Druga część Sicario szybko zaczyna wyglądać, jakby nie miała być kontynuowana, a dosłowność i i fabularne prostoty są rozczarowujące. 5
Kontynuacja dzieła tak inteligentnie skonstruowanego pod względem fabuły i nastroju, polemizując z prostotą gatunku do jakiego „technicznie” się kwalifikuje, jest wyzwaniem. Niestety Sicario 2: Soldado kompletnie tego nie dźwignęło i od początku czujemy, że pierwsza część nie była skonstruowana z myślą o kontynuacji. Na dodatek film stracił jakąkolwiek niebezpośredniość, jest DOSŁOWNY i wielosłowny. Jest więcej o czymś w tym filmie mówione i zapowiadane, ale nie realizuje się w obrazie i narracji. A krowa, która dużo mówi, mało mleka daje.
Druga część powraca do pokazywania amerykańskiej siły działania w miejscu bez zasad, czyli Meksyku. Tym razem walczą z kartelami, ale nie w kontekście narkotyków, tylko przerzucania przez nich nielegalnie ludzi. Handel żywym towarem. Zaczynem do włączenia mniej legalnych środków w akcji, o której rząd amerykański oficjalnie nie ma pojęcia, są działania terrorystów, podczas których giną niewinni obywatele Stanów Zjednoczonych. Oczywiście w tym momencie już wiemy kto się pojawi – z manierą Biga Lebowskiego, tylko że na froncie – Matt Graver. Musi skompletować zespół, który moralność zostawia w domu i nie używa za dużo głowy, kiedy celuje w cudzą. Także mamy totalnie intencjonalne guilty pleasure dla widza. Wraca „samotny wilk” Alejandro, któremu nie trzeba za dużo tłumaczyć, jemu zemsta się nie znudziła, Steve Forsing – niepozorny koleżka – który wie co znaczy współpracować w takiej brygadzie. Wprowadzenie tego teamu ma sugerować nam, że nikt nie będzie tutaj strzelał ślepakami i odkażał ran. Do tego kolejnym szczebelkiem obiecującym drabinę agresji i wspinaczkę na nią, jest chociażby scena przesłuchania nawiązująca do poprzedniej części. Wtedy tylko spojrzenie kamery na butlę wody wystarczyło, żeby zrozumieć, że chodzi o skuteczność, niuanse i zadeklarowanie w sposobie prowadzenia narracji pewnej niespadającej temperatury i charakteru. Tutaj Graver idzie o krok dalej i już wiemy, że coś nam zgrzyta, będzie inna komunikacja z widzem. Mówi, tłumaczy, objaśnia. I tak będzie z tym filmem. Wszystko przegada, a to co będzie działo się na ekranie nie wzbudzi w nas emocji, bo nie będzie umiejętnie budowanego napięcia przez brak wchodzenia pod skórę bohaterów, wtórność i chwycenie kilku wątków naraz, gdzie z żadnym nie nawiązujemy relacji.
Sicario 2: Soldado jest bardzo potłuczonym filmem decydującym się jednak na efekciarstwo. Brak zaglądania tutaj do jądra ciemności. Zamiast tego jest powtarzanie na okrągło o bezwzględności, barbarzyństwie. Dlatego wszystko już jest zdemaskowane, nie wywołuje adekwatnej reakcji, kiedy się dzieje. Ten film jest zaambarasowany. Z jednej strony wątek terroryzmu zostaje urwany błyskawicznie, młody bohater wstępujący w kręgi sicario też nie jest w żaden sposób prześwietlony. Młoda dziewczyna w świecie samców – Isabela Reyes – która ma być sposobem na dotarcie do celu panów z USA, przyciąga oczywiście naszą uwagę. Jednak jest bardzo marnym chwytem i wzbudza ckliwe momenty wspomnień rodziny przez Alejandro. Osobiście jest ciekawym charakterem, ale przez bladą narrację nie ma na nią pomysłu. Nie jesteśmy jej spojrzeniem, tak jak w przypadku Emily Blunt, gdzie zaglądaliśmy powoli i oszczędnie (to jest zbyt rozbuchane, oksymoron w przypadku tej produkcji) zza kurtynę z paraliżującym nas i bohaterkę nastrojem. Dosyć obojętnie obserwujemy przeciętnie napisaną fabułkę, trochę pretekstową, żeby wrócić do naszych szalonych i niereformowalnych bohaterów, którzy nie walczą tylko do momentu polania się krwi, tylko wtedy kiedy czują jej zapach, działają jeszcze skuteczniej. A z drugiej strony ten zwierzęcy charakter miejsca i bohatera Alejandro jest teraz bardzo spłycony i mniej temperamentny.
Cały dystans wobec historii, gdzie o jakimś ekstremum tylko się mówi, wynika z kulawego scenariusza. Jest głośno, jest ordynarnie, jest nastrojowo (jednak widać bezdech nawet na poziomie powtarzania w kółko wcześniej działającego głównego motywu muzycznego), ale to wszystko na nic, kiedy fabuła została naprawdę jako temat poboczny potraktowana. No i tak samo widz potraktuje ten film. Wyjątkowa i wyróżniająca się pierwsza część dostała cherlawą kontynuację, w której możemy liczyć na pospolicie zbudowaną akcje, ale nie na interakcje z fabułą, czy bohaterami. No niechlujna ta historia.
Przyzwoite kino akcji, ogląda się bardzo dobrze. Śmiało mogę polecić.