American Horror Story: Roanoke (sezon 6) 6
Roanoke to zaraz po Asylum najlepszy sezon American Horror Story. Jego geniusz nie wynika bezpośrednio z treści produkcji, lecz z konwencji (czy raczej antykonwencji) w jaką twórcy zdecydowali się wpisać paradokumentalną historię o krwawych duchach i zaginionej kolonii. Potencjalna prawda ukazanej rzeczywistości konfrontuje się z jej fikcjonalnym aspektem, co wprowadza ciekawą innowację w serialowy nurt kinematografii. Najbardziej, jak zawsze, rozczarowują ostateczne rozwiązania fabularne.

American Horror Story po raz kolejny powiela klasyczne klisze kina grozy, wrzucając je w ramy rozlazłej i naciąganej historii. Tym razem skrzyżowaniu ulegają nurty found footage (całokształt Roanoka), torture porn (sekwencje w domu Polków), slasher (postać Piggy Mana (Marti Matulis)) czy szeroko rozumiane produkcje z cyklu "dom w głębi lasu". Groza serialu Ryana Murphego nigdy nie polegała na wprawianiu widza w palpitację serca czy w nerwowe podskoki w trakcie kolejnych jump scarów – przeciwnie, American Horror Story szokuje wizualnie, wypruwając wnętrzności swoich bohaterów czy brutalnie dekapitulując ich ciała. Tak jest również w Roanoku, jednak na całe szczęście prócz solidnego festiwalu gore, twórcy rewolucjonizują formę monologicznej interakcji odbiorca-nadawca, myląc pojmowanie serialowej rzeczywistości.
Choć epizody od 1 do 5 wykreowane zostały tak, by przypominać paradokumentalny wywiad z "gadającymi głowami" przy równoczesnej rekonstrukcji nakreślonych zdarzeń, to konwencja ta ulega załamaniu równo w połowie sezonu. Płaszczyzna perswadowana dotąd na jedyną słuszną sferę Roanoka okazuje się być w fikcyjnej rzeczywistości serialem w serialu, hitem telewizyjnym bijącym rekordy popularności w świecie przedstawionym. Twist zmienia percepcję widza oraz wprowadza ciekawy, satyryczny wątek pracy amerykańskich filmowców, widziany od strony ich warsztatu. Późniejszy rozwój fabuły demitologizuje pracę aktorów (m. in. ciekawe kłótnie między realnymi postaciami a ich serialowymi odtwórcami oraz problem Agnes Mary Winstead (Kathy Bates), nie potrafiącej uwolnić się poza planem ze swojej roli) i drwi z infantylnej osobowości celebrytów (trywialne wypowiedzi w wywiadach, permanentne romanse). Szósty sezon dowodzi, jak niewiele potrzeba, by zatracić się w ekranowej fikcji, przenosząc ją na realne wymiary i odwrotnie, traktując dokumenty w kategoriach kina fabularnego. Ostatecznie Roanoke staje się ponurym i hiperkrytycznym komentarzem w stronę nurtu mondo, ukazującego autentyczne sceny śmierci, wypadków i katastrof.

Choć formalnie rozbicie Roanoka na dwie płaszczyzny i późniejsze skonfrontowanie ich ze sobą jest dość intrygujące, to nie zmienia ono celowości fabuły, a wręcz przeciwnie, zapętla ją opowiadając po raz drugi (później dowiadujemy się też, że nawet po raz trzeci) tę samą historię o duchach zaginionej kolonii Roanoke mordujących każdego, kto waży się stanąć na ich ziemi w trakcie Szkarłatnej Pełni. Szkoda, że tak ciekawy zabieg ograniczył się jedynie do roli serialowego twistu. Dodatkowo w techniczno - montażowym chaosie (częsta zmiana perspektywy, sposobu kadrowania i jakości obrazu oraz potencjalnego „operatora”), giną istotne elementy historii, w domyśle prowokujące do kolejnych zmian percepcji odbiorcy.
Twórcy najnowszego sezonu American Horror Story popełniają tradycyjny błąd, rozpoczynając prace nad scenariuszem od pierwszego, a nie ostatniego zdania. W Roanoke'u finałowa konkluzja może nie jest tak zła, jak we Freak Show czy Asylum, jednak potwierdza teorię fatalnych zakończeń seriali o amerykańskich historiach z dreszczykiem. Ryan Murphy i Brad Falchuk wpadają też w pułapkę oklepanych filmów found footage, skupiając się na ekranowej ekstremie, w której uśmiercają coraz to nowych bohaterów (wprowadzonych do historii na siłę, bez szczególnej konieczności), siląc się tym samym na mockumentalną formę "ocalonego nagrania". Znając wyznaczniki found footage, łatwo da się przewidzieć, jaki los czeka postacie z serialu. Z drugiej strony już sama marka American Horror Story zdążyła stworzyć swoisty spoiler związany z gruntowną eksterminacją bohaterów w każdym sezonie.

Ostatecznie Roanoke to całkiem ciekawa i technicznie rewelacyjna historia z cyklu "opowiadań grozy za pensa". Widz z łatwością zaangażuje się w losy postaci, a sama fabuła, choć rozwiewa wszelką tajemnicę w pierwszych pięciu odcinkach, utrzymuje poprawny poziom survival horroru. Truman Show spotyka Blair Witch Project i wspólnie tworzą najkrwawsze reality show w historii mediów.
kiedyś to był serial… teraz to jakaś padaka :P