Dzieło hollywoodzkiego mistrza charakteryzacji
Bez wątpienia najważniejszym elementem The Boy był Brahms. „Musieliśmy znaleźć lalkę idealną” – mówi Tom Rosenberg, prezes i dyrektor generalny studia Lakeshore Entertainment. „Musiała być jak żywa, odpowiedniej wielkości, przede wszystkim zaś… przerażająca, ale też magnetyzująca. Było to spore wyzwanie, ale dopięliśmy swego”.
Twórcy wyobrażali sobie postać bardzo realistyczną, cherubinkową. W osiągnięcie tego celu włożyli tyle samo pracy, co w znalezienie pozostałych członków obsady. Główną inspiracją dla wyglądu lalki był Jett Klyne, dziecięcy aktor, który zagrał dziecko państwa Heelshire’ów – chłopiec pojawia się w filmie tylko na rodzinnych zdjęciach. „Jett uosabiał sobą wszystko to, czego szukaliśmy” – stwierdza Bell. „To cudowny chłopiec, w którym jednak coś sprawia, że wierzymy, że w każdej chwili – choćby był najsłodszy i najukochańszy – może przemienić się w kogoś złego”.
W stworzeniu lalki Brahmsa pomógł filmowcom Todd Masters, jeden z najbardziej uznanych mistrzów charakteryzacji w Hollywood. Starannie przygotował teksturę skóry, włosy, kolor oczu, nawet wyraz twarzy – twórcy chcieli, żeby była to wyidealizowana nieco wersja żywego Brahmsa. „Brahms odgrywa w filmie kluczową rolę” – mówi artysta, laureat wielu nagród, w tym Emmy. „Pozostali aktorzy wybrani zostali ze względu na konkretne cechy. Tak samo podeszliśmy i do tego bohatera. Postawiliśmy na wygląd, który sprawia, że w niektórych scenach porcelanowy Brahms wygląda jak żywe dziecko. Kiedy indziej jest znowu zwykłą lalką”. Reżyser dodaje: „Powstała lalka o anielskim wyglądzie i oczami, za którymi skrywa się coś niebezpiecznego”.
„Wyszliśmy jednak z założenia, że Brahms nie będzie przypominał Chuckiego czy Annabelle. To nie miał być ten typ lalki” – podkreśla Richard Wright. „Nasza lalka wygląda niewinnie, dziecięco, do czasu, aż zmienia się światło, coś pojawia się w jej oczach i ma się wrażenie, że Brahms zaraz zabije. Do tej „sztuczki” wykorzystaliśmy soczewki kontaktowe. Najlepsze efekty osiągnęliśmy jednak dzięki manipulacji światłem, atmosferą i kostiumem, przede wszystkim zaś reakcjom aktorów”. Masters uzupełnia: „Daniel Pearl, operator, wykorzystał grę światła i cienia, rozpraszających się po konturach twarzy Brahmsa, by stworzyć jego mimikę. Wrażenie miało być tak naturalne – spostrzegawczy widz na pewno zauważy subtelne zmiany”.
Ostatecznie do zdjęć wykorzystano cztery lalki. „Jedna z nich to superlalka, sporych rozmiarów konstrukcja do zdjęć poklatkowych” – opowiada Masters. „Mogliśmy ją dowolnie ustawiać, dzięki czemu stawała się dość ludzka. Pozostałe egzemplarze różniły się wielkością, a nawet wagą. Raz Brahms zdaje się niemal monumentalny, kiedy indziej niezdarny. Czasami waży tak mało, że z łatwością można go przenosić. Kiedy indziej nie da się go nawet unieść”.
Dopełnieniem portretu Brahmsa i pozostałych bohaterów jest kostium. Za ten obszar pracy nad filmem odpowiedzialna była Jori Woodman. Lalka otrzymała całą garderobę – od flanelowych piżam począwszy, a na strojach galowych skończywszy. „Zamówiłam nawet piękne, tweedowe garniturki z firmy w Wielkiej Brytanii, ale ostatecznie uszyliśmy własne kostiumy” – wspomina Woodman. „Brahms jest młodszą wersją swojego ojca, który nosi się w bardzo eleganckim, szytym na miarę ubraniu. Ten styl pasował też do lalki. Jest w nim wszystko to, co związane z wiejską rezydencją, wliczając w to jej wszystkie sekrety i kłamstwa oraz staroświeckie zwyczaje”.
Te właśnie elementy były dla Woodman kluczowe przy doborze strojów. „W tych wielkich zimnych i pełnych przeciągów domach, bez wygód centralnego ogrzewania, ludziom było, po prostu, zimno” – komentuje kostiumolog. „Nasi bohaterowie noszą więc tweedowe ubrania, sztruks, ciężkie swetry. Poza tym zawsze zamykają drzwi, a co kryje się po drugiej stronie – tego nie wiadomo”.
Ponadczasowe kroje i wyraziste tkaniny, po które chętnie sięgała brytyjska arystokracja, musiały się też znaleźć w garderobie pani Heelshire. „Z kolei pan Heelshire nosi trzyczęściowy garnitur i sztormiak” – opowiada projektantka. „Podobnych, klasycznych zasad trzymamy się w scenografii domostwa. Nie ma w nim nic współczesnego. Paleta kolorów jest neutralna. Wszystko jest dość proste”.
„Tej zasady trzymaliśmy się również w przypadku Grety. To dziewczyna z Montany, która wie, jak się ciepło ubrać. Dżinsy, swetry, bluza z kapturem – to cała ona” – mówi Woodman. „Lauren jest tak piękna, że łatwo z niej było uczynić typową amerykańską dziewczynę, lekko wyidealizowaną”.