Przez półtorej godziny cieknie woda z sufitu... 2
„Dark Water” to japoński horror, wyreżyserowany przez Hideo Nakatę, twórcę „Ringu”. Niestety, gdybym chciała streścić fabułę, było by to coś takiego: przez półtorej godziny cieknie woda z sufitu, w ostatnich 15 minutach dzieje się coś nie do końca zrozumiałego, a potem koniec. Zupełnie mnie to nie wciągnęło i nie mam pojęcia, co tylu ludzi przeraża w tej historii.
Ponoć film ma mroczną, wywołującą dreszcze grozy atmosferę. Jak dla mnie klimat filmu był przygnębiający – wszystko utrzymane w szaro-burej kolorystyce, akcja rozgrywa się na jakimś smutnym blokowisku, niemal czuje się zapach stęchlizny. Może i wywołuje to ciarki, ale raczej obrzydzenia, niż strachu. Do tego dochodzi monotonna, usypiająca wręcz muzyka.
Gra aktorska też nie prezentuje się najlepiej… Bo jakie emocje można okazywać, gdy przez pierwszą godzinę najstraszniejszą rzeczą jest mokra plama na suficie? Dużą rolę odgrywa tu postać dziecięca, ale też ciężko coś chwalić, gdy dziewczynka cały film spaceruje, rysuje, itd. Pozostałym aktorom też chyba udziela się szarzyzna filmu.
Jednak największą porażką „Dark Water” jest sposób prowadzenia fabuły. Owszem, zdarzenia są nieprzewidywalne…, ale tylko dlatego, że gdy spodziewamy się czegoś strasznego, nie dzieje się nic. I tak prawie do końca filmu. Kilka chwil napięcia można odczuć dopiero w ostatnim kwadransie seansu, ale widz jest już tak zmęczony kapiącą wodą i beznadziejnością wcześniejszych wydarzeń, że w sumie nic już nie pomaga.
Jednym słowem – stanowczo odradzam ten film! Jego twórcy zapomnieli chyba, że napięcie należy umiejętnie dozować, a nie dręczyć widza nudą przez tak długi czas, nieudolnie próbując zaskoczyć go na koniec…
Płynie mi w żyłach miłość do dalekowschodniego kina. I nawet jeśli znam już sporo powtórzonych elementów z innych dzieł, to nadal świetnie się to ogląda.