The Boy

5,4
5,0
Amerykanka Greta (Lauren Cohan) w angielskiej posiadłości musi zmierzyć się ze złośliwą i złowrogą lalką (James Russell), w czym pomaga jej Malcolm (Rupert Evans).

Dzieło hollywoodzkiego mistrza charakteryzacji

Bez wątpienia najważniejszym elementem The Boy był Brahms. „Musieliśmy znaleźć lalkę idealną” – mówi Tom Rosenberg, prezes i dyrektor generalny studia Lakeshore Entertainment. „Musiała być jak żywa, odpowiedniej wielkości, przede wszystkim zaś… przerażająca, ale też magnetyzująca. Było to spore wyzwanie, ale dopięliśmy swego”.

Twórcy wyobrażali sobie postać bardzo realistyczną, cherubinkową. W osiągnięcie tego celu włożyli tyle samo pracy, co w znalezienie pozostałych członków obsady. Główną inspiracją dla wyglądu lalki był Jett Klyne, dziecięcy aktor, który zagrał dziecko państwa Heelshire’ów – chłopiec pojawia się w filmie tylko na rodzinnych zdjęciach. „Jett uosabiał sobą wszystko to, czego szukaliśmy” – stwierdza Bell. „To cudowny chłopiec, w którym jednak coś sprawia, że wierzymy, że w każdej chwili – choćby był najsłodszy i najukochańszy – może przemienić się w kogoś złego”.

W stworzeniu lalki Brahmsa pomógł filmowcom Todd Masters, jeden z najbardziej uznanych mistrzów charakteryzacji w Hollywood. Starannie przygotował teksturę skóry, włosy, kolor oczu, nawet wyraz twarzy – twórcy chcieli, żeby była to wyidealizowana nieco wersja żywego Brahmsa. „Brahms odgrywa w filmie kluczową rolę” – mówi artysta, laureat wielu nagród, w tym Emmy. „Pozostali aktorzy wybrani zostali ze względu na konkretne cechy. Tak samo podeszliśmy i do tego bohatera. Postawiliśmy na wygląd, który sprawia, że w niektórych scenach porcelanowy Brahms wygląda jak żywe dziecko. Kiedy indziej jest znowu zwykłą lalką”. Reżyser dodaje: „Powstała lalka o anielskim wyglądzie i oczami, za którymi skrywa się coś niebezpiecznego”.

„Wyszliśmy jednak z założenia, że Brahms nie będzie przypominał Chuckiego czy Annabelle. To nie miał być ten typ lalki” – podkreśla Richard Wright. „Nasza lalka wygląda niewinnie, dziecięco, do czasu, aż zmienia się światło, coś pojawia się w jej oczach i ma się wrażenie, że Brahms zaraz zabije. Do tej „sztuczki” wykorzystaliśmy soczewki kontaktowe. Najlepsze efekty osiągnęliśmy jednak dzięki manipulacji światłem, atmosferą i kostiumem, przede wszystkim zaś reakcjom aktorów”. Masters uzupełnia: „Daniel Pearl, operator, wykorzystał grę światła i cienia, rozpraszających się po konturach twarzy Brahmsa, by stworzyć jego mimikę. Wrażenie miało być tak naturalne – spostrzegawczy widz na pewno zauważy subtelne zmiany”.

Ostatecznie do zdjęć wykorzystano cztery lalki. „Jedna z nich to superlalka, sporych rozmiarów konstrukcja do zdjęć poklatkowych” – opowiada Masters. „Mogliśmy ją dowolnie ustawiać, dzięki czemu stawała się dość ludzka. Pozostałe egzemplarze różniły się wielkością, a nawet wagą. Raz Brahms zdaje się niemal monumentalny, kiedy indziej niezdarny. Czasami waży tak mało, że z łatwością można go przenosić. Kiedy indziej nie da się go nawet unieść”.

Dopełnieniem portretu Brahmsa i pozostałych bohaterów jest kostium. Za ten obszar pracy nad filmem odpowiedzialna była Jori Woodman. Lalka otrzymała całą garderobę – od flanelowych piżam począwszy, a na strojach galowych skończywszy. „Zamówiłam nawet piękne, tweedowe garniturki z firmy w Wielkiej Brytanii, ale ostatecznie uszyliśmy własne kostiumy” – wspomina Woodman. „Brahms jest młodszą wersją swojego ojca, który nosi się w bardzo eleganckim, szytym na miarę ubraniu. Ten styl pasował też do lalki. Jest w nim wszystko to, co związane z wiejską rezydencją, wliczając w to jej wszystkie sekrety i kłamstwa oraz staroświeckie zwyczaje”.

Te właśnie elementy były dla Woodman kluczowe przy doborze strojów. „W tych wielkich zimnych i pełnych przeciągów domach, bez wygód centralnego ogrzewania, ludziom było, po prostu, zimno” – komentuje kostiumolog. „Nasi bohaterowie noszą więc tweedowe ubrania, sztruks, ciężkie swetry. Poza tym zawsze zamykają drzwi, a co kryje się po drugiej stronie – tego nie wiadomo”.

Ponadczasowe kroje i wyraziste tkaniny, po które chętnie sięgała brytyjska arystokracja, musiały się też znaleźć w garderobie pani Heelshire. „Z kolei pan Heelshire nosi trzyczęściowy garnitur i sztormiak” – opowiada projektantka. „Podobnych, klasycznych zasad trzymamy się w scenografii domostwa. Nie ma w nim nic współczesnego. Paleta kolorów jest neutralna. Wszystko jest dość proste”.

„Tej zasady trzymaliśmy się również w przypadku Grety. To dziewczyna z Montany, która wie, jak się ciepło ubrać. Dżinsy, swetry, bluza z kapturem – to cała ona” – mówi Woodman. „Lauren jest tak piękna, że łatwo z niej było uczynić typową amerykańską dziewczynę, lekko wyidealizowaną”.

Inne oblicze gwiazdy Żywych trupów

Greta Evans, śmiała i zaradna młoda bohaterka The Boy, Amerykanka, opuszcza małomiasteczkową Montanę, żeby zamieszkać na angielskiej prowincji. Chce zacząć wszystko od nowa, a posada u bogatej rodziny Heelshire’ów wydaje się idealnym rozwiązaniem. Będzie miała czas, żeby na spokojnie zastanowić się nad tym, co dalej i – przy okazji – trochę zaoszczędzić. Los ma jednak wobec Grety nieco inny plan. Niespodziewanie dla samej siebie dziewczyna zdaje sobie sprawę, że nie ma obok niej rodziny ani przyjaciół. Najdziwniejsze jest jednak to, że pracodawcy chcą, żeby zajmowała się nie dzieckiem, jak myślała przyjmując ofertę, a lalką wielkości prawdziwego chłopca.

Dla Lauren Cohan, która wciela się w Gretę, udział w horrorze był ostatnią rzeczą, której chciała. Po siedmiu sezonach spędzonych na planie postapokaliptycznego serialu o zombie – Żywych trupów (ang. „The Walking Dead”) szukała zupełnie innych wyzwań. Jako Maggie Greene przeżyła już tak wiele. Niemniej, Greta ujęła ją wrażliwością i siłą młodej kobiety – zdeterminowanej, żeby z niewielu opcji, które jej pozostały, wybrać najlepszą i jak najwięcej z niej wydusić. „Rozglądałam się za czymś megasłodkim, lekkim i romantycznym” - mówi Cohan. „Od scenariusza The Boy nie mogłam się jednak oderwać. Jednocześnie bałam się i ekscytowałam. Te same uczucia towarzyszyły mi zresztą na planie. Greta pokonuje monumentalną wręcz drogę, która jest mi bardzo bliska. Na pewno nie spodziewała się tego, co ją spotyka, ale gdy uświadamia sobie, że nowi pracodawcy chcą powierzyć jej opiece lalkę, dochodzi do wniosku, że skoro płacą, to dlaczego nie? Taka zabawa. Potem, oczywiście, sprawy się komplikują. Dookoła Grety zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W niej samej narasta niepokój. Mam nadzieję, że widzowie będą się bać tak samo, jak ja, gdy po raz pierwszy czytałam scenariusz”.

Twórcy byli zachwyceni Cohan – jej otwartością i swobodą. „Lauren w naturalny sposób budzi sympatię” – komentuje Richard Wright, wiceprezes do spraw produkcji w firmie Lakeshore Entertainment. „Widzowie jej kibicują, nie chcą, żeby stało się jej coś złego. Wcześniej od niej uświadamiają sobie niebezpieczeństwo czyhające na nią w tym upiornym domostwie, z dziwaczną lalką u boku. Zaczynają się o nią bać. O taką atmosferę nam chodziło”.

Dzięki Żywym trupom Lauren Cohan zyskała popularność. The Boy pokaże widzom jednak jej inne oblicze – jej magnetyzm na dużym ekranie. „Lauren była najciężej pracującą osobą na planie – całkowicie się poświęciła i zaangażowała. Jednocześnie bardzo się o wszystkich i wszystko troszczyła. Była bardzo czuła” – opowiada producent Gary Lucchesi, prezes Lakeshore Entertainment. „Praca z nią to świetna zabawa. Kamera ją kocha, a ona kocha grać. Czy moglibyśmy śnić o lepszym połączeniu?”.

„Lauren idealnie pasuje do roli Grety” – podkreśla reżyser William Brent Bell. „Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, miałem wrażenie, że znamy się od zawsze. Widzowie też muszą ją natychmiast polubić – Greta pojawia się w końcu w każdej scenie. W trakcie zdjęć Lauren nigdy na nic się nie skarżyła, nawet w czasie najbardziej intensywnych scen. Była gotowa nawet na 20 dubli – jeżeli uważałem, że jest to potrzebne. Była niestrudzona”.

„Brent wiedział precyzyjnie, jak chce tę historię przedstawić” – Cohan odwzajemnia pochwały. „W pełni zgadzaliśmy się w tym, jak sportretować relację Grety z lalką – Brahmsem. Te sceny mają bardzo osobisty charakter i przez to są niezwykle poruszające i emocjonalne. Dzięki nim lalka staje się w oczach widzów żywa. Bez tego efektu nie byłoby tego filmu – to przecież tytułowy bohater”.

Intensywny film grozy

„Chciałem nakręcić klasyczny film o nawiedzonym domu – stwierdziłem, że to najlepszy dla mnie kolejny krok w zawodzie” – wspomina William Brent Bell. „Oparty na postaciach scenariusz zaintrygował mnie swoją subtelnością i wieloma warstwami, ale i tym, że jednocześnie był naprawdę przerażający. Tyle tu się dzieje – rzadko filmy grozy są tak intensywne. Są tu też bardzo ciekawe do wyreżyserowania zwroty akcji. Chcieliśmy, żeby ta produkcja była ponadczasowa i mam nadzieję, że osiągnęliśmy ten cel”. Najważniejsze, zdaniem reżysera, to prowadzić historię jak najbliżej życia. To najlepsza metoda, by przestraszyć widza. „Gdy jesteś sam w domu, dziać się mogą różne rzeczy” – mówi Bell. „Budzisz się w środku nocy i wydaje ci się, że słyszysz kroki. Dźwięki zdają się głośniejsze. Każdy drobiazg rozpala twoją wyobraźnię. Nasza bohaterka, Greta, jest w olbrzymim, obcym sobie domu sama. Nie jesteśmy w stanie ocenić czy to, co dzieje się na ekranie – dzieje się naprawdę czy tylko w jej głowie. Dziewczyna widzi i słyszy różne rzeczy, które jednak mogą być tylko sztuczkami wyobraźni. Może to tylko jej narastająca paranoja, szaleństwo wywołane strachem przed byciem samej w tej gigantycznej rezydencji na bezludziu?”.

Stacey Menear, scenarzysta The Boy, przyznaje, że inspirował się własnym dzieciństwem i thrillerami, które wówczas oglądał – od W mroku pod schodami, przez W kleszczach lęku, aż po kolejne odcinki Strefy mroku. Z tych różnorodnych wpływów wyłonił własną mozaikę, oryginalną i mrożącą krew w żyłach opowieść. „Uwielbiam historie, w których bohaterowie uczą się czegoś poprzez własne straszne doświadczenia” – mówi Menear, którego inny scenariusz, „Mixtape” znalazł się w 2009 roku na legendarnej czarnej liście, hollywoodzkim zestawieniu najciekawszych pomysłów szukających producentów. „Zawsze fascynowały mnie mroczne lalki, zacząłem się więc bliżej temu tematowi przyglądać. Odkryłem, że historie te mają swoje zakorzenienie w prawdziwym życiu. Nie brakuje opowieści o nawiedzonych lalkach czy takich, które nagle ożyły. To był dla mnie punkt wyjścia – chciałem jednak stworzyć inną opowieść, nieprzewidywalną i straszną. Świetną do oglądania”.

Krótko o filmie

Lauren Cohan, gwiazda serialowego hitu HBO Żywe trupy, w klimatycznym horrorze producentów Egzorcyzmów Emily Rose, Taśm Watykanu i serii Underworld.   Amerykańska niania, Greta (Lauren Cohan), otrzymuje wymarzoną pracę w angielskiej posiadłości. Na miejscu okazuje się, że syn państwa Heelshire – Brahms, który ma być jej podopiecznym, to lalka ludzkich rozmiarów. Początkowo Greta podchodzi do zlecenia z przymrużeniem oka, traktując Brahmsa jako przejaw dziwactwa zmanierowanych bogaczy. Jednak kiedy łamie zasady kodeksu opieki nad „synkiem", do którego przestrzegania zobowiązali ją pracodawcy, dochodzi do serii przerażających zdarzeń. Dziewczyna zaczyna podejrzewać, że lalka nawiedzona jest przez złowrogą, mroczną siłę.

Mroczne oblicze gotyckiej rezydencji

Angielską prowincję – wilgotną i mglistą – zagrały w The Boy tereny wyspy Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej. Ekipa pracowała w rejonie, w którym znaleźć można wiele fin-de-siècle’owych posiadłości, wybudowanych przez ówczesnych nuworyszy, potentatów przemysłu drwalskiego, kolejowego czy węglowego. Wzorem były rezydencje brytyjskiej arystokracji Starego Świata. „Nie bez powodu ten region nazywa się Kolumbią Brytyjską” – przypomina Richard Wright. „Szczerze mówiąc, w Kanadzie było nam ten film łatwiej zrealizować niż gdybyśmy mieli pracować w Anglii. Jest tu wiele rezydencji, które wybudowano na przełomie XIX i XX wieku, głównie przez ludzi o brytyjskich korzeniach i wzbogaconych na handlu. Chcieli się swoim nowym bogactwem chwalić. Mnóstwo tego typu gmachów stoi w Victorii. Dziś niewiele z nich utrzymało się w rękach prywatnych – są za drogie do utrzymania. Wiele udostępnionych jest dla ekip filmowych”.

Wielka gotycka rezydencja Heelshire’ów to w rzeczywistości dwa zabytkowe domy oraz kilka specjalne wybudowanych na potrzeby filmu dekoracji. „W jednym z tych budynków urzęduje obecnie uniwersytecka administracja. Drugi to muzeum” – wyjaśnia Wright. „Z jednego z domów wykorzystaliśmy klatkę schodową i fasadę, z drugiego – wnętrza pokoi i korytarze. Architektonicznie te obiekty różnią się od siebie, ale za pomocą kilku wizualnych sztuczek połączyliśmy je. Montaż był zapewne największym wyzwaniem – widz przecież nie mógł wiedzieć, że aktor wychodzi z jednego domu, a trafia na korytarz innego”.

Zespół scenografów pod wodzą Johna Willetta i Jamesa Steuarta zadbał o to, żeby nie pojawiły się tu żadne błędy. Twórcy przygotowali szczegółowe plany domostw, a „luki” pomiędzy nimi uzupełnili dekoracjami. „Widzowie nawet nie będą zdawali sobie sprawy w jak wielu scenach bohaterowie przemieszczają się pomiędzy rezydencjami” – śmieje się reżyser William Brent Bell. „Bardzo się postaraliśmy, żeby to wszystko wiarygodnie wyglądało. Chociaż… sceny plenerowe nie były wcale łatwiejsze do nakręcenia” – dodaje. John Willett wielokrotnie odwiedził wybrane lokacje, zanim przedstawił swój pomysł. Miał bardzo wyrazistą wizję tego, jak to wszystko ma wyglądać. Jest autorem całej scenografii, nie tylko tych ogólnych planów, ale i najdrobniejszych elementów – nawet pułapek na szczury, które – w zgodzie z klimatem filmu – musiały sprawiać wrażenie zabytkowych. Wszystko zostało podporządkowane tej opowieści”.

Zarówno John Willett, jak i James Steuart, wieloletni mieszkańcy wyspy Vancouver, doskonale znali te domy i ich okolice – podkreśla Willett. „Te budynki stały się równoprawnym bohaterem The Boy. Dla świata posiadłość Heelshire’ów symbolizuje elegancki, staroświecki, nieskazitelny i na swój sposób piękny świat. Jednak ten dom ma też swoje drugie, mroczne oblicze. W pracy inspirowaliśmy się wiktoriańskimi i romańskimi budowlami. Niektóre elementy z epoki pozostały bez zmian, inne nieco zmodyfikowaliśmy”.

O obsadzie

LAUREN COHAN (Greta) – ur. 7 stycznia 1982 roku w Filadelfii w USA. W jej żyłach płynie amerykańska, irlandzka, szkocka i norweska krew. Aktorka znana głównie z roli Maggie Greene w serialu Żywe trupy, oglądanym przez miliony widzów na całym świecie, który nieustannie bije kolejne rekordy popularności. Widzowie znają ją również z seriali Pamiętniki wampirów, Współczesna rodzina i Chuck. Gościnnie pojawiła się również w Dowodach zbrodni i CSI: Kryminalnych zagadkach Nowego Jorku. Na dużym ekranie jej kariera dopiero nabiera tempa, ale miała już okazję pracować m.in. u boku Sylvestra Stallone’a i Kyry Sedgwick w niezależnej produkcji Motywacja.

Wczesne dzieciństwo spędziła w Filadelfii, a potem, jako 13-latka, przeniosła się z rodziną do Wielkiej Brytanii, gdzie ukończyła studia z zakresu dramatu i literatury brytyjskiej na Uniwersytecie Winchester. Będąc studentką założyła razem z przyjaciółmi trupę teatralną No Man’s Land. Dziś dzieli swój czas między Londynem i Los Angeles. Ma podwójne – brytyjskie i amerykańskie obywatelstwo.

RUPERT EVANS (Malcolm) - ur. 9 marca 1977 roku w Wielkiej Brytanii aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Międzynarodowa publiczność może go kojarzyć z takimi produkcjami, jak Agora czy The Canal. Obecnie można go podziwiać w serialu The Man in the High Castle wyprodukowanym przez Franka Spotnitza (Z archiwum X) i Ridleya Scotta, w którym wciela się w postać Franka Frinka, artysty i intelektualisty ze swoimi tajemnicami. Niedawno ukończył pracę na planie reżyserskiego debiutu Ewana McGregoraAmerican Pastoral według prozy Philipa Rotha.

Warsztatu aktorskiego uczył się w Akademii Webbera Douglasa. Początkowo występował głównie w teatrze (m.in. w inscenizacji „Zbrodni i kary” u boku Richarda Armitage’a) i telewizji. W kinie zadebiutował w 2004 roku u Guillermo del Toro w kultowym dziś Hellboyu.

JIM NORTON (Pan Heelshire) – ur. 4 stycznia 1938 roku w Dublinie w Irlandii. Uznany aktor charakterystyczny, który w swoim filmowo-telewizyjnym dorobku ma niemal 100 kreacji. Występuje również na deskach teatralnych po obu stronach oceanu – za tę pracę był wielokrotnie nagradzany m.in. statuetkami Olivier Award, Tony i Obie. Niedawno zagrał w inscenizacji „Hamleta”, w której w główną rolę wcielił się Benedict Cumberbatch. Sympatię międzynarodowej publiczności Jim Norton zdobył m.in. dzięki roli biskupa w serialu Ojciec Ted.

DIANA HARDCASTLE (Pani Heelshire) – brytyjska aktorka znana głównie z telewizji i teatru. Wykształcenie zdobyła na Uniwersytecie Bristolskim i w Central School of Speech and Drama. Występowała m.in. w wielu klasycznych sztukach przygotowanych przez Royal Shakespeare Company na deskach najsłynniejszych brytyjskich teatrów. Sporadycznie pojawia się w kinie.

W życiu prywatnym Diana Hardcastle jest żoną Toma Wilkinsona, u boku którego zagrała kilka lat temu w miniserialu The Kennedys. Mają dwie córki – Alice (ur. 1989) i Molly (ur. 1992).

BEN ROBSON (Cole) – urodzony w Newcastle upon Tyne w Wielkiej Brytanii młody aktor, którego światowa kariera dopiero się zaczyna. Popularność zdobył dzięki udziałowi w serialu Wikingowie, w którym gra Kalfa. Jego pierwszym sukcesem na dużym ekranie była rola u boku Jona Voighta w filmie Dracula: The Dark Prince Pearry’ego Reginalda Teo – film miał swoją premierę na targach filmowych w Cannes w 2013 roku. Aktor niedawno zakończył pracę na planie odcinka pilotażowego serialu Animal Kingdom – telewizyjnej wersji głośnego dramatu Davida Michoda pod tym samym tytułem. Obecnie mieszka i pracuje w Los Angeles, gdzie po raz pierwszy przyjechał w 2009 roku, by studiować aktorstwo w studiu Stella Adler.

O twórcach

WILLIAM BRENT BELL (Reżyseria) – urodzony w Kentucky amerykański reżyser, scenarzysta, montażysta i producent filmowy i telewizyjny. Zadebiutował w roku 1997 filmem Sparkle and Charm. Głośniej zrobiło się o nim jednak dopiero kilka lat później – za sprawą niskobudżetowej produkcji o opętaniu – Demony, do której także – razem z Matthew Petermanem – napisał scenariusz. Regularnie współpracuje z największymi hollywoodzkimi studiami filmowymi i telewizyjnymi – w tym z Universal Pictures, Walt Disney Pictures czy Warner Bros. Dla telewizji zrealizował m.in. odcinki pilotażowe seriali „Posthuman” i „Haunted”.

STACEY MENEAR (Scenariusz) – filmowiec urodzony w miejscowości Forks w USA. Po ukończeniu nauki w Oberlin College pracował w różnych branżach związanych z popkulturą – w tym w przemyśle gier wideo, a także w archiwach filmowych. Jego kariera scenopisarska rozpoczęła się od tekstu „Mixtape”, który jakiś czas temu trafił na tzw. czarną listę – znane w Hollywood zestawienie scenariuszy czekających na producentów. Udało się – film ma powstać w 2016 roku – jego reżyserią zajmie się Seth Gordon, a produkcją Fil Netter. Menear uczestniczył również w prestiżowym programie dla scenarzystów, przygotowanym przez studio Disneya – Disney Writer’s Program. W ramach zajęć rozwijał projekty dla wytwórni. Obecnie mieszka w Los Angeles i – jak sam mówi – ciągle boi się lalek.

DANIEL C. PEARL (Zdjęcia) – ur. w 1951 roku w Nowym Jorku w USA. Operator, który zasłynął nie tylko jako autor zdjęć do filmów kinowych (często niskobudżetowych, niezależnych produkcji), ale i teledysków. Tych ostatnich ma w swoim dorobku ponad 400 – zaczął je kręcić we wczesnych latach 80. XX wieku. Współpracował m.in. z Michaelem Jacksonem („Billie Jean”), Police („Every Breath You Take”) czy Guns & Roses („November Rain”). Z jego talentu korzystali również Mariah Carey, Garth Brooks, Deadmau5, Toni Braxton, Kanye West, Meatloaf, Lauren Hill, Aerosmith, Shania Twain, Cher, Whitney Houston, Jay Z, the Rolling Stones, Puff Daddy i Janet Jackson. Za swoją pracę w tej dziedzinie sztuki operatorskiej zdobył wiele nagród i wyróżnień, w tym statuetki MTV oraz honorową Złotą Żabę festiwalu Camerimage za całokształt twórczości wideoklipowej. Często realizuje również reklamy.

Dla kina i telewizji zrealizował ponad 70 produkcji. Jego najgłośniejszym osiągnięciem jest Teksańska masakra piłą mechaniczną – co ciekawe, realizował zdjęcia zarówno do oryginału z 1974 roku, jak i remake’u z 2003. Pracował z wieloma intrygującymi reżyserami, w tym z Tobe’em Hooperem, Marcusem Nispelem, Rolandem Joffé czy Michaelem Bayem. Wykształcenie zdobył na uniwersytecie w Teksasie. Jest członkiem Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (ASC).

BEAR MCCREARY (Muzyka) – ur. 17 lutego 1979 roku w Fort Lauderdale na Florydzie w USA w rodzinie pisarki Laury Kalpakian i wykładowcy akademickiego Jaya McCreary’ego. Kompozytor i muzyk, który na co dzień pracuje w Los Angeles. Laureat wielu nagród, w tym Emmy za główny temat muzyczny do serialu Demony da Vinci. Muzyka do serialu Żywe trupy przyniosła mu z kolei statuetkę ASCAP. Do tej ostatniej nagrody był nominowany jeszcze trzykrotnie, w tym za kompozycje do serialu Outlander. Swego czasu magazyn „Wired” nazwał go „Tajną bronią” – w pochwale za jego niestandardową pomysłowość i wyobraźnię muzyczną, za łamanie konwencji. Pracował już w sumie przy blisko 80 projektach kinowych i telewizyjnych.

Trudno go zaszufladkować

Pierwszy szkic The Boy zainteresował Matta Berensona, który wcześniej pracował m.in. przy wielokrotnie nagradzanym Drugim obliczu czy horrorze Ja, Frankenstein. Producent szybko nabył prawa do scenariusza dla firmy Lakeshore Entertainment, której szefostwo również dostrzegło olbrzymi potencjał pomysłu – siłę tego wyjątkowego i nieprzewidywalnego studium postaci z elementami klasycznego horroru oraz paranormalnego thrillera psychologicznego. „Tekst był znakomicie napisany, pełen zwrotów akcji i zaskakujący” – wspomina Tom Rosenberg.

„Trudno ten film zaszufladkować, co jest jedną z rzeczy, które bardzo mi się w nim podobały” – przyznaje Richard Wright. „Przeczytałem ten scenariusz jednym tchem. Nie byłem w stanie oderwać się od niego, gdyż tak bardzo chciałem dowiedzieć się, co się dalej stanie. Podejrzewałem, że dzieje się coś dziwnego – ale co? To jest dopiero suspens!”.

Reżyserię studio postanowiło powierzyć Williamowi Brentowi Bellowi, który zwrócił na siebie wcześniej uwagę niskobudżetowym filmem Demony i szukał dla siebie kolejnego, tym razem większego projektu – wyzwania, prowokującego i niepowtarzalnego. „Zależało nam na zaangażowaniu twórcy, który ma już jakieś doświadczenie z tego typu tematyką i klimatem” – wspomina Lucchesi. „Demony bardzo się nam spodobały – absolutnie nas przeraziły i zachwyciły reżyserią. Produkcja kosztowała około miliona, a wpływy wyniosły 50 milionów dolarów. To o czymś świadczy”.

Pierwsze spotkania potwierdziły, że Bell – ze swoim przygotowaniem i doświadczeniem – jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. „Od razu się polubiliśmy” – mówi Lucchesi. „Brent wniósł do projektu wysoki poziom artystyczny. Świetnie kieruje aktorami i rozumie jak działa na ekranie lęk, jak montować materiał, by osiągnąć jak najlepszy – najbardziej przerażający – efekt” – dodaje producent. Rosenberg podkreśla: „Bardzo dokładnie przedstawił nam swój pomysł na film. Wiedzieliśmy, że sprawnie poradzi sobie z różnymi subtelnościami. The Boy jest przecież nie tylko horrorem, ale również thrillerem psychologicznym – wyczucie jest tu niezbędne. Brent świetnie wprowadza napięcie. Nikt nie wie, co nadchodzi”.

Bell przyznaje, że często otrzymuje scenariusze horrorów – wśród tych propozycji rzadko jednak zdarza się coś dobrego. „Dziewczyna sama w domu – to dość oklepany motyw” – mówi. „Trudno znaleźć coś oryginalnego w tym temacie, a jednak udało się to Stacey’owi. Ta fabuła przez cały czas wiruje. Wszystko jest w nieustannym ruchu i nie sposób zgadnąć, co wydarzy się dalej. Im głębiej też w historię, tym bardziej chce się rozwikłać zagadkę tej tajemniczej lalki. O pomyśle Staceya będzie się mówić – myślę, że nie tylko teraz. Ten film zapisze się do grona klasyków gatunku”.

Reżyser, podkreśla Menear, wniósł do jego tekstu nową energię i rozwiązania. „Pomysły Brenta wyostrzyły tę opowieść, jej napięcia i bohaterów. Na pewno pomógł mi w tym, żeby ten scenariusz nieco bardziej ugruntować. Byłem zachwycony, gdy widziałem, jak moje papierowe postaci ożywają. To zabawne – być zaskakiwanym przez własny scenariusz”.

The Boy – zapewnia producent Wright – pełen jest scen, które sprawią, że widz ku swojemu zachwytowi podskoczy w fotelu. „Brent jest mistrzem tego typu efektów. Wie, co zrobić, by nie stały się tandetne. Szczerze mówiąc, myślę, że nie tylko podskoczycie w fotelu, ale wyskoczycie ze swojej skóry! Pod powierzchnią tego filmu, wśród tych ciemnych korytarzy i pustych pokoi, czai się coś groźnego. To uczucie nieustannie towarzyszy oglądaniu The Boy”.

The Boy to naładowana suspensem przejażdżka. Film wciśnie widzów w fotel – twórcy nie mają co do tego wątpliwości. „Jeżeli chodzicie do kina, bo lubicie się w nim bać, The Boy da wam solidną dawkę strachu” – mówi Wright. „W prawdziwym życiu zrobilibyśmy wszystko, żeby w takiej sytuacji się nie znaleźć. Co innego, gdy obserwujemy ją na ekranie – czerpiemy z tego wręcz pewną radość. Czujemy, że coś groźnego czai się poza zasięgiem wzroku, a jednak – razem z Gretą – coraz głębiej w tę niebezpieczną strefę wchodzimy”.

„Finał zwali was z nóg” – obiecuje Menear. „Jeżeli zobaczycie film po raz drugi, pewnie zauważycie wskazówki. Przy pierwszym seansie – ten koniec was całkowicie zaskoczy”.

Wyjątkowe doświadczenie

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Gary Lucchesi wyprodukował już ponad 60 filmów i programów telewizyjnych, ale proces dobierania obsady do The Boy był dla niego wyjątkowym doświadczeniem. „Wielu aktorów znaleźliśmy dzięki przesłuchaniom wideo – Ruperta Evansa, Jima Nortona czy Dianę Hardcastle” – opowiada producent. „Na planie z radością obserwowaliśmy energię, która rodziła się pomiędzy aktorami. Bardzo na nią liczyliśmy”.

Rupert Evans, którego obecnie można podziwiać w serialu The Man in the High Castle według prozy Philipa K. Dicka, gra w The Boy Malcolma, zaopatrzeniowca z lokalnego sklepu spożywczego. Mężczyzna szybko okazuje się jedynym przyjacielem i sprzymierzeńcem Grety. „Nić porozumienia pomiędzy Rupertem i Lauren zrodziła się już w trakcie pierwszej próby czytanej” - wspomina William Brent Bell. „Ta chemia była niezbędna dla naszego filmu. Malcolm zakochuje się w Grecie, a ona również czuje do niego jakiś pociąg. Szybko stają się sobie bliscy. Tylko do niego Greta może się zwrócić, tylko na niego może liczyć. Malcolm przedstawia jej losy Brahmsa i jego rodziców. Postać spełnia jeszcze inną istotną funkcję – mężczyzna jest głęboko zakorzeniony w lokalnej społeczności i najlepiej może wprowadzić widzów do tego świata. Dla aktora było to z pewnością duże wyzwanie – Rupert jednak wywiązał się z niego znakomicie i sprawił, że wszyscy w tę opowieść natychmiast wchodzą”.

Malcolm stanowi dla Grety wsparcie i ostoję w nowym dla niej środowisku i nietypowej sytuacji. „Posiada jednak własne tajemnice” – zauważa Cohan. „Między tą dwójką rodzi się milczące porozumienie. Wzajemnie się wspierają. Wspólne doświadczenie obcowania z niewytłumaczalnymi zjawiskami sprawia, że ich więź staje się mocniejsza. My też nawiązaliśmy rodzaj porozumienia. Wszystko w tym filmie wydaje się takie realistyczne”.

Heelshire’owie, „rodzice” Brahmsa to starsza, bardzo poprawna para, tkwiąca w tradycji brytyjskiej klasy wyższej. „Heelshire’owie wywodzą się ze starej fortuny” – wyjaśnia Gary Lucchesi. „Są ze sobą od dawna. W życiu kierują się konwenansami i wytwornością. Diana Hardcastle i Jim Norton, którzy się w nich wcielili, to wspaniali profesjonaliści z olbrzymim dorobkiem zawodowym. Sami są wytworni”.

Hardcastle, aktorka Royal Shakespeare Company, nadaje pani Heelshire rys ascetyczny, może nawet surowy. Pan Heelshire w interpretacji Nortona jest o wiele cieplejszy, delikatniejszy. „Energia pomiędzy tą parą jest bardzo wiarygodna, co ma krytyczne znaczenie dla historii” – podkreśla Lucchesi. „Osobą, która wpada na pomysł, by w rezydencji pojawiła się lalka Brahmsa jest pani Heelshire. Wydawało się nam to oczywiste – to ona ma obsesję na punkcie zasad i przepisów, pod czym kryje się większa emocjonalna potrzeba posiadania takiego substytutu syna”.

Pani Heelshire dominuje nad domostwem i mniej asertywnym mężem. „To typ nadopiekuńczej matki, która nie pozwala bawić się synowi z innymi dziećmi” – komentuje reżyser. „Oczywistym jest jednak, że bezgranicznie go kocha. Nie jest pozbawiona wad, popełnia błędy, ale potrafimy ją w jakimś stopniu zrozumieć, nawet jej współczuć. Diana znakomicie wywiązała się w tej kreacji z tego, czego od niej oczekiwaliśmy”.

Jako widz Hardcastle nie przepada za horrorami. Właściwie, ze strachu, nigdy żadnego nie obejrzała. „Ta postać i historia są tak intrygujące, że musiałam wziąć udział w tym projekcie” – mówi aktorka. „To dość nietypowa sytuacja, prawda? Pani Heelshire zdaje się nieco szalona, ale – straciwszy syna – bardzo potrzebowała jakiejś „protezy”. W ten sposób wymyśliła małego, idealnego chłopca – lalkę. Niezwykła kobieta”.

Aktorka z przyjemnością wspomina współpracę z reżyserem Williamem Brentem Bellem. „Brent jest genialny. Znakomicie dobrał obsadę. Był bardzo na nas otwarty. Praca z nim przebiegała bezproblemowo” – mówi Hardcastle. „W tym filmie chodzi o coś więcej niż tylko o dreszczyk emocji i chwilę grozy. Ta opowieść budzi niepokój. Posiada tyle różnych warstw. Jest pełna suspensu. Są tu sceny dość gwałtowne, wręcz przerażające. Nie brakuje niewytłumaczalnych zjawisk. Liczę na to, że wstrząśnie widzami. Myślę, że będą snuli na jej temat różne hipotezy. Może wrócą na kolejny seans?”.

Pan Heelshire, jako osoba o łagodniejszym usposobieniu i bardziej racjonalna, szybciej zaskarbia sobie sympatię widzów i ich zaangażowanie w losy tej rodziny. „Zrobiłby wszystko, żeby tylko jego żona była szczęśliwa. Dla niej godzi się na udział w tej szaradzie. Jest wobec niej absolutnie lojalny” – komentuje reżyser. „Jim Norton pięknie te wszystkie walory uosabia – sam jest niezwykle troskliwy. Na planie improwizował częściej niż inni. Prosiłem go: Porozmawiaj z Brahmsem na temat… Natychmiast podejmował grę i mógł ciągnąć ją bez końca”.

Norton w scenariuszu The Boy znalazł wszystko to, co najbardziej pociąga go w kinie, w tym intrygujące, dobrze napisane postaci, inteligentny scenariusz i oryginalną fabułę. „To genialna i bardzo przerażająca opowieść o bezwarunkowej miłości, która wymyka się spod kontroli” – stwierdza aktor. „Ci rodzice tak mocno kochają swojego syna, że zrobią wszystko, by zachować pamięć o nim. Nigdy nie pogodzili się z jego stratą. Ludzie radzą sobie z żałobą na wiele różnych sposobów – ta para wymyśla sobie lalkę. To ich próba zachowania normalności. Teraz chcą wyjechać na wakacje i dlatego zatrudniają nianię. Jak to jednak w dobrych thrillerach bywa, w tym filmie nic nie jest tym, czym się zdaje”.

Norton związek Heelshire’ów nazywa „dość piekielnym sojuszem”. „Mąż godzi się na to wszystko z szacunku do uczuć wobec swojej żony i ze względu na własną miłość do dziecka” – komentuje aktor. W przeciwieństwie do swojej ekranowej partnerki, lubi dobre dreszczowce i bardzo ceni sobie The Boy. „To wyjątkowy i oryginalny film, pełen niespodzianek – aż do samego końca. Bardzo ekscytujący. To opowieść o miłości, strachu i ich konsekwencjach”.

Niecodzienną sytuację Grety komplikuje jeszcze bardziej niespodziewane pojawienie się jej byłego chłopaka – Cole’a, granego przez Bena Robsona, znanego głównie z roli w serialu Wikingowie. „Początkowo myśleliśmy o tej postaci zupełnie inaczej: może jakiś blond-osiłek, były rozgrywający ze szkolnej drużyny, facet, który zszedł na złą drogę. Ostatecznie doszliśmy jednak do wniosku, że byłoby to nazbyt oczywiste. Ten bohater miał budzić lęk, ale jednocześnie wychodzić poza sztampę. Ben ma „to coś” w sobie. Lauren jest osobą wysportowaną i wysoką, ale w zderzeniu z Benem widz natychmiast rozumie, w jaki sposób jego bohater mógł ją trzymać w szachu”.

Robson starał się podejść do swojej postaci z dozą empatii. Nie chciał stworzyć jednowymiarowego czarnego charakteru. „Cole jedzie za Gretą do Anglii, ponieważ jest przekonany, że ściągnie ją z powrotem do domu” – mówi aktor. „Dlaczego uważa, że ona będzie chciała tego samego? To dość agresywny facet. Na miejscu przekonuje się, że sprawy są bardziej skomplikowane. Pojawia się tajemnicza lalka. Ta praca była prawdziwą frajdą”.

Zdjęcia rodem z "Teksańskiej masakry..."

Klimat filmu to również zasługa operatora Daniela Pearla, autora zdjęć m.in. do Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. „Wiedzieliśmy, że Daniel nada naszej historii piękny wizualny kształt – jest w końcu autorem najwspanialszych, stylowych wideoklipów do przebojów Janet Jackson, Britney Spears, Jennifer Lopez i Bruce’a Springsteena” – zauważa Gary Lucchesi. „Chcieliśmy, aby wniósł do filmu energię, którą stworzył w Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną, gdzie bazował głównie na naturalnym świetle, ale jest też mistrzem spektakularnie pięknych kompozycji. Niewielu operatorów potrafi te dwie sztuki połączyć” – dodaje Wright.

Pearl doskonale zna operatorskie rzemiosło, ale jest również artystą instynktownie rozumiejącym światło i sztukę kadrowania. „Chcieliśmy, żeby nasz film miał klasyczny, piękny wygląd, z odrobiną dreszczyku, która nie będzie trącić myszką. Dom, choć leciwy, fotografujemy w mniej nasyconych kolorach, aby wyglądał na jeszcze starszy. W trzecim akcie jest już mroczny i przerażający. Tę część filmu kręciliśmy przy pomocy kamery, którą nazwaliśmy sobie „bojową”. To zdjęcia z ręki, bardziej frenetyczne i intensywne niż na początku i w środku opowieści, które mają charakter bardziej marzycielski i są niezwykle piękne”.

Pearl zwizualizował sobie film już na etapie czytania scenariusza. „Od razu dostrzegłem zarówno piękno, jak i bestię, kryjące się w tej opowieści. Coś takiego bardzo mi odpowiada” – mówi operator. „Zajmuję się tym zawodem już od 42 lat i mam dość jasno sprecyzowane pomysły co do tego, jak dany film powinien wyglądać. Chyba nikt się nie spodziewał, że przyjdę na plan, zapalę kilka reflektorów i zacznę kręcić. Więcej rozmawialiśmy o sposobie filmowania, kątach kamery i o ich obiektywach, niż o estetyce”.

„Nasz budżet był skromny, ale ilość krwi, potu i łez weń włożonych jest znaczna” – podsumowuje Bell, który jest przekonany, że The Boy wytrzyma próbę czasu. „Najwięcej nerwów kosztował nas projekt lalki. Wszyscy dali z siebie 1000 procent! W ciągu 24 dni zdjęciowych nakręciliśmy piękny film. Mam nadzieję, że za 30 lat będzie miał dla widzów tę samą moc. Na samym początku pracy powiedziałem ekipie, że nie chcę zrobić tylko horroru, dreszczowca. Chciałem, żebyśmy zrobili film, który przetrwa. Myślę, że się nam to udało”.

Więcej informacji

Proszę czekać…