Opowieść do poduszki 4
Podobno pomysł na "Kobietę w błękitnej wodzie" zrodził się w momencie, gdy dzieci Shyamalana poprosiły go, aby opowiedział im jakąś historię. Z tej początkowej, niewinnej bajki na dobranoc, narodził się scenariusz filmu fabularnego. Od początku z powstaniem obrazu wiązały się problemy, wytwórnia Disneya (z którą był dotychczas związany) odmówiła realizacji jego najnowszego projektu. Teraz nie dziwię im się. "Kobieta w błękitnej wodzie" pomimo tego, że stara się pokazać, iż M. Night Shyamalan to reżyser wszechstronny, nie wytrzymuje porównania z jego poprzednimi dokonaniami. Nawet bez tego okazuje się być po prostu produkcją niedopracowaną i nudną.
Shyamalan postanowił zadrwić sobie ze swojego dotychczasowego wizerunku i zrobił obraz zupełnie inny od "Szóstego zmysłu" czy "Osady". Mimo tego, że film ten pod pewnymi względami przypomina "Znaki" (równie proste, ukryte przesłanie) jest to jednak coś nowego w filmografii reżysera. Pojawia się tutaj rzecz dotąd niespotykana u twórcy "Szóstego zmysłu". Jest nią humor. Kilka scen jest zabawnych i to niewątpliwy atut owego obrazu, ale niestety przeważa w nim nuda, która pojawia się w pewnym momencie i już do samego końca nie ustaje.
Trochę "Kobietę w błękitnej wodzie" ratuje obsada. Świetny jest Giamatti, a Howard mimo, że jest jej niewiele, również zasługuje na uwagę. Z kolei występ samego reżysera jest zdecydowanie niepotrzebny. Marny z niego aktor, a w dodatku rola, jaką odgrywa on w tym filmie jest zbyt duża. Trzeba pochwalić również muzykę, która jest niezwykle klimatyczna i po prostu piękna. Bardzo dobre są również zdjęcia, ale to już norma w obrazach Shyamalana.
Szkoda tylko, że zachowania bohaterów są kompletnie niezrozumiałe i nieprawdopodobne. Wydaje się, że logika opowieści w ogóle nie ma tutaj prawa bytu. Wątek pozyskiwania wiadomości o bohaterce Howard (a także jej poznawania) to istna łopatologia. Tak dużego uproszczenia dawno nie widziałem. Rozmowy bohatera z chińską staruszką to istny bezsens, którego nie tłumaczy nawet umowna, bajkowa konwencja. Shyamalan tworzy bardzo, prosty, a co za tym idzie, naiwny film. W pewnym momencie przekracza to już granice zdrowego rozsądku.
Już od samego początku twórcy nie ukrywali, że to opowieść do poduszki (bedtime story). Od początku było takie założenie. Reżyser postanowił, więc zrobić film, który chyba tylko dzieciaki docenią. Jest to zbyt proste dla dojrzałego widza, który po prostu zanudzi się oglądając "Kobietę w błękitnej wodzie". Dobrze, że reżyser zrezygnował z zaskakującego zakończenia i elementów straszenia (z czego przecież słynie), ale zabrakło tutaj jakiegokolwiek pomysłu na uatrakcyjnienie akcji. Już nie wnikam w śmieszność całej "mitologii" wymyślonej przez reżysera (w końcu to jest bajka na dobranoc), ale ta historia ma po prostu niewiele do zaoferowania. Pod tymi względami właśnie najnowszy film Shyamalana przypomina "Znaki". Zdaje się, że tutaj również wszystko okazuje się być wynikiem przypadku, a sama woda również odgrywa znaczącą rolę.
Mimo wszystko jest to wyjątkowa przypowieść, jakiej zapewne jeszcze nie było. Pomysł był ciekawy, ale bohaterowie zamiast żywymi ludźmi, stali się tutaj lalkami wypowiadającymi pompatyczne kwestie. Gdyby właśnie nie ich dziwne zachowania, zapewne nikt by nie narzekał, ale scenariusz został po prosu źle napisany i wszystko to jest tak umowne, że aż irytuje. Nawet kilka momentów, w których reżyser stara się nas przestraszyć, to jakaś pomyłka. Niektóre sceny są nawet źle wyreżyserowane, jak na przykład ta, w której stwór wyskakuje ze ściany. Należy jednak pochwalić Shyamalana za to, że postanowił zrobić coś innego. Na podkreślenie zasługuje też ciekawy wątek z krytykiem filmowym, którego (delikatnie mówiąc) reżyser potraktował okrutnie. Swoją drogą to najzabawniejsza postać filmu.
Z jednej strony jest coś pięknego w tym obrazie, ale z drugiej nie ukrywam, że jego seans potwornie mnie wymęczył. Choć nie myślałem, że się to zdarzy, za sprawą napisów końcowych, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Licząc od "Szóstego zmysłu" jest to najgorszy film Shyamalana. Może dzieciaki Shyamalana były usatysfakcjonowane, niestety ja nie jestem.
Nie rozumiem niezrozumienia tego filmu, dla mnie film genialny, jak większość pomysłów Shyamalana. Nie wiem tylko czemu nasi genialni tłumacze dodali kolor do wody :) SERDECZNIE POLECAM!