Młodym być i nic więcej. Pławić się w absolutnej beztrosce i spędzać miło czas na plażach przysłowiowej już słonecznej Italii. Jak u Felliniego: la dolce vita. Taki żywot wiedzie amerykański playboy Dickie Greenleaf (
Jude Law); o takim życiu marzy inny Amerykanin Tom Ripley (
Matt Damon). Dickie ma ojca, wziętego konstruktora łodzi żaglowych, który prosi Toma o to, by sprowadził mu syna z powrotem do domu, do Stanów Zjednoczonych. Tom podejmuje się tej misji, chorobliwie zazdroszcząc Dickie'mu sposobu bycia. Dickie i jego dziewczyna, Marge Sherwood (
Gwyneth Paltrow) nawet nie przeczuwają, na jak ryzykowny krok zdecyduje się Tom, by ten sposób bycia zawłaszczyć. Ostatecznie lepiej, udając kogoś innego, mieć poczucie, że się jest kimś, niż pozostać sobą będąc nikim...
Gdy tylko chłopaki dopłynęli do Włoch wiedziałem, że to jest film którego nigdy nie zapomnę. Kocham ten kraj, strasznie chciałbym go odwiedzić i rozsmakowywać się w jego zabytkach, muzeach, kinach, teatrach, kościołach, stadionach, bibliotekach i tak dalej. Matt Damon zagrał bardzo dobrze, przekonująco powiedziałbym. Film fajny, wciąga. Teoretycznie powinien zapierać dech w piersiach, w końcu kręcony we Włoszech. Ale czegoś mi zabrakło – nie wiadomo, co się stało z głównymi bohaterami po powrocie do Stanów Zjednoczonych. Reszta obsady też fajnie zagrała. No i piosenki też były bardzo dobre – zwłaszcza Americano czy My Funny Valentine. Włochy to super kraj, uważam że każdy Ziemianin powinien go odwiedzić przynajmniej raz w życiu.