To film przyjemny i uroczy, dający nam namiastkę wakacji nie ruszając się z kinowego fotela, ale to tyle - znane i konwencjonalne na poziomie narracji. 6
Są filmy, które kategoryzujemy feel good movie. Paryż może poczekać zdecydowanie kwalifikuje się do tej kategorii produkcji sprawiających czystą przyjemność i to mu się udaje. Jest uroczo, rajsko i przez chwilę przeżywamy wakacje i relaks w kinie – ale też jednak od myślenia. Esencji zachwytu naszych bohaterów nie doświadczamy wspólnie w Paryżu, ale wokół niego i to jest ten przebłysk czegoś nowego w peanach pochwalnych na cześć miasta, które zazwyczaj jest głównym bohaterem.
Żona bogatego, hollywodzkiego producenta, podróżuje z nim po świecie, zwiedza najdalsze zakątki, ma wszystkiego czego sobie zażyczy… prócz uwagi męża. Telefon przy jego uchu, jest częściej niż on przy niej. Nie buduje się wokół tego wielkiego dramatu – Anne się pogodziła ze swoim losem, który na pozór wydaje się być marzeniem każdego. Nie należy do księżniczek, a do kobiet charakternych, które mają mnóstwo wyobraźni i niespełnionych marzeń, bo krążą wokół orbity pragnień męża i jego przyjmują za swoje lub swoje odsuwają na "kiedy indziej", które nie nadchodzi. Droga biżuteria i kolejny hotel pięciogwiazdkowy Anne wymieniłaby błyskawicznie za powrót do prowadzenia butiku, a obecnie wykonuje zawód: żona producenta.
Nasi bohaterowie mają jechać do Budapesztu, jednak z powodu problemów z uszami, Anne decyduje się dotrzeć do Paryża i tam poczekać na męża. Towarzyszyć jej w podróży i opiekować się nią (aż za bardzo) będzie przyjaciel od interesów Michaela – Jacques. Jest to stuprocentowy Francuz, niezbudowany na stereotypach do obśmiania, a raczej uroku swojej lekkomyślności, czarującego charakteru i zupełnej antypody męża Annie. To człowiek, który kiedy zepsuje się auto organizuje piknik obok, a kiedy towarzyszka przy stole ma ochotę na coś słodkiego, dostaje dziesięć talerzy ciast.
Jak kino drogi nas przyzwyczaiło, nie jest tylko przebyciem z punktu A do punktu B, a pokazaniem Anne jak życia się doświadcza, a nie po prostu przeżywa. Jacques ma ją bezpiecznie przywieźć do Paryża, jednak prócz pokazywania jej uroków wszystkiego wkoło, czerpania radości z detali i przyjemności z niuansów codzienności oraz natury, pokazuje jej życie, które mijała z powodu prędkości jakie ma jej. A właściwie bardziej jej męża.
Jest uroczo, gawędziarsko, często przy stole lub wśród uroków przyrody. Jacques nie drobi kroczków, tylko z wielkim rozmachem okazuje swoją sympatię dla dobrej znajomej. Patrzy się na nią nieustannie, chce by była szczęśliwa i nie ma tutaj tendencyjnego love story. To dojrzała dwójka, a ten element fabularny zalotów nie jest dominujący i jest bardziej nie dla nich, a dla naszej Annie – nie chodzi o posiadanie kochanka, a zakochanie się na nowo w życiu. My się w tym czasie ślinimy na wszystkie pyszności i zazdrościmy okoliczności przyrody. Skoncentrowanie się na skutecznym wciągnięciu widza do auta wraz z bohaterami nie odbywa się tutaj techniką 4D, a się udaje czułością opowiadania. Odczuwamy zapachy tych kwiatów którymi połowę samochodu zapełnia Jacques i zaczyna nam szumieć w głowach po kolejnej butelce wina o nazwie nie do powtórzenia, mimo że go nie skosztowaliśmy.
Paryż może poczekać to kinowy przyjemniaczek. Czaruje jak towarzysz podróży Annie, ale nie liczymy na coś poważnego – kinowo się nie nasycimy, bo jednak to znamy. Ale też wakacje w kinie często kochamy. Można się na chwilę przetransportować w ich okolice bez ruszania z fotela, ale to przyjemność bez większej refleksji, a film nie będzie długo żył w głowie widza po napisach końcowych. To rozkoszna, seksowna i elegancka, ale mało kreatywna narracyjnie, przygoda.
Ja tu nie widzę żadnej komedii romantycznej a nudnawy film drogi z pitu pitu w tle.Ładne miejsca i widoki wraz z całą masą dań restauracyjnych także najeść się.