Mimo gadających głów, te głowę wypowiadają takie słowa, że nie tworzą ani pomnika, czy kontrowersji, tylko mnóstwo wspomnień, a przy tym refleksji o sztuce i artyście w ogóle. 7
Wojciech Młynarski wielkim muzykiem i artystą był, to wiemy i dowodów na to nie potrzebujemy. Jednak dokument Młynarski.Piosenka finałowa sięga trochę dalej i skutecznie unika benefisu pośmiertnego, kucia pomnika artysty, czy prostego układu dokumentu: gadające głowy albo wyliczanka biograficzna. Nie przechyla też się na drugą stronę – nie prześwietla go, nie wyciąga prowokacyjnych tematów i nie przebiera się w inwigilujących dla kontrowersji twórców. Najbliżej dokumentowi do różnobarwnego życiorysu, który obecności słów na poziomie poetyckiej socjologii uprawianej przez samego artystę, dorasta do rangi eseju o sztucę, melancholijnej i aktywnej refleksji o sztuce i pewnym pokoleniu ją tworząca, w ogóle.
Format filmu i narracji jaki został przyjęty to rozmowy z bliższymi i dalszymi znajomymi w celu stworzenia portretu artysty – okazuje się, że to zadanie niezwykle trudne. Wszechstronność, „stonoga artystyczna”, apetyt na literacką działalność były tak wielkich i rozchwianych rozmiarów w przypadku Wojciecha Młynarskiego, że ciężko jak jego twórczość, tak jego samego, nawet w kilkunastu epitach określić i do jakiejś wyrazistej kreski dotrzeć – to jest najpiękniejsze. Dokument jest pełen rozmachu jeżeli chodzi o gości obecnych: Od Janusza Głowackiego, Janusza Gajosa, Krzysztofa Tyńca, Mariana Opanię, Olgę Lipinską, Jacka Federowicza, Krzysztofa Maternę po wiele, wiele, wiele innych osobistości kultury i sztuki – członków rodziny również – Agatę, Paulinę, czy Jana Młynarskich. Mimo tylu wypowiedzi, szukania jakieś jakiejś esencji jego osoby wspólnie, dowiadujemy się o złożoności jego postaci i nie tylko blaskach. Jednego można być pewnym, prócz tego co sami doświadczymy, słuchając jego muzyki – ciężko tworzyć sztukę, ale jeszcze trudniej tego nie robić – w przypadku Wojciecha Młynarskiego twórczość była synonimem życia.
W dokumencie również nie możemy narzekać na ilość materiałów video. I to nie tych wyłącznie oficjalnych nagrań ze sceny, podążając chronologicznie ścieżką kariery artysty po scenie, ale materiały również poza nią. Szczerze, nikt nie tworzy hymnu pochwalnego na jego cześć, ale też nie dłubie za daleko, by zrobić z tego dochodzenia, a zostać przy narracji – o artyście, artystycznie. Chwilami utwór przyjmuje ciekawy kostium detektywa: To jaki był ten Wojciech Młynarski, ale tutaj odpowiedzi do końca nie poznamy i tak powinno pozostać – bo ten dokument nie ma maniery tabloidu.
Padają w tym Młynarski.Piosenka finałowa, prócz wielu pięknych zdań, adekwatnych do literackiej natury samego bohatera, słowa, że jego mózg siąknął jak gąbka. Ten dokument działa tak samo na widza. Siąkniemy go jak gąbka, bo nie zakłada sobie żadnej strategii. To portret rozrastający się z każdą minutą, mający w centrum Młynarskiego, ale nie tylko o nim mówiący. Jest tu wiele refleksji o kondycji sztuki, atmosfera świata artystycznego, którego już nie ma i dużo mieszanych uczuć. Istnieje taka piosenka Wojciecha Młynarskiego „Dotańczę aż do chwili”. Z jego mózgiem pracującym 24 godziny na dobę oraz okiem, które się rozgląda wszędzie i przez całe życie nie mrugnęło, fraza: Dotańczę do tej chwili, gdy niebo schyli się… wydaje się być zarezerwowana właśnie dla jego niesamowitej osoby. Taki jest też dokument.