśmy nudnawą historyjkę, bez absolutnie jednej sekundy, która by zaskoczyła. 6/10 ze względu na Steve’a Buscemi, który jak zawsze robi, co może, czyli całkiem dużo + za samą próbę stworzenia czegoś, co nie byłoby komedyjką dla nastoletnich, piskliwych blondynek