Choć artystyczna esencja W spirali wybrzmiewa z prawie każdej sekwencji filmu, nie niesie za sobą siły oczekiwanej od dekonstrukcyjnej anarchii formy. 5
Najnowsza produkcja Konrada Aksinowicza to artystyczna wariacja nad utartą, statyczną formą realizacji filmu. Reżyser-buntownik, filmowiec i muzyk, a ponad wszystko nonkonformista burzy oklepane zasady narracji, dekonspiruje narzucone standardy i znane triki prezentacji fabuły. Na piedestał wynosi wymowę, a nie wypowiedź; nakręca tytułową spiralę, pozwalając wplątać się widzom w dyskursywne kłącze, jakie wyrasta na gruncie niechronologicznej historii. Niestety, momentami wydaje się, że sam twórca gubi się we własnej wypowiedzi. Choć artystyczna esencja W spirali wybrzmiewa z prawie każdej sekwencji filmu, nie niesie za sobą siły oczekiwanej od dekonstrukcyjnej anarchii formy.
![](/assets/empty-2c4aa66e5ad9026a469eaf3dca27abb3e7c7f3f7baeb7fa68b6d64e8223d9edc.gif)
"Wszystko jest spiralą" – mówi jeden z bohaterów filmu. To zdanie wypowiedziane zbyt ekspozycyjnie w stosunku do niejednoznacznego przekazu, gwarantuje produkcji Aksinowicza pełną swobodę interpretacyjną. Spirala odnosi się do relacji dwójki bohaterów, ale też do przyrody wokół nich – cyklu śmierci i odrodzenia, odejścia i nadejścia, stale poszerzającego percepcję na określony konflikt czy problem. Równie spiralna jest eliptyczna konstrukcja prowadzenia narracji. Widz powraca do punktu wyjścia dwukrotnie oglądając poznaną historię – za każdym razem jest jednak bogatszy o kolejne sceny, nowe informacje. Aksinowicz stara się stworzyć dwa różne punkty percepcji mimo niezmiennej fabuły. Ostatecznie odbiorca staje się zagubiony poprzez niejednoznaczną linearność – autorowi daleko jednak do labiryntów Kafki czy Eco. Wydaje się, że rewelacyjny pomysł na poziomie konceptu zmienił się w chwili realizacji w przeszarżowaną wydmuszkę.
Sama niestandardowość formy jest tylko pewną płaszczyzną ostatniej produkcji Aksinowicza. Historia Agnes (Katarzyna Warnke) i Krzysztofa (Piotr Stramowski) staje się dla reżysera i współscenarzysty cierpką satyrą na półświatek filmowy. Nie brakuje tu elementów autobiograficznych – sam Aksinowicz marzył kiedyś, by tworzyć kino intelektualne, ale i komercyjne zarazem. Dziś, związany z małym studiami (m.in. Chroma Pro) produkuje filmy niezależne, skierowane do wąskiej publiczności – nastawione na myśl, a nie na zarobek. Możliwe, że to właśnie próżność i megalomania półświatka filmowego, zaprezentowanego w produkcji, odrzuciła reżysera od wielkich wytwórni i słynnych twórców. Autor demitologizuje też sławę jako przykład idylli – problemy związane z popularnością i kontrowersyjne nagłówki na tabloidach wydają się pożerać bohaterów filmu. Z drugiej strony Aksinowicz sięga po głośne nazwiska, takie jak Olga Bołądź czy Piotr Stramowski (wznoszący się na fali popularności Pitbulla), by choć na chwilę zawiesić oko niedzielnego widza na plakacie W spirali.
![](/assets/empty-2c4aa66e5ad9026a469eaf3dca27abb3e7c7f3f7baeb7fa68b6d64e8223d9edc.gif)
Ponad wszystko W spirali to film poprawny, choć nie perfekcyjny. Oniryczne wizje pozbawione zostają abstrakcyjnego pazura przez liczne jump-cuty i mechaniczne ruchy kamery, lecz pozostała strona warsztatowa nie pozostawia u widza gnębiącego niedosytu. Labirynt łączy ze sobą niechronologiczne wątki, nieraz prowadząc do ślepego zaułku. Szlaki, którymi naznaczona jest droga, także nie prowadzą do jednoznacznego celu, spuentowanego słabym rozwiązaniem akcji. W niczym nie pomoże tajemniczy przewodnik, Tamir (Tamir Halperin). Produkcja Konrada Aksinowicza to dzieło skierowane do koneserów formy, a nie treści.