Rocky Balboa podobał mi się bardziej. Może dlatego, że łatwiej mi było kibicować Rocky’emu o gołębim sercu i poczciwym umyśle, niż Adonisowi, ulicznemu, nabuzowanemu chuliganowi który pozostał sobą pod krawatem korporacji. Mam wrażenie, że większość w zamierzeniu mocnych scen wystrzeliła z siłą kapiszonu. Większego wrażenia nie zrobiły na mnie tak chwalona scena pojedynku w jednym ujęciu czy scena biegu przez miasto której brakowało motywacyjnego charakteru. Naprawdę popisy na motorach i jakieś plucie się na koniec pod oknem staruszka nie miały właściwej mocy. Najlepszą jest scena pod koniec, gdy Jordan ma ubić tego "son of the bitch" przy klasycznym motywie muzycznym, ale trwa może z 10 sekund.
Ogromne pochwały należą się Sylwestrowi, rola wzbudzająca ogromną sympatię, rozpisana idealnie pod jego możliwości aktorskie (sorry Arnie, one zawsze były większe). Najlepsze są sceny gdy motywuje naszego Baby Creeda. Zasłużony Złoty Glob.
Bardzo dobry, byłem zaskoczony. Film widziałem te ponad dwa i pół roku temu, ale dalej dobrze pamiętam, a to u mnie znaczy o jakości filmu, bo słaba zapominam niemal natychmiast ;)
Stalowy – świetna rola, choć mógłby zagrać nieco więcej, to dał z siebie i tak bardzo wiele.
Pozostałe
Proszę czekać…
Szału nie ma ! Temat już nie raz nokautowany ;) Ogólnie widziałem lepsze ! Dziadek Sylvester Stallone 69 lat ,mógł by już iść na emeryturę ! Dobrze że nie boksuje bo to by była żenada ,tu tylko trenuje i walczy z chorobą ;)Ble,ble,ble… Po prostu wyciskacz moczu ;)