Do domu mieszkającego w Filadelfii psychiatry, dr Malcolma Crowe (Bruce Willis) i jego żony Anny (Olivia Williams) włamuje się niezrównoważony psychicznie pacjent Vincent Gray (Donnie Wahlberg), który oskarża doktora o to, że nie potrafił udzielić mu pomocy. Strzela do niego, po czym odbiera sobie życie... Malcolm powoli dochodzi do siebie po zamachu. Jego uwagę zwraca przypadek Cole'a Seara (Haley Joel Osment). Psycholog odkrywa, że ten ośmioletni chłopiec, posiadł niezwykły dar, który pozwala mu komunikować się z umarłymi. Jak się wkrótce okaże, nie każdy dar natury jest błogosławieństwem...

Na planie

Z technicznego i logistycznego punktu widzenia, Filadelfia to wymarzone miejsce na zdjęcia - mówi kierownik produkcji Sam Mercer. - Dzięki swym zabytkom oraz ciekawej i zróżnicowanej architekturze Filadelfia oferuje filmowcom interesujące wizualnie plenery, a przy tym zapewnia wspaniałe zaplecze produkcyjne. Nie mogę nie wspomnieć, że mieszkańcy i władze okazały nam nieocenioną pomoc.

Bazą wypadową ekipy stała się siedziba zarządu miasta, gdzie pod okiem scenografa Larry'ego Fultona stanęło aż siedem dekoracji. Filmowcy odwiedzili z kamerą m.in. zabytkowy ratusz, klub rzeczny, stary kościół św. Augustyna, Pierce College, prezbiteriańskie centrum medyczne, restaurację Striped Bass, okolice St. Albans Court, a także rezydencje i sklepy rozsiane wzdłuż ulic historycznych dzielnic Pine, Walnut, Broad, Chestnut, Delancey i Mt. Vernon.

Sam Mercer mówi: Zdarzało nam się, że pracując do drugiej w nocy na starych, wykładanych kostką brukową ulicach, wśród niesamowitych cieni rzucanych przez porośnięte bluszczem mury, zastanawialiśmy się, czy nie obserwują nas czasem jakieś zagubione dusze...

O produkcji

W roku 1996 pracujący w Filadelfii scenarzysta i reżyser M. Night Shyamalan (wymawia się "sza-ma-lan"), który montował swój drugi, wydany u nas na kasetach video, film "Dziadunio i ja", zwrócił się do asystującego mu montażysty: Wiesz co, zabieram się do pisania scenariusza, który zatytułowałem "Szósty zmysł". Główną rolę zagra w nim Bruce Willis. Pożyjemy, zobaczymy - rzucił w odpowiedzi montażysta.

Wrzesień 1997. Shyamalan wspomina: Byłem w Los Angeles, kiedy wraz z żoną otrzymaliśmy wiadomość, że wytwórnia Hollywood Pictures zainteresowana jest "Szóstym zmysłem". Nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Zadzwoniłem do mojego montażysty i przekazałem mu radosną wiadomość: sprzedałem scenariusz, a w roli głównej wystąpi Bruce Willis. Nie mógł uwierzyć, że moje przepowiednie się sprawdziły.

Scenariusz Shyamalana był zbyt intrygujący, by Hollywood mógł przejść obok niego obojętnie. Targu dobito w ciągu zaledwie jednego dnia, co - zdaniem producenta Barry'ego Mendela - nie zdarza się zbyt często w Hollywood: Znam Nighta (Shyamalana) od lat, byłem więc w tym szczęśliwym położeniu, że mogłem przeczytać jego scenariusz jako jeden z pierwszych - mówi Barry Mendel, który zadebiutował jako producent wysoko ocenioną przez krytykę komedią Rushmore. - Przyjąłem go z entuzjazmem i nadzieją - entuzjazmem, bo wiedziałem, że mam w ręku materiał na znakomity film, nadzieją - bo marzyłem, by wziąć udział w jego realizacji. Spod pióra Shyamalana wyszedł inteligentny i stylowy scenariusz.

Mendel zaniósł scenariusz Davidowi Vogelowi, ówczesnemu prezesowi Buena Vista Motion Picture Group: David odwołał wszystkie spotkania, zamknął się w swoim gabinecie i pogrążył w lekturze, po czym natychmiast skierował film do produkcji - mówi. - Chylę przed nim czoła, bo wykazał się niezwykłą intuicją i odwagą.

Scenariuszem zainteresowała się następnie para cenionych producentów Frank Marshall i Kathleen Kennedy.

Rzadko zdarza się trafić na tak dobrze napisany scenariusz - mówi Frank Marshall. - Łączy on w sobie elementy horroru i dramatu, ma bogaty wymiar duchowy i świetnie zarysowane postacie. Night trafnie określa go jako skrzyżowanie Zwykłych ludzi z Egzorcystą. Jego bohaterami są ludzie wrażliwi, z którymi widzowie mogą się identyfikować. Sądzę, że nasz film nie tylko spodoba się widzom, ale niejednokrotnie także ich zaskoczy. Kathleen i ja lubimy robić filmy, które sami chcielibyśmy obejrzeć. Mamy w dorobku tak różne filmy jak Kolor purpury i Kto wrobił królika Rogera, a trudno chyba o większy rozrzut gatunkowy. Lubimy filmy różnych gatunków i propozycję pracy nad "Szóstym zmysłem" przyjęliśmy z entuzjazmem.

M. Night Shyamalan mówi: "Szósty zmysł" wyrasta z tradycji takich filmów jak Dziecko Rosemary, Wstręt i Omen. Opiera się na realnych podstawach, bazuje na lękach realnych ludzi, realnych dzieci i realnych dorosłych. Na lęku przed stratą, lęku przed tym,

co nieznane i szóstym zmysłem, który pozwala dostrzec, co kryje prawda, a także na obawie, że nie zrozumiemy, co ten dar za sobą niesie. Mówi o tym, jak uczymy się rozumieć te lęki, o wzajemnych relacjach między lekarzem i pacjentem, mężem i żoną, matką i synem, a także nami samymi i tymi, którzy odeszli, a których kochaliśmy. Wszyscy wiemy, że musimy powierzać nasze sekrety tym, których kochamy, bo w przeciwnym razie możemy zniszczyć swoje małżeństwo, karierę, rodzinę, a nawet życie. Jest to przerażające już samo w sobie.

Night wiele wie o ludzkich zachowaniach i urojeniach, a jego scenariusz jest tego dowodem - mówi Frank Marshall. - Być może zawdzięcza to połączeniu hinduskiego pochodzenia - z całym jego duchowym i mistycznym wymiarem - oraz czysto amerykańskiego wychowania, ale umie uchwycić równowagę między tym, co realne i nierealne, tym, co namacalne i tym, co ulotne. Świetnie przy tym wyczuwa, co sprawdzi się na ekranie. Wie, jak ustawić kamerę, jak zaprojektować dekorację, jak pogłębić napięcie w danej scenie i jakich dobrać aktorów. Wspaniale nam się pracowało z reżyserem, który mimo młodego wieku nosił w sobie tak sprecyzowaną wizję przyszłego filmu. Sądzę, że ma prawdziwy szósty zmysł.

M. Night Shyamalan mówi: Chciałem Bruce'a Willisa, Haleya Joela Osmenta, Olivię Williams, Toni Collette i Donnie'ego Wahlberga, bo nie wyobrażam sobie w tych rolach lepszych aktorów. Chciałem, by mój film wyprodukowali Frank Marshall, Kathleen Kennedy, Barry Mendel i Sam Mercer, bo ufam ich opiniom i doświadczeniu. Chciałem Taka Fujimoto (zdjęcia), Larry'ego Fultona (scenografia), Joannę Johnston (kostiumy) i Andrew Mondsheina (montaż), bo dane im było pracować przy filmach, które zaliczam do swoich ulubionych. Chciałem zrealizować swój film w Filadelfii nie tylko dlatego, że to moje rodzinne miasto i tam mieszkam, ale przede wszystkim dlatego, że jest to miasto jedyne w swoim rodzaju, piękne i mające za sobą bogatą historię.Czasem w życiu zdarza ci się, że wiesz, co dla ciebie dobre i nie pójdziesz na żadne kompromisy. Udało mi się pozyskać do współpracy tych, których chciałem i dostać to, co chciałem, a wszystko to znalazło swoje odbicie na ekranie. "Szósty zmysł" to moje jak dotąd najlepsze doświadczenie zawodowe.

Realizacja

Akcja "Szóstego zmysłu" opiera się na niezwykłych relacjach łączących dr Malcoma Crowe i jego ośmioletniego pacjenta, Cole'a, których zagrali Bruce Willis i Haley Joel Osment. Zdaniem M. Nighta Shyamalana widownia bez trudu się z nimi identyfikuje. Jak mówi: Przyjaźń, która zaczyna łączyć Malcolma i Cole'a ma dla nich ogromne znaczenie terapeutyczne. Widownia musi zrozumieć istotę tej przyjaźni, bo tylko wtedy aktywnie zaangażuje się emocjonalnie w problemy bohaterów i przejmie się ich losem. Z jednej strony mamy Malcolma, lekarza, który poświęcił swe życie dla dzieci i ich rodzin, z drugiej - Cole'a, z którego niezwykła wrażliwość i zdolność współodczuwania czynią idealne medium. Wraz z rozwojem ich przyjaźni obaj rozpoznają w sobie pokłady dobra i zaczynają rozumieć, że mogą pomóc sobie i innym. Musiałem więc znaleźć aktorów, którzy uwiarygodnią te postacie i obdarzą ich prawdziwą wrażliwością, tak że widownia uwierzy im bez zastrzeżeń.

Shyamalan jest zdania, że choć Bruce Willis uchodzi powszechnie za super gwiazdora kina akcji, ma wszelkie cechy "everymana", czego dowodem jego kreacje w filmach takich jak Pulp Fiction, "Byli tam" czy Naiwniak. W "Szóstym zmyśle" Bruce tworzy niezwykle poruszającą kreację. Zdarzało się na planie, że patrzyłem przez obiektyw kamery lub na monitor i nie poznawałem go - mówi. - Widzimy, jak grany przez niego bohater zmaga się z samym sobą i zastanawiamy się, czy uda mu się przeniknąć prawdę i pomóc temu chłopcu, cały czas trzymając za niego kciuki. Bruce stworzył fascynująca kreację, niewolną od subtelnego humoru i pewnego patosu, z całą pewnością jedną z najlepszych w karierze aktorskiej.

Bruce Willis mówi: "Szósty zmysł" otacza mgiełka magii i mistycyzmu, a prawda jest taka, że Night napisał znakomity scenariusz. Zdarzyło mi się w życiu czytać zaledwie ze trzy scenariusze, w których natychmiast zapragnąłem wystąpić i "Szósty zmysł" był jednym z nich. Zjawiska realne i paranormalne, elementy lekkie i poważniejsze, wszystko jest w nim znakomicie wyważone. Szczerze mówiąc nie wierzę, by jakikolwiek aktor odrzucił tę rolę i mogę mówić o prawdziwym szczęściu, że to właśnie mnie dane było ją zagrać. Jakby tego było mało, znalazłem się w doborowym towarzystwie, partnerują mi bowiem nie tylko dwie utalentowane aktorki, Olivia Williams i Toni Collette, ale także Haley Joel Osment, zdumiewający aktor dziecięcy, jakiego kiedykolwiek widziałem. Stawiam go w jednym rzędzie z najwybitniejszymi dorosłymi aktorami, z którymi pracowałem w toku całej mojej kariery. Jest niezwykle rozgarnięty i utalentowany, a nie ma w nim śladu zepsucia. Zepchnąłby na drugi plan nawet samego W. C. Fieldsa. Na dodatek jeszcze świetnie gra w golfa...

Bruce Willis nie jest odosobniony w swych pochwałach: Zapytaj kogo chcesz w filmowym światku, a usłyszysz to samo: Haley Joel Osment jest jedyny i niepowtarzalny, a choć ma dopiero jedenaście lat, dorównuje inteligencją i profesjonalizmem wielu hollywoodzkim weteranom - mówi.

Reżyser M. Night Shyamalan mówi: Zdarzyło mi się już pracować z dziećmi, w Dziadek i ja na przykład wystąpiło wielu utalentowanych dziecięcych aktorów. Rola Cole'a była jednak niezwykle wymagająca. Kluczem do sukcesu było więc znalezienie odpowiedniego aktora, który sprawi, że widownia uwierzy, iż jego bohaterowi naprawdę przydarzają się te wszystkie straszne rzeczy. Spotykałem się z dzieciakami z Nowego Jorku i Filadelfii, przeglądałem kasety z całych Stanów Zjednoczonych. Nie kończące się poszukiwania wyczerpały mnie fizycznie i psychicznie i kiedy w końcu trafiłem do Los Angeles, gdzieś w głębi ducha czułem, że to kolejna strata czasu. I wtedy w studio pojawił się Haley ubrany w zwykły t-shirt, a ja pomyślałem, że oto trafił mi się sympatyczny, urokliwy chłopaczek. Rozparłem się wygodnie na fotelu i Haley zaczął odgrywać swoją scenę, a ja miałem wrażenie, że oglądam ją pierwszy raz w życiu. Czułem się, jakbym nigdy wcześniej nie słyszał jego kwestii, aż tu nagle brzmiały one dokładne tak, jak powinny. Kiedy skończył, był cały we łzach, a ja płacząc wykrztusiłem: "Kim jesteś? Skąd przyjechałeś?". Haley wybuchnął śmiechem i otarł łzy. Potem zagrał jeszcze dwie sceny, a wszystko było dokładnie tak, jak to sobie wymarzyłem. Nie mogłem oderwać od niego oczu! Potem wróciłem do Nowego Jorku i powiedziałem kierownikowi obsady, że nie chcę robić tego filmu bez Haleya. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale mówiłem szczerze. Potem sprowadziliśmy Haleya na próbę czytaną z Frankiem Marshallem i Kathleen Kennedy, którzy mają doświadczenie w pracy z dziećmi. Kiedy Haley skończył swoją scenę, wszyscy ocierali łzy i doszliśmy do wniosku, że nasze poszukiwania zakończyły się sukcesem. Naszym Cole'em będzie Haley i nikt inny.

Haley zawładnął nami od pierwszej chwili - mówi Frank Marshall. - Podobne uczucie mieliśmy z Kathy przy E.T. i kilku innych naszych filmach. Na planie Haley potwierdził swoją klasę. Z powagą podchodził do pracy, pilnie odrabiał prace domowe, starał się zrozumieć swoje kwestie, swojego bohatera i relacje łączące go z innymi. Nie ograniczał się przy tym do wypowiadania swoich kwestii. Spoglądał wszystkim prosto w oczy, widzimy więc, że rozumie to, co mówi, i wierzymy mu bez zastrzeżeń.

To wielki zaszczyt dla mnie, że wybrano mnie do roli Cole'a - mówi Haley Joel Osment bez śladu charakterystycznej dla dziecięcych aktorów przemądrzałości. - To wspaniały scenariusz i wierzę, że odniesie zasłużony sukces. Świetnie się bawiłem na planie, podobało mi się szczególnie to, że nasz film porusza wiele różnych problemów. Rozbawi cię, wzruszy, a już na pewno przestraszy, wciśnie w fotel i nie puści aż do końca projekcji.

M. Night Shyamalan mówi: We wszystkich wielkich filmach jest szczypta magii. Przez magię rozumiem coś, czego nie da się zawrzeć w scenariuszu, czego nie da się odtworzyć, choćby nie wiem, jak się próbowało. Do "Szóstego zmysłu" wnosi taką magię Haley.

Filadelfia, miasto o bogatej historii, było tłem wielu znanych filmów, od Rocky'ego i Filadelfii po niedawne Pokochać.

M. Night Shyamalan realizuje w nim filmy od dziesiątego roku życia i nie mógł sobie wyobrazić, by zdjęcia do "Szóstego zmysłu" nakręcić gdzie indziej. Uwielbiam pracować w domu - mówi. - W naszym filmie miasto staje się pełnoprawnym bohaterem i nie mogłem sobie wyobrazić lepszego miejsca. Filadelfia to miasto, w którym żywe są echa historii. Nie sposób tam minąć domu, by nie zastanawiać się, kto w nim mieszkał i umarł. To wymarzone miejsce dla dziecka obdarzonego szóstym zmysłem. Pomyślcie tylko, kogo mógłby zobaczyć...

Więcej informacji

Proszę czekać…