Bardzo przeciętny film, który zapowiadał się na coś zupełnie innego niż się okazał. 2
„Beasts” to – jak można by się spodziewać – film o wściekłym niedźwiedziu, który beztrosko przemierza dzicz, szukając kolejnych ludzi, których mógłby zabić. Tak przynajmniej myślałem, ale niestety, jak się szybko okazało, podgatunek znany jako „animal atak” jest tu raczej drugorzędny i wstawiony dla ubarwienia całości. Patrząc na całość, to chyba nawet jego scenarzysta i reżyser nie wiedzieli do końca, co chcą osiągnąć, mieszając nieco thrillera ze zbiegłymi skazańcami, romansem i atakiem niedźwiedzia.
Gwoźdź programu, czyli niedźwiedź, pojawia się – niestety – tylko kilka razy, bardziej jako epizody przerywające nieco monotonię głównego wątku. Co gorsza jego ataki na ludzi przypominają bardziej cyrkowe popisy niż rzeczywiste zachowanie zwierzęcia. Filmowcy, zapewne z racji niewielkiego budżetu, ograniczyli się jedynie do scen z żywym niedźwiedziem, zmniejszając krwawe sceny do dramatycznego minimum. Tak wiec poza znikomą ilością keczupu i kilku leżących ciałach nic więcej tu nie dostaniemy.
Wróćmy jednak do naszych bohaterów – Cindy i Douga. O ile Kathy Christopher całkiem dobrze wcieliła się w rolę początkowo beztroskiej kobiety, która czuje się w dziczy jak w domu, by później walczyć z przeciwnościami i bandytami, to Thomas Babson jest całkiem „drewniany”, a jego ciągnięta na siłę gra psuje i tak mizerną ocenę filmu. Dodajmy do tego jeszcze parę bandytów rodem filmu z Kevin sam w domu (mały myśli, duży wykonuje), którym wiecznie się coś nie udaje.
„Beasts” jest więc kolejnym filmem, który rodzi pytanie, w jaki sposób pozwolono go zrobić. Może nie jest to najgorsze dzieło, jakie widziałem, ale niewiele wystaje ponad poziom takowych. Jedynym ciekawym przesłaniem, jakie w sobie niesie, jest pytanie, kim tak naprawdę są tytułowe bestie?